MAREK MUTOR

Wrocław

Opcja Benedykta

Kultura Zachodu staje się coraz mniej chrześcijańska. Właściwie chrześcijaństwo i reprezentowane przezeń wartości krok po kroku stają się jakby kontrkulturą, coraz mniej akceptowaną, dla wielu niezrozumiałą i obcą. Mowa nie tylko o świecie sztuki, ale przede wszystkim o kulturze dnia codziennego i wyobrażeniach o świecie, które gwałtownie zmieniły się w ostatnich dekadach. Człowiek Zachodu z rzadka akceptuje takie „dziwne” pomysły chrześcijaństwa, jak czystość czy dobrowolne ubóstwo. Czcimy seks, władzę i pieniądze. Uważamy, że „mamy prawo do szczęścia”, ale rozumiemy przez to, że na pierwszym miejscu są nasze potrzeby. Nie mówiąc już o tym, że wielu chrześcijan w istocie niewiele wie o wierze, którą deklaratywnie wyznaje.
Kilka lat temu R. Dreher opublikował książkę Opcja Benedykta, w której stara się dowieść, że dzisiejsza sytuacja postchrześcijańskiego Zachodu przypomina czasy św. Benedykta z Nursji, który w początkach VI w. opuścił upadły Rzym, by po trzyletnim pustelnictwie zająć się tworzeniem monastycznych wspólnot. Benedyktyni, w świecie pełnym chaosu i pogaństwa, odkrywali piękno wiary w Chrystusa, pracowali i modlili się, a przy okazji zachowali dla kolejnych pokoleń stare księgi, prawdziwą wiarę i wiele dzieł kultury antycznej. Pokolenia mnichów stanowiły jakby arkę, która przeniosła przez dziejowy potop doświadczenie chrześcijańskie i skarby europejskiej kultury. Według Drehera odpowiedzią chrześcijan na coraz bardziej neopogańską kulturę Zachodu powinno być zwrócenie się – wzorem św. Benedykta – ku prawdziwemu doświadczeniu wiary, w duchu pokory, czystości i ubóstwa, poświęcenie czasu liturgii, pracy w małych wspólnotach chrześcijańskich i ciągłe nawrócenie.
Dopiero świadectwo miłości małych neobenedyktyńskich wspólnot może promieniować w świat, pociągać autentyzmem, dawać odpowiedź ludziom umęczonym rozedrganiem nowoczesnego życia. W ten sposób Kościół Chrystusa odradzałby się na nowych zasadach. Jest to koncepcja, która współgra z dawniejszą wizją J. Ratzingera (Benedykta XVI), który przewidywał, że w wyniku obecnego kryzysu Kościół utraci swoje przywileje społeczne i majątek, po to, by jako mała wspólnota odrodzić się na nowo. W takim ujęciu Kościół jawi się jako dobrowolne stowarzyszenie, do którego przystępuje się tylko na mocy samodzielnej decyzji. Pójście za Chrystusem będzie wymagało konkretnych poświęceń i odrzucenia akceptowalnych dla większości norm kulturowych.
Wizja wyłaniająca się z Opcji Benedykta mimo krytyki („odpuszczanie” przez chrześcijan sfery społeczno-politycznej, eksapizm) ma wielki potencjał. Sukces opcji Benedykta zależy wyłącznie od osobistej decyzji jednostki. Nie trzeba zdobywać poparcia mas, milionów polubień w serwisach społecznościowych, dużych pieniędzy na kampanię reklamową. Wystarczy chcieć. I pogodzić się z tym, że po ludzku możemy przegrać.