KS. ADAM CZTERNASTEK

Czepielowice

Pod warunkiem, że…

Życie obfituje w warunki, które należy spełniać. Zaczyna się od dzieciństwa, kiedy rodzic warunkuje otrzymanie przez dziecko jakiejś „nagrody” od wypełnienia konkretnego zadania.
Etap szkoły to warunek za warunkiem. Choćby, z czym mam zawsze problem, żeby zrozumieć warunkowe przejście z klasy do klasy. I tak można, przechodząc kolejne etapy życia, wyszukiwać spełniania czegoś od stawianych warunków.
Podczas rozmowy z nupturientami, kandydatami do małżeństwa, również zadawane jest pytanie, czy zawarcie małżeństwa nie jest podyktowane spełnieniem jakichś warunków. Warunki stawiane nam, które mamy spełnić, aby coś osiągnąć, zawsze są przyjmowane niechętnie i z dozą dezaprobaty. Jak to ktoś może mi postawić jakieś warunki! Jeżeli to dotyczy spraw, nazwijmy tak, niewiele wnoszących w nasze życie, to obejdziemy się z nimi jeszcze łaskawie. Gorzej, jak te warunki mają na celu naruszenie jakiejś naszej wewnętrznej „konstrukcji”, tak mozolnie przez całe życie wznoszonej.
I tu właśnie dotykamy tego dysonansu, o którym napisała Pani Marta. Może zabrzmi to zbyt szeroko, ale ogólnie nie lubimy, jak ktoś chce nas zmieniać. A zwłaszcza osoba/osoby, wobec której/których sami mamy wiele zastrzeżeń.
Wówczas z trudnością przychodzi nam popatrzenie na siebie z przysłowiowego „dystansu”. Krytyka, ta oczywiście zdrowa, może niejednokrotnie pomóc w dokonaniu korekty w naszym postępowaniu.
Ale kto może nas krytykować, czy w ogóle ktoś ma takie prawo? A już postawić jakieś warunki?
Ewangelia przybliża nam przykład bardzo istotnego warunku, który w takich relacjach należy spełnić: „Albo jak możesz mówić swemu bratu: Pozwól, że usunę drzazgę z twego oka, gdy belka [tkwi] w twoim oku? Obłudniku, wyrzuć najpierw belkę ze swego oka, a wtedy przejrzysz, ażeby usunąć drzazgę z oka twego brata” (Mt 7, 4-5).
Zawsze aktualne.