Zikkaron „pamięć” zapomniana

Po cóż nam wiedza o tak obco brzmiących pojęciach jak hebrajski
tytułowy zikkaron – zastanowi zapewne Czytelnika. Otóż jest nam ona potrzebna
nie po to, by imponować wiedzą czy zaciekawić, ale aby świadomiej i głębiej wejść
w tajemnicę naszej wiary i pojąć, czym jest największy i jednocześnie,
ludzkim okiem patrząc, mało spektakularny Cud – Eucharystia.

ANNA RAMBIERT-KWAŚNIEWSKA

Wrocław

Chrystus Eucharystyczny, ikona z XVI wieku. W zbiorach Muzeum
Historycznego w Sanoku

WIKIMEDIA COMMONS

Są takie słowa, które wymykają się naszemu na wskroś grecko-rzymskiemu rozumowaniu. Ich właściwe zrozumienie wymaga skierowania wzroku ku wschodnim prowincjom dawnego Imperium Romanum, ku krainie przemierzanej przez samego Jezusa Chrystusa.
Pamięć helleńska
„Pamięć”, będąca współcześnie przedmiotem wielu dysput, na starożytnym Zachodzie nie zrobiła zawrotnej kariery, choć jej utrata, co przeczuwali starożytni, grozi fatalnymi skutkami – zarówno w wymiarze osobistym, jak i społecznym. Frapowała ona jednak co bardziej przenikliwych filozofów, którzy pojęli, że próżno ograniczać ją do jednej ze zdolności naszego umysłu. Przemyślny Arystoteles ukuł nawet taką jej definicję – „utrwalone wyobrażenie rozpatrywane jako obraz przedmiotu, od którego ono pochodzi”.
Pod tym tajemniczym zdaniem kryje się prosta prawda – pamięć jest odtwarzaniem wyobrażenia o danej rzeczy, nie zaś jej samej. Jakie stąd wnioski?
Skoro pamięć odgrywa znaczącą rolę w tworzeniu historii, a wraz z nią również tożsamości, to sama historia jest próbą nie tyle rekonstruowania, ile raczej konstruowania na nowo tego, co działo się w przeszłości – tym bardziej że najczęściej ten, kto ją tworzy, nie miał bezpośredniego kontaktu z ową historyczną rzeczą czy rzeczywistością.
Ale to jest już kwestia należna metodologom historii. Tym co jednak dla nas kluczowe, jest powiązanie pamięci z czasem, a właściwie, w ujęciu klasycznym, z jednym jego aspektem – z przeszłością, której przypominaniem para się pamięć.
Gdy spojrzymy na Biblię okiem lingwisty, bez trudu doliczymy się na jej kartach 24 poświadczeń hebrajskiego zikkaron, w większości w Pięcioksięgu (14 razy), a każde z tych miejsc Grecy przełożyli konsekwentnie rzeczownikiem mnēmosynon. Jego brzmienie słusznie kieruje nasze myśli ku mitologii, w której jedna z tytanid nosiła wywodzące się od niego imię – mowa o Mnemozyne. Bogini ta stanowiła ni mniej, ni więcej jak uosobienie zdolności zapamiętywania.
Uznawano ją za matkę dziewięciu z olimpijskich Muz, ponieważ pamięć jest jednym z pryncypiów szeroko pojętej sztuki. Wedle Hezjoda (wielkiego, współczesnego Homerowi twórcy) ci z poetów i władców, którzy cieszyli się najwyższym autorytetem, znajdowali się we władzy Mnemozyne. Dlaczego? Bo dzięki pamięci i przechowywanej za jej pośrednictwem wiedzy potrafili wyciągać należyte wnioski i działać/tworzyć mądrze. Sama jednak bogini nie doczekała się szeroko zakrojonego kultu. Była raczej czczona tam, gdzie stawiano sanktuaria jej ze wszech miar natchnionym córkom. I tu dochodzimy do sedna sprawy – Muzy opiekowały się sztukami, które działały przede wszystkim na ludzkie zmysły, które z kolei są nieodłącznym elementem poznawania świata.

Pamiętamy zaś to, co jednostkowo poznaliśmy. Te wywody można oczywiście ciągnąć dalej, szukając związków i właściwych definicji, jednak to wszystko, co tak spójne i poukładane, coraz mocniej oddala nas od biblijnego pojmowania pamięci, a wraz z nim od zrozumienia, jak wielkiego Wydarzenia jesteśmy stale świadkami.
Żydowska pamięć, czyli uobecnienie
Zikkaron polskim tłumaczom Biblii sprawia nie lada problem. Znajdziemy w naszych Bibliach takie przekłady, jak „upamiętnienie”, „pamiątkę”, „przypomnienie”, „świadectwo pamięci”, z których żaden nie wyraża stojącego za tym pojęciem semickiego rozumienia pamięci.
Nie bez przyczyny zikkaron po raz pierwszy w Torze pojawia się w Wj 12, 14, w kontekście ostatniej z egipskich plag – śmierci pierworodnych – i przygotowania do sławetnego Wyjścia. Wyjście wiązało się natomiast z pewnym szczegółowo omówionym w Wj 12 rytuałem, który odgrywał rolę zikkaron. „Pamiątka” ta celebrowana przez kolejne pokolenia Izraelitów, którzy wykonywali i wciąż wykonują szereg nakazanych przez Prawo czynności, nie służyła jednak wyłącznie „odtworzeniu wyobrażeń” o Passze przeżywanej w Egipcie, ona była i jest tą samą Paschą.
„Pamięć” żydowska w przeciwieństwie do pamięci greckiej wymyka się wszelkim ramom czasowym – z „wtedy” przenosi się w „teraz”, które jednak nie jest ani tym, co dopiero było przyszłością, a stanie się wkrótce przeszłością, ponieważ ono nie jest tożsame z uwikłaną w czas teraźniejszością.
Ono po prostu jest – tu i teraz.
Anamneza dla każdego
Takie pojmowanie „pamięci/ pamiątki/ upamiętnienia” – jakkolwiek tłumaczyć zikkaron – jest ogromnie ważne dla nas, chrześcijan. Statystyki wskazują bowiem, że choćby w samych Stanach Zjednoczonych spośród katolików (a może raczej wyznawców MDT – moralistycznego deizmu terapeutycznego, jak zwą ją Christian Smith i Melinda Lundquist Denton) aż 70% nie wierzy w realną obecność Chrystusa w Eucharystii, widząc w Niej jedynie… symbol.
Chciałabym myśleć, że jest to „jedynie” kwestia błędnego rozumienia słów samego Jezusa „to czyńcie na moją pamiątkę” (Łk 22, 19; 1 Kor 11, 24), semantyczne nieporozumienie związane z „pamięcią”, które nie ma nic wspólnego z niewiarą, że On jest w Eucharystycznym Chlebie na wszystkich ołtarzach świata.
Obco brzmiące słowo zikkaron w wersji hebrajskiej, czy mnēmosynon/anamnēsis w greckiej powinny należeć do pojęć doskonale chrześcijanom znanych (zaraz po transsubstancjacji, rzecz jasna!), może wówczas „pamiątka” nie kierowałaby naszych skojarzeń wyłącznie ku odległej przeszłości.