Moja Niedziela

Adam i Ewa w raju. Bizantyjska mozaika z XII-XIII w. w katedrze Monreale, Włochy / WWW.THEREDLIST.COM

Dobry Samarytanin, Aimé Nikolas Morot,
obraz olejny, 1880. Petit Palais, Paryż

WIKIMEDIA COMMONS

7 LIPCA 2019 R.
XIV Niedziela zwykła

Ci,
którzy powinni
się cieszyć

IZ 66, 10,12-14C; GA 6, 14-18; ŁK 10, 1-12.17-20

Ubrani na czarno mężczyźni, żyjący po dwóch, po trzech, zawsze w sąsiedztwie kościoła. Sami, bez żon, bez dzieci, na starość najczęściej w domach dla emerytów. Często krytykowani, opisywani jako „ciemnogród”, „las”, oskarżani o wszelkie znane grzechy i niejedno przestępstwo, często słusznie, jeszcze częściej zupełnie bezpodstawnie, na prawie odpowiedzialności zbiorowej.
Ulubieńcy gazet, które zawsze z chęcią opowiedzą o takiej czy innej „bulwersującej” historii z ich udziałem, nasi ulubieni bohaterowie skandali. Jedni zbyt zamożni, inni wręcz przeciwnie. Niektórzy z nałogami, inni rozmodleni, jeszcze inni dziwni lub nieco szaleni. Wielu z nich szczerze wierzy w Jezusa. Wielu nie wierzy – może wierzyli kiedyś, może nigdy, może kiedyś znów w Niego uwierzą.
Jest ich w Polsce nieco ponad 30 000, przy trzydziestomilionowej populacji katolików. Każdy posłany średnio do tysiąca wiernych, z którymi ma rozmawiać, pomagać im, wspierać, prowadzić do zbawienia; ma też dbać o parafię, jej budynki, funkcjonowanie, organizować odpusty, obchody świąt i uroczystości, spowiadać, udzielać ślubów, pogrzebów i chrztów. I powinien to być zawsze dobry człowiek, bo przecież ta profesja zobowiązuje. My możemy sobie pozwolić, ale oni nie powinni. Inaczej powinni odejść, najlepiej głośno przepraszając i we wstydzie. Oni się przecież zdecydowali – ci, którzy zostali posłani, tak jak ewangelicznych 72 uczniów – czy prawdziwie wierzących?
Czy na pewno dobrych i moralnie sprawdzonych? Nie wiemy.
Wiemy natomiast, że jeśli ich przyjmiemy, to przyjdą i chwilę z nami zostaną. Opowiedzą nam o tym, o czym od dwóch tysięcy lat mówi Kościół. Możemy ich wraz z wcale nienową Nowiną odrzucić, wyrzucić z miast i domów. Taki scenariusz również jest w Ewangelii opisany.

14 LIPCA 2019 R.
XV Niedziela zwykła

Polecenie, które nie przekracza twych możliwości

PWT 30, 10-14; KOL 1, 15-20; ŁK 10, 25-37

Kochać bliźniego swego jak siebie samego – brzmi to podobnie do „nie rób drugiemu, co tobie niemiłe”, przysłowia, które często przywoływane jest w dyskusjach o podobieństwach między chrześcijaństwem a moralnością „naturalną”, wynikającą z empatii. Podobieństwo jest tu jednak zwodnicze. Jezus, aby wyjaśnić i unaocznić słuchaczom właśnie ów brak paralelizmu między swoją nauką a potocznością, przywołuje postać Samarytanina – a zatem kogoś, kto dla Jego audytorium był bardziej nieprzyjacielem niż „bliźnim”. A zatem – czy miłości uczyć się mamy od tych, których w naszym ludzkim rozumieniu nie darzymy sympatią? Czy mam się jej uczyć od kierowcy, który wymusił pierwszeństwo, albo od kogoś, kto wepchnął się przede mnie w kolejkę do kasy? Czy – innymi słowy – od ludzi odpowiedzialnych za większe lub mniejsze niedogodności i nieszczęścia codzienności mamy uczyć się tego, jak być dobrym człowiekiem, jak zasłużyć na zbawienie? Tak! Nie chodzi jednak o to, by kopiować i akceptować zachowania złe, by odpłacać pięknym za nadobne. Wezwanie, które brzmi w słowach Jezusa, to wezwanie do porzucenia egocentryzmu, do porzucenia kalkulacji osobistej korzyści na rzecz zrozumienia i miłości drugiego człowieka.
Porzucając zazdrośnie strzeżoną własną perspektywę, według której rysuje nam się obraz świata, zyskujemy niemal automatycznie wgląd w motywy ludzi, którymi normalnie co najwyżej pogardzalibyśmy. Rozumiejąc ich motywy, dostrzegamy następnie ich samotność, zranienia, ich piękno wreszcie. To bardzo trudne, ale jak poucza nas dziś Księga Powtórzonego Prawa, „nie przekracza twych możliwości i nie jest poza twoim zasięgiem”.

