Miłosierny Ojciec

W czasach tak zwanego „kryzysu ojcostwa” patrzę
na Miłosiernego Ojca – Wzór wszystkich Wzorów
– i zastanawiam się nad istotą ojcostwa według projektu
Jego Stwórcy. To Boży pomysł, by dziecko miało ojca
na wzór Ojca w Niebie. A skoro tak, to jedynym sposobem
na naśladowanie – jest poznawanie Pierwowzoru.

JOANNA NOSAL

Oława

Powrót syna marnotrawnego,
Murillo, obraz olejny. National
Gallery of Art, Waszyngton

WEB GALLERY OF ART/WIKIMEDIA COMMONS

A naśladować można tylko i wyłącznie to, co się już poznało.
Kiedy patrzę jako rodzic na dorastanie dzieci, to rozumiem ból Ojca mocniej niż kiedyś, kiedy sama szukałam w życiu sensu, szczęścia i spełnienia.
Jak Syn Marnotrawny
Moje poszukiwania, choć burzliwe, skończyły się happy endem: powrotem do Domu. Ale historia była długa i skomplikowana. Miałam zupełnie zafałszowany obraz Boga-Ojca, pełen mitów i urojeń. Uważałam Go za zbyt zajętego, by się mną mógł przejmować.
Nieobecnego, skoro nie odpowiadał na moje wezwania i prośby rozmaite.
Nie dawał znaków, nie przychodził w snach, nie dokonywał cudów… Milczał.
Czyli: nie interesował się. Czyli nie kochał. A skoro tak, to i ja straciłam zainteresowanie. Uznałam, że muszę sobie poradzić sama i zajęłam się swoim „życiem”. Jak Syn Marnotrawny.
Chciałam wszystko zrobić po swojemu, na swoich warunkach, bez kontroli i ograniczeń zasadami, jak najdalej od domu. Jak najdalej od Ojca. Więc zabrałam się i odeszłam. Historia stara jak świat. I nieustannie powtarzana przez kolejne pokolenia dorastających młodych ludzi.
I trzeba było tragedii, żebym zechciała wrócić. Trzeba się było roztrzaskać w drobny mak, żeby poczuć ból i brak sensu. A nawet wtedy – trochę trwało, zanim podjęłam decyzję o powrocie. Zwlekałam. Bo nie wiedziałam, do czego wracam. Skoro nie wiedziałam, od czego odchodzę – to i nie wiedziałam, czego się spodziewać, wracając. Pamiętałam siebie – nie Ojca, bo Ojca nigdy nie poznałam. Pamiętałam urazy, a nie bezpieczeństwo, pamiętałam ograniczenia, a nie słodycz gniazda… ból dojrzewania, a nie towarzyszenie wzrostowi.
Wracałam więc z wielkim lękiem i tylko dlatego, że już gorzej być nie mogło.
Świat okazał się miejscem wrogim i bezwzględnym. Zobaczyłam konsekwencje własnych wyborów i doświadczyłam bólu osamotnienia i odrzucenia.
Odrzucenie świata, upokorzenie i poranienie były większe niż ten lęk i niepewność. Za plecami miałam PEWNOŚĆ wrogości – przed sobą: nieznane.

Ojciec, który zawsze kocha
I jakież było zdumienie!!! Cudownie odnaleziony Ojciec, który nigdy nie zaginął – który cały czas był blisko… który nie uciekał, nie ukrywał się, ale dyskretnie towarzyszył – odpychany i nieproszony… wyrzucony z pamięci, serca i harmonogramu – nigdy nie odszedł, by zająć się własnymi sprawami – ale cały czas był w moich. Płakał ze mną, ze mną się radował – z dystansu, który sama wyznaczyłam. Czekał, licząc, że wrócę i zechcę z Nim zostać.
Czekał wiernie i cierpliwie, znosząc niesprawiedliwe i krzywdzące moje o Nim mniemanie, znosząc szarganie Jego dobrego imienia (bo jako Jego dziecko okazałam się wielokrotnie niegodna tego miana)… Czekał, bo kochał.
I nie chcę już nigdzie odchodzić.
Wpadłszy w te ramiona – na zawsze chcę w nich pozostać. I przyprowadzić do nich najbliższych. I dziwię się tak bardzo, kiedy ktoś nie chce poznać Ojca… choć przecież ja też nie chciałam.
On dał mi wolność niechcenia i – na szczęście – możliwość powrotu.
Każdemu tę wolność daje.
Cena Miłości Doskonałej – pobłądzić?
Czy można Młodych uchronić przed błądzeniem? Czy mądry, wierzący rodzic może przeprowadzić dziecko przez dojrzewanie do prawdziwego spotkania z Ojcem bez dramatu odejścia, bez konfrontacji ze światem, bez upokorzenia i doświadczenia własnej słabości?
Każdy musi podjąć sam decyzję życiową i śmiertelnie poważną. Wrócić do Ojca, to wybrać życie, odwrócić się od „świata”. Opuścić to, co od Ojca oddala, zbliżyć się do Łaski i przy Niej pozostać. To rzadko może być łagodne przejście. Było kilku Świętych, którym dana była taka łatwość, ale najczęściej droga jest wyboista i kręta. Pełna dramatycznych zwrotów akcji i upadków.
Nie brak na niej głodu i upokarzających zajęć, rozczarowań i żalu.
Pewność Bożej Miłości daje mi odwagę brania odpowiedzialności – bo wiem, że błąd mnie nie zabije, tylko wzmocni. Nie muszę być doskonała – odkąd znam DOSKONAŁOŚĆ. Ale chcę być doskonała – jak Ojciec Niebieski.