„WIEM, KOMU UWIERZYŁEM” (2 TM 1,12)
Apologia na dzień powszedni

Na czym polega gra

„Wierzysz, bo to twoja tradycja i masz z tego subiektywne korzyści w postaci pozytywnych stanów
psychicznych oraz lepszej sytuacji społecznej i materialnej”. A gdzież tam! Jeśli już, takie czasem
mogą być skutki wiary, ale nie jej przyczyny. Przyczyną wiary jest prawda.

KS. MACIEJ MAŁYGA

Wrocław

Futbol amerykański to jeden z najbardziej skomplikowanych
sportów. W grze Krętacza reguły są prostsze

CHRIS CHOW/UNSPLASH.COM

Prawdę, zgodnie z definicją św. Tomasza z Akwinu, określa się jako zgodność umysłu z rzeczywistością.
Weźmy błahy przykład rowerzysty, który odrywa wzrok od asfaltu i tuż przed sobą widzi górę. Kiedy będzie posłuszny prawdzie? Gdy stwierdzi, że czeka go długi podjazd i gdy odpowiednio ustawi przerzutki.
Wiara jest „posłuszeństwem prawdzie” (1 P 1, 22), bo jest uznaniem przez ludzki rozum pewnej rzeczywistości – tego, że istnieje Stwórca i Zbawiciel; jest rozpoznaniem i odpowiednim przeżyciem spotkania nie z górą, lecz z Obecnością Tego, przed którego obliczem góry topnieją jak wosk (Ps 97, 5).
Zasada gry
Ciężki żywot ma prawda w czasie naznaczonym przez post-truth („po-prawda”), gdy bardziej liczą się własne odczucia niż fakty. Jednak jak długo istnieje rzeczywistość i zdolny do jej odczytania intelekt (zdolność do intus legere – czytania wewnątrz), tak długo istnieje prawda. I to ona jest punktem wyjścia dla wiary: „Wierzę, bo On jest”.
Jeśli chrześcijanin nie widzi prawdy jako pierwszej racji wiary, to Krętacz – doświadczony kusiciel z Listów starego diabła do młodego C.S. Lewisa – może otwierać kolejną butelkę siarczystego szampana. Zalecał on, by serca chrześcijan truć następującą myślą: „Wierz w to nie dlatego, że to jest prawda, lecz dla jakiegokolwiek innego powodu”. Decydująca jest prawda, co Krętacz podsumowuje krótko: „Oto, na czym polega gra”.
Bo warto?
Owych „jakichkolwiek innych powodów”, cieszących kusiciela, może być wiele. Choćby ten sformułowany wedle zasady post-truth: „Wierzę, bo czuję, że to słuszne”. Albo szukanie w wierze różnego rodzaju korzyści: „Wierzę, bo daje mi to szczęście”.
A winno być odwrotnie: „Jestem szczęśliwy, bo wierzę. Wierzę zaś, bo On jest, i to jest Miłością”. Argumentu „z własnego szczęścia” może wszak użyć przeciwnik wiary, stwierdzając, że dla niego korzyścią jest akurat niewiara w Boga. Co więcej, wiara oparta na korzyści czyni z Boga „Zapchajdziurę”, co było jednym z pierwszych oskarżeń ateizmu wobec chrześcijaństwa (Ludwik Feuerbach: wiara to wymysł spragnionych szczęścia ludzi).

Podstawową racją chrześcijaństwa nie są wymagające spełnienia ludzkie pragnienia – choć one istnieją, są istotne i wiara je spełnia. Racją jest przychodzący Bóg. Szczerze pisze o tym Karol L. Koniński: „Na czym więc opierać wiarę? Na fakcie Objawienia […].
Nie szukam przyjemności w wierze; przeciwnie, odczuwam dużą przykrość, ciężki przymus konsekwencji wiary; nie dlatego, żebym był szubrawcem, jestem dżentelmenem – ale wymagania wiary są przesadne, ciężkie. Najcięższe jej wymagania – to wymaganie nadziei, gdy dusza moja skłonna jest do rozpaczy; ciężkie jest też wymaganie opanowania erotyzmu, gdy jestem z natury lubieżny. Więc wiara nie jest przyjemnością” (Ex labyrintho II).
Bo zawsze tak było?
Druga krucha „podstawa” wiary, ciesząca Krętacza, to oparcie się na różnego rodzaju tradycji: rodzinnej („Katolicyzm wiarą ojców”), narodowej („Polacy to katolicy”) czy cywilizacyjnej („Europejczycy to od zawsze chrześcijanie”). Ten „argument” znowu może być użyty przeciw wierze w Boga (inne tradycje rodziny Mahmuda, narodu Hindusów czy kultur Dalekiego Wschodu). Gdyby wiara zależała od „bo zawsze tak było”, chrześcijaństwo w ogóle by się nie zrodziło, cóż bowiem miałby powiedzieć Piotr czy Maria z Magdali w dzień Zmartwychwstania, gdy wydarzyło się coś, czego do tej pory nigdy nie było? Tradycja ma więc swoje znaczenie, lecz nie decydujące: „Nie chcę […] wyliczania i przypominania cywilizacyjnych i kulturowych zasług chrześcijaństwa – z czającym się za takim przypomnieniem tonem niepokoju o to, ile z nich przetrwa w świecie […].
Jeśli mianowicie wiara w Chrystusa jest naprawdę ostatnim słowem o dziejach człowieka, a ja w to nie wątpię, nie ma powodu do niepokoju. To Słowo nie pozwoli się nikomu zużyć i roztrwonić” (ks. Tomasz Węcławski, Wielkie kryzysy tradycji chrześcijańskiej).
Całą sprawę najlepiej podsumował Tertulian, broniąc chrześcijan oskarżanych o to, że nie czczą starych bogów: „Chrystus nazwał się prawdą, a nie przyzwyczajeniem” (De virginibus velandis).

Warto: grać według
podstawowej zasady.