21 LIPCA 2019 R.
XVI Niedziela zwykła

Najważniejszy człowiek
w historii

RDZ 18, 1-10A; KOL 1, 24-28; ŁK 10, 38-42

Jürgen Klopp, obecny trener zespołu Liverpool FC, powiedział kiedyś, że najważniejszą osobą w historii ludzkości jest Jezus Chrystus. Ostatnio, w związku ze zwycięstwem drużyny w Lidze Mistrzów, wypowiedź ta była dość często przypominana, jako świadectwo wiary i sposób na umocnienie wątpiących. Zabrakło mi jednak w medialnych przekazach pewnej refleksji nad niezwykłością tego zdania.
Wyobraźmy sobie, że ze wszystkich ludzi wybrać mamy tę jedną najważniejszą osobę. Kogokolwiek. Dla wielu będzie to żona, mama, dziecko, ojciec, jakiś autorytet, bliższy lub dalszy. Ulubiony muzyk, znany polityk, dowódca, a nawet – dlaczego nie? – myśliciel, który dogłębnie nas poruszył.
Jezus Chrystus ma wśród ważnych ludzi całkiem sporą konkurencję, na rynku autorytetów nie jest On z pewnością monopolistą. Są jednak tacy, jak choćby wspomniany trener, którzy zauważają wyjątkowość Jezusa. Podobnego, choć chyba jeszcze mocniejszego, oświecenia doznał Święty Paweł, któremu Jezus objawił się jako „nadzieja chwały”.
Wyjątkowość Chrystusa polega nie tylko na czynach, których dokonał. Historia Marii i Marty pokazuje nam również niezwykłą samoświadomość Zbawiciela. To nie historia oceniła Jezusa – On sam świadomy był tego, kim jest. Słowa skierowane do Marty nie mają w sobie żadnej pychy – nie jest to majaczenie megalomana. Jezus stwierdza fakt, podobnie jak wówczas, gdy określa się jako Drogę, Prawdę i Życie. To nie jest „zwykły” wybitny człowiek, to nie sprawny polityk, to nie wybitny filozof, to również nie szaleniec. To ktoś, kto rozumie, kim jest, i postępuje zgodnie z planem, którego celem jest zbawienie ludzkości.

28 LIPCA 2019 R.
XVII Niedziela zwykła

Natrętni
jak dzieci

RDZ 18, 20-32; KOL 2, 12-14; ŁK 11, 1–13

Ziemianie – rozpatrując ich a maximis ad minima – nie są gatunkiem specjalnie bystrym. Szkodzą sobie wzajemnie bez opamiętania, krzywdzą swoich przeciwników, ranią przyjaciół, wykorzystują własne dzieci. Nie przepuszczą też przyrodzie – cała planeta zagrożona jest, jak podaje najnowszy raport ONZ, spustoszeniem spowodowanym przez człowieka. Czy nie ma zatem racji szatan, wyliczając przed Bogiem wszystkie nasze przestępstwa i niedoskonałości? Czyż nie powinniśmy zostać potępieni, zniszczeni na wzór mieszkańców Sodomy i Gomory? Bardzo być może. Jest jednak ktoś, kto nieustannie wstawia się za nami. Aby jednak uzyskać Jego pomoc, musimy wykazać się aktywnością, musimy dać Mu znać, czego nam potrzeba.
Potrzebna jest kooperacja między łaską a człowiekiem. My jednak często się zniechęcamy – jeśli nie dostajemy tego, o co prosimy, obrażamy się na Boga. Unosimy się honorem, a właściwie pychą. A Jezus zachęca nas do postawy zupełnie innej. Mamy być, mówiąc w skrócie, natrętami.
Nie dlatego, że to jest właśnie metoda na „wymuszenie” na Bogu dobrobytu, zdrowia czy innych ważnych dla nas kwestii. Natręctwo to przecież powtarzanie w kółko tego samego. Na tej zasadzie dzieci nakłaniają nas do spełniania ich zachcianek. A przez powtarzanie człowiek uczy się, że jeden jest tylko adres, pod który zapukać można o każdej porze dnia i nocy. Jeden Przyjaciel, który zawsze da nam to, czego nam potrzeba.

