KS ANDRZEJ DRAGUŁA

Zielona Góra

Obrazy naszej wiary

Przeglądając teksty źródłowe z historii relacji Kościoła i sztuk plastycznych, natknąłem się na ciekawy dokument, który wiele mówi o znaczeniu, jakie niegdyś nadawano obrazom w kształtowaniu wiary chrześcijańskiej. To uchwała synodu krakowskiego z 1621 r. Dokument wylicza, jakich obrazów w kościołach umieszczać nie wolno. Niektóre zastrzeżenia wydają się oczywiste, inne – mogą nieco zaskakiwać.
Na pierwszy front idą obrazy przedstawiające „nagie postaci Adama i Ewy, które przeważnie maluje się w sposób swawolny”. Wniosek – trzeba je okryć choćby liściem figowym. Po wtóre należy usunąć obrazy św. Anny z trzema mężami, gdyż są sprzeczne z tradycją Kościoła. Przyznam, że nie widziałem takich przedstawień św. Anny ani nie słyszałem o takiej wersji jej żywota. Trzeci typ zakazanych obrazów to przedstawienia Zwiastowania Maryi Pannie, na których dzieciątko Jezus „schodzi z nieba w ludzkiej postaci jakby wprost do łona Najświętszej Marii Panny”. Synod uzasadnia to troską o poprawność wiary we Wcielenie Chrystusa. Przypomina, że istnieją herezje głoszące, iż „Chrystus przyniósł ciało z nieba, a nie wziął go od Marii Panny”.
A przecież w Credo wyznajemy co niedzielę, że Jezus „przyjął ciało z Maryi Dziewicy”. Zaskakuje zakaz malowania Matki Bożej „w stroju zbyt świeckim, a przede wszystkim w stroju zagranicznym i nieprzystojnym”.
Co do stroju nieprzystojnego – zgoda, ale dlaczego nie w świeckim? Czyż Maryja nie była świecką kobietą za swojego życia? Kolejny zakaz: „Ponadto nie pozwalamy, by na obrazach przedstawiano św. Marię Magdalenę półnagą lub obejmującą krzyż w stroju mało przyzwoitym i barwnym, z włosami oplecionymi wstążkami i kwiatami. Najlepiej jest przedstawiać ową świętą niewiastę po przemianie, jaka się w niej dokonała, w stroju najskromniejszym, który by pokazywał całą świątobliwość jej życia”.
Jak się okazuje, łatwiej ukazywać rozwiązłość niż świętość, grzeszną przeszłość niż życie po nawróceniu. Inny zakaz dotyczy ukazywania scen sprzecznych z Pismem św. Tu wskazano na obrazy „Jezusa niosącego na rękach dzieci i całującego je”. Uzasadniano, że tak „zwykły czynić niewiasty” i że „nic takiego nie opisują ewangeliści”. Owszem, Pan Jezus stawiał dzieci obok siebie i obejmował, ale na ręce nie brał i nie całował.
Zakazywano też rzeźbienia czy malowania osoby Jezusa, a także świętych na posadzce czy kobiercu, aby nie deptać tych wyobrażeń nogami.
Z niektórymi zasadami można dyskutować. Jedno jest wszak pewne, troszczono się o poprawność teologiczną tego, co się po kościołach wiesza. „Proboszcze lub inni pasterze kościoła […] mają nie przyjmować żadnego nowego obrazu, o ile nie zasięgną zdania dziekana i dwóch biegłych proboszczów lub nie uzyskają pozwolenia samego biskupa”.
Można powiedzieć: zarządzenie stare, ale jego sens wciąż aktualny.
Ludzie z obrazów uczą się wiary. Niech jej się uczą zgodnie z biblijną i teologiczną prawdą. Kto ma się o to zatroszczyć, jak nie księża?