Nie mów fałszywego świadectwa…

W ramach odbywania sakramentu pokuty pewnie wielu z nas spowiada się z tego, że tu i ówdzie
nie mówi prawdy,
ba!, kłamie. Dzieje się tak z różnych powodów: ze strachu, kiedy za prawdę
spotkałaby nas przykrość albo kara, z powodu potrzeby przedstawienia się w innym świetle
niż prawdziwe, dla czystej chęci zatajenia czegoś przed kimś.

PIOTR SUTOWICZ

Wrocław

PIXABAY.COM

Ta ostatnia sytuacja może mieć różne oblicza. Niekiedy bowiem takie przeinaczenie czy zatajenie prawdy może być rzeczą właściwą. Nie będę wyliczał możliwości, kiedy tak może się zdarzyć, lecz na pewno czujemy, że bywają tajemnice, które należy zachować dla większego dobra, nawet jeśli kogoś wprowadzimy w błąd. W rzeczywistości w ósmym przykazaniu chodzi jednak o coś więcej niż tylko o zwykłe kłamstwo, a jego znaczenie sięga dalej niż w relacje osobiste czy rodzinne.
…przeciw bliźniemu swemu
Cała ohyda kłamstwa objawia się wtedy, gdy świadomie komuś szkodzimy. Czasami trudno odróżnić sytuację, w której będziemy mieć do czynienia z niewinnym żarcikiem, od tej, kiedy wchodzimy w sferę ewidentnego zła, niemniej wydaje się, że szkodzenie bliźniemu poprzez przekłamywanie prawdy stało się powszechne. W życiu publicznym natomiast urosło ono do rangi politycznej poprawności uzasadnianej racją stanu i kilkoma innymi ładnie brzmiącymi pojęciami. W mediach i polityce dokonane zostało bardzo ciekawe przeniesienie. Otóż, kiedy prowadzi się wojnę albo pozostaje się we wrogich relacjach z drugim podmiotem, wiadomo, że należy po pierwsze przedstawiać go w negatywnym świetle we własnym kraju, po drugie ile się da, dezinformuje się jego ludność, po trzecie toczy się wojnę informacyjną w ramach neutralnie nastawionej zewnętrznej opinii publicznej. W sytuacji szczególnie krytycznej działa tu zasada, iż cel uświęca środki, w całym tego zwrotu znaczeniu. Ktoś zapyta, co to ma do rzeczy.
Otóż właśnie, dzisiejsze media, będąc opanowane przez wrogie sobie obozy polityczne czy światopoglądowe, najczęściej poddane naciskowi swoich decydentów, już dawno wkroczyły na drogę wojny informacyjnej, prowadzonej dokładnie według zarysowanego tutaj scenariusza, a ofiarą jej stała się przede wszystkim prawda, a przy okazji człowiek.
Dobro wspólne a media
Oczywiste jest, że w wolnym kraju każdy, kto tylko szanuje reguły życia społecznego, powinien mieć możliwość prezentowania swoich poglądów, pomysłów czy w politycznym sensie swej wizji tego, co dobre dla całości społeczeństwa, jeżeli tylko ma ochotę do takiej prezentacji przystąpić.
Naturalnie rolą krytycznego dziennikarza może być wykazanie niedorzeczności czy też szkodliwości jakiegoś pomysłu na życie społeczne.
Wreszcie właściwie uformowane społeczeństwo samo też może odrzucić wizje, które mu nie służą. By mogło tak uczynić, potrzebna jest uprzednia edukacja obywatelska, której na pewno w naszej rzeczywistości brak. Wszystko to jest ogólnie dość skomplikowane, a może nawet idealistyczne.
Niemniej do ideału, także w życiu społecznym, powinniśmy jednak dążyć.
Tymczasem świat mediów pozostaje polem bitwy, na którym ściele się przysłowiowy trup. Mało kiedy mamy do czynienia z debatą merytoryczną – politycy i wtórujący im dziennikarze najczęściej obrzucają się kompromitującymi, jak im się wydaje,

wypowiedziami przeciwników, a życzliwe im ośrodki skupiają się na tym, by czasami niewinne sytuacje, pozestawiane z zupełnie innymi faktami, były jak najbardziej druzgocące.
Fakt prasowy, w którym znany polityk Jan B. kupił sobie okno wykonane z drzewa rosnącego w lesie, w którym latem zbierał grzyby znany biznesmen Zenon K. powiązany z mafią VAT-owską, wydaje się humorystyczny, ale co do schematu bywa niszczący.
Orka
Terminologia rolna w przejaskrawianym tu celowo świecie współczesnych mediów znalazła swoje nowe ciekawe zastosowanie. Powszechnie i często słychać bowiem zwrot, iż ten lub ów zaorał swego interlokutora, co oznacza chyba mniej więcej tyle, że zagonił go w kozi róg i ośmieszył. Oczywiście, jeżeli ten był mało inteligentny i nie miał nic sensownego do powiedzenia, to byłoby to w jakiś sposób uzasadnione. Istnieje przecież przysłowie „jak nie potrafisz, nie pchaj się na afisz”. Chyba jednak powszechność owego „zaorywania” przeciwnika, występująca po wielu stronach sporu, raczej dowodziłaby, że ogólnie mamy do czynienia z bandami idiotów, co byłoby niestety głęboko tragiczne, wziąwszy pod uwagę fakt, że na dość zabetonowanej scenie politycznej wyborca musi wskazać swych przedstawicieli spośród wymienionych „oraczy”.
W rzeczywistości dyskusje polityczne w swych najbardziej emocjonujących momentach niestety często służą po prostu przedstawieniu rozmówcy w fałszywym świetle. Jak daleko to pójdzie, nie ma w danym momencie większego znaczenia, chyba że zostanie się ewidentnie złapanym na gorącym uczynku, ale i tu współczesne własne media i spin doktorzy znajdą jakieś rozwiązanie. Poza tym w natłoku dziania się polityki to, co dziś jest problemem dnia, jutro nie będzie w ogóle pamiętane. Smutny wydaje się fakt, iż gdyby każda nieprawda w polityce kończyła się w sądach, to te w ogóle zostałyby trwale zablokowane, a jakiekolwiek media nie byłyby w stanie w żaden sposób relacjonować tego, co dzieje się na salach rozpraw.
Smutna prawda i nutka optymizmu
Czy wszyscy i wszędzie kłamią? Oczywiście, że nie, ale kłamstwo jest chwytliwe, a prawda jakoś niekoniecznie.
Fałszywe świadectwo kierowane przeciw bliźniemu ma w życiu społecznym ogromne konsekwencje, ale jego początek tkwi w pojedynczym człowieku. Jeżeli wszyscy będą odczuwać do niego wstręt w każdym wymiarze i do tego dadzą do zrozumienia, że kłamstwo ich nie interesuje, to z czasem i dziennikarze, i politycy też staną się całkowicie prawdomówni. Z pewnością łatwo im to nie przyjdzie, wielu być może w takiej sytuacji nie będzie miało nic do powiedzenia i będzie dowodziło, że „milczenie jest złotem”.
Na pewno atmosfera stanie się spokojniejsza. A więc zacznijmy od zastanowienia się nad ósmym przykazaniem, a potem do spowiedzi! Tak na początek…