Adam i Ewa w raju. Bizantyjska mozaika z XII-XIII w. w katedrze Monreale, Włochy / WWW.THEREDLIST.COM

Chrystus w domu Marty i Marii,
Jan Vermeer, obraz olejny, 1654. National Gallery
of Scotland, Wielka Brytania

GOOGLE ART PROJECT/WIKIMEDIA COMMONS

4 SIERPNIA 2019 R.
XVIII Niedziela zwykła

Marność odkryta,
życie ukryte

KOH 1, 2; 2, 21-23; KOL 3, 1-5.9-11; ŁK 12, 13-21

Dlaczego chrześcijanom nie wiedzie się lepiej niż wyznawcom innych religii? Dlaczego nie żyją w zdrowiu i szczęściu, nie są zamożniejsi, mądrzejsi, lepsi od innych? Czy nie mają znaczenia prośby, które w każdej Mszy Świętej zanosi do Boga Kościół? Jak wspaniały wpływ miałoby na nasze życie spełnienie tych wszystkich życzeń, którego przecież nieustannie od Niego oczekujemy. Jakże demoralizująco działa na nas ich niespełnianie! I wreszcie: czy Bóg musi nas zsyłać na Ziemię, byśmy tu męczyli się i ginęli, zamiast zabrać nas bezpośrednio do nieba?
Wszystkie te pytania powtarzają się w paradygmacie wyznaczającym granice współczesnego zwątpienia. Ale nie są to bynajmniej wątpliwości nowe. Dziś są jedynie inaczej artykułowane. Wynika to stąd, że na te trudne pytania nie da się odpowiedzieć. Nie dlatego, że odpowiedzi nie dałoby się znaleźć. Dlatego że w chrześcijaństwie nie ma podstaw do ich stawiania. Czyż Jezus jest naszym rozjemcą lub sędzią między nami? Czyż dziś jeszcze od wielu z nas nie „zażądają duszy”? Czy wreszcie nie umarliśmy, jak pisze w drugim czytaniu Święty Paweł? To jest kierunek, który wskazuje nam Ewangelia – nie namysł nad iluzoryczną niekompetencją Stwórcy, ale życie tą nadzieją, która teraz jest ukryta, ale która ukaże się wraz z Chrystusem. Pytania o nasz ziemski dobrobyt tracą sens, ponieważ dla tego świata już umarliśmy. Jesteśmy tu zaledwie „niespiesznymi przechodniami” – Zbawiciel zabrał nas stąd i jedynie osobista wolność każdego z nas jest powodem tego, że chodzimy wciąż po Ziemi. Musimy bowiem teraz odnaleźć to ukryte Życie. Odkrytą marność znamy przecież dobrze.

11 SIERPNIA 2019 R.
XIX Niedziela zwykła

Strachy
małej trzódki

MDR 18, 6-9; HBR 11, 1-2.8-19; ŁK 12, 32-48

Często zdarza mi się ten moment stagnacji: wiem, do jakich celów dążę, wiem również, co powinienem robić, by je osiągnąć, a mimo to nie potrafię się zmusić do działania. To nie tylko kwestia zmęczenia – mam raczej na myśli te chwile, w których zaczynam wątpić w wartość swoich wysiłków. Ten stan jest nieznośny – nie tylko tracę wówczas chęć do działania, ale tracę wręcz ochotę do życia. Nie ma sensu poruszać się, nie ma sensu walczyć…
Z takiego marazmu wyrywa mnie niewyjaśniony zryw woli – nie wiem, skąd on się bierze, ale pozwala mi wziąć się w garść i z nową energią zabrać do pracy. Podobnie jest w sprawach związanych z naszym zbawieniem. Jezus zna to bardzo dobrze, dlatego też pokazawszy cel wędrówki, stara się teraz w swoich słuchaczach wzbudzić szacunek dla Boga, pokazuje Go jako Pana gotowego karać (nawet chłostać!) tych, którzy nie czekali Jego powrotu. Czy mamy się lękać teraz, kiedy niemalże chwilę wcześniej dostaliśmy polecenie, by się nie bać? Chyba nie o strach tu jednak chodzi, ale o świadomość, że wiara – podobnie jak zryw woli po czasie stagnacji – jest pewnym darem i że jeśli ten dar otrzymaliśmy, to wraz z wielką odpowiedzialnością.
A to dlatego, że wiara, tak jak ją przedstawia Jezus, nie jest teoretycznym sporem o prawdziwość takich czy innych dogmatów. Jest to nadzieja, że Pan powróci do nas, że przyjdzie ponownie Ten, który jest Miłością. Gdy szukamy wokół siebie ludzi głęboko wierzących, widzimy, że wciąż jest to zaledwie „mała trzódka”. Ale jest to trzódka, która – jeśli żyje nadzieją – nie musi niczego się bać.

