Nie o filmie braci Sekielskich

Od premiery filmu Tylko nie mów nikomu minęło już trochę czasu. Być może
dyskusja na jego temat już przycichła, a być może nie. Tekst piszę w czasie
jej największego wzmożenia, a czytelnik przeczyta to, o ile się taki znajdzie,
za półtora miesiąca. Podjąłem się tematu z ciekawego punktu widzenia,
albowiem produkcji nie widziałem i oglądać nie zamierzam.

PIOTR SUTOWICZ

Wrocław

Burza na Jeziorze Galilejskim, Rembrandt van Rijn, olej na płótnie, 1633.
Isabella Stewart Gardner Museum, Boston, skradziony w 1990

WIKIMEDIA COMMONS

Jednym z powodów, dla których nie obejrzałem wspomnianego filmu, była… ciekawość.

Z ciekawości (1)
Tak, zgadza się. Na serwisie YouTube pojawił się w sobotę i byłem ciekaw, czy w poniedziałek wszyscy będą mnie pytać, co o nim sądzę, i muszę przyznać – nie zawiodłem się. Musiałem temu stawić czoło.
Po pierwsze, ludzie się dziwili: no jak to, nie widziałeś? Być może od razu zostałem zaszufladkowany do jakiejś grupy. Może ten i ów sądził, że identyfikuję się z grupą księży pedofili, być może nie wierzę ofiarom i nie chcę słyszeć, co mają do powiedzenia, a może osąd mówiący, iż autorzy produkcji nie zrealizowali jej z miłości do Kościoła, nie pozwala mi obiektywnie na nią spojrzeć i przyznać słuszności twierdzeniu, że oto w Kościele wydarzyło się wielkie zło.
Powiem krótko, mam pretensje zarówno do księży pedofili, jak i tych, którzy praktykują homoseksualizm, oraz tych, którzy żyją w nieformalnych związkach z kobietami. Oczywiście, rzeczy te nie pozostają całkowicie na jednej płaszczyźnie – jedne są złamaniem Prawa Bożego i świeckiego, a drugie „tylko” Bożego i kościelnego oczywiście.
Nie wiem, jak sobie tłumaczą swe postępowanie właśnie przed Nim.
Trudno mi to sobie wyobrazić inaczej, jak w ten sposób, że w Boga nie wierzą, ale nie jestem nimi, nie wiem. Może wreszcie być tak, że do seminariów duchownych trafiają jakieś osoby o cechach patologicznych i ktoś w porę tego nie wyłapuje. Nie mnie sądzić. Na pewno jednak problem jest też moim jako części Kościoła. Byłbym ciekawy, gdyby ktoś pokusił się o raport w tej sprawie i go opublikował oraz przystępnie omówił.
Na razie jednak czegoś takiego nie dojrzałem. Wierzę jednak, że Kościół chce problem rozwiązać w Polsce, nawet gdyby nie chciał, to po dyskusji, jaką wywołał rzeczony film – musi.

Z ciekawości (2)
Drugi powód mojej ciekawości był taki, iż chciałem wiedzieć, jak szybko dowiem się o szczegółach filmu bez oglądania go. Tu również moje przypuszczenia, że nastąpi to bardzo szybko, sprawdziły się całkowicie. Otóż po trzech–czterech dniach moja wiedza była pewna. Już moi poniedziałkowi rozmówcy, widząc moją niewiedzę, relacjonowali mi to, co w filmie zobaczyli.
Część z nich była szczerze wstrząśnięta, gdy opowiadała. Wierzę im. Dla wielu wierzących ksiądz symbolizował ich wiarę. Być może w społeczeństwie ta identyfikacja jest za głęboka – w końcu trzeba wierzyć w Boga, a nie w ludzi, ale cóż, w Polsce wielu ludzi identyfikowało Kościół z księdzem. Wiele pokoleń kapłanów swą ofiarną służbą i byciem z ludem na to zapracowało, wielu z nich pracuje nadal. Jakaś grupa ewidentnie tę dobrą stronę pracy kapłańskiej postanowiła zniszczyć. Już gdzieś napisałem takie zdanie: „biada im”, a Kościoła po prostu szkoda.
Poza rozmowami o szczegółach faktów opowiedzianych w produkcji filmowej natychmiast rozpisały się wszystkie media. Głos zabrali również politycy i sami księża. W ciągu tygodnia można było swą wiedzę w rzeczonej kwestii poszerzyć znakomicie, choć nie wiem, czy była ona ubogacająca duchowo. Po prostu, zgorszenie stało się szersze, właściwie powszechne. Już nie tylko pedofile, ale także cały Kościół jako instytucja stał się chłopcem do bicia, kozłem ofiarnym. Tylko ludzie bardzo odważni mówili o tym, że pedofile są nie tylko księżmi, a właściwie tych jest bardzo niewielu. To już nikogo nie obchodziło. Ci, którzy swe życie poświęcili na walkę z Kościołem, mieli swoje pięć, a może więcej minut na to, by całą swoją nienawiść móc wylać.
Sprawa stała się inspiracją dla Sejmu, który w błyskawicznym tempie przyjął antypedofilskie ustawy, którymi jakoś nie mógł się zająć kiedy indziej. Zresztą skutków jest znacznie więcej, w tym takich, z którymi będzie sobie trzeba radzić bardzo długo. Czy Kościół sprosta wyzwaniom, zależy tylko od niego, czyli również ode mnie.