18 SIERPNIA 2019 R.
XX Niedziela zwykła

Ogień
gorliwości

JR 38, 4-6.8-10; HBR 12, 1-4; ŁK 12, 49-53

Jeszcze nie opieraliście się aż do krwi, walcząc przeciw grzechowi”, powiada Święty Paweł w drugim czytaniu.
Ten swoisty wyrzut apostoła jest wciąż aktualny.
Kto w końcu może powiedzieć o sobie, że jego gorliwość w walce z grzechem została doprowadzona do granicy możliwości? Że nic już więcej nie dało się zrobić, by grzechu uniknąć? Wybieramy przecież najczęściej drogę środka, tak aby i diabła nie ominął przysłowiowy ogarek. Szukamy raczej sposobu, by formalne wymogi religii nie stawały w sprzeczności z tym, co i tak chcemy zrobić. Jesteśmy chłodni – boimy się sprzeciwić sumieniu, bo wewnątrz czujemy, że wybieramy zło. Pokusy wokół nas są jednak zbyt silne i dlatego stawiamy na odprawianie obrzędów zamiast na prawdziwe wybranie dobra. Nie takie życie proponuje nam Chrystus. On przynosi nam ogień i jest to płomień gorliwości o sprawy Boże, zatracenia w walce ze swoimi słabościami aż do śmieszności czy odrzucenia.
Ten sam, którym zapłonął Święty Paweł. Stąd też zapowiedź sytuacji, w której konflikt między wiarą i niewiarą ogarnie nawet rodziny. Walka o zbawienie bowiem – choć tak popularne jest podkreślanie obecnie roli rodziny (nie ma w tym skądinąd nic złego) – jest indywidualna i stoi ponad więzami społecznymi, ponad uwarunkowaniami kulturowymi, ponad relacjami rodzinnymi wreszcie. Podobnie jak wrzucony do cysterny Jeremiasz, człowiek musi skonfrontować się z „błotem” swojego życia sam. I chociaż nie zostajemy bez pomocy, mamy przecież Boskiego Przewodnika, który zsyła nam swojego Ducha, to jednak każdy z nas musi samodzielnie dokonać wyboru tego, co dobre.
I dokonywać go potem każdego dnia.

25 SIERPNIA 2019 R.
XXI Niedziela zwykła

Nie zgrzytajmy
zębami

IZ 66, 18-21; HBR 12, 5-7.11-13; ŁK 13, 22-30

Problem zła, jego pochodzenia i pozycji, jaką w chrześcijaństwie zajmuje wobec niego Bóg, został opisany już na wiele sposobów. Wciąż jednak w myśleniu potocznym funkcjonuje ten odwieczny argument, że przecież gdyby Bóg chciał, to na świecie nie byłoby zła i cierpienia.
A zatem, jeśli Bóg jest miłością, to dlaczego pozwala na tak straszne rzeczy, jak wojny, choroby i śmierć? Wydaje się, że Jezus odpowiada na tak zadane pytanie w sposób przewrotny: a dlaczego miałby nie pozwalać? Dlaczego miałby człowieka, to stworzenie tak często, niemal codziennie unoszące się pychą, stawiające na pierwszym miejscu siebie, krzywdzące siebie i innych bez umiaru, dopuszczać do zbawienia? Dzisiejsza Ewangelia zdaje się być przypomnieniem, żeby zbawienia nie traktować jak coś, co nam się bezwzględnie należy. Musimy o nie walczyć, starać się, zwłaszcza że to, czego się od nas wymaga, to rzeczy tak proste, że wręcz banalne. Wystarczy nie być wśród tych, którzy dopuszczają się niesprawiedliwości.
Niby proste, a jednak… czy mogę powiedzieć o sobie, że jestem sprawiedliwy? Czy zachowuję się wobec innych zawsze sprawiedliwie? Nie wiem, ale nie sądzę, że jestem w tym względzie niewinny. Nie sądzę, by ktokolwiek z nas był. Jak wielka musi być różnica między Królestwem Niebieskim a tym, co będzie znajdowało się poza nim. Czytamy o „płaczu i zgrzytaniu zębów” – płacz niewątpliwie kojarzy się z jakimś bólem, cierpieniem. A zgrzytanie zębów – już raczej ze złością, z nienawiścią. Warto się dobrze nad tym zastanowić – piekło to nie tyle stan kary, ile skupisko tych, którzy nienawidzą.

KRYSTIAN KWAŚNIEWSKI

Adam i Ewa w raju. Bizantyjska mozaika z XII-XIII w. w katedrze Monreale, Włochy / WWW.THEREDLIST.COM

Przypowieść o bogaczu,
Rembrandt van Rijn,
olej na desce, 1627. Gemäldegalerie, Berlin

WIKIMEDIA COMMONS