Nie pokrzyżować Panu Bogu planów

O powołaniu, formacji seminaryjnej i zadaniach rektora z ks. dr. Kacprem Radzkim, rektorem Metropolitalnego Wyższego Seminarium Duchownego we Wrocławiu, rozmawia

WOJCIECH IWANOWSKI

„Nowe Życie”

Neogotycki budynek Seminarium z 1894 r.

WITOLD MORAWSKI

Wojciech Iwanowski: Księże Rektorze, zacznijmy od kwestii fundamentalnej: powołanie, czyli…
Ks. Kacper Radzki: Powołanie to wybranie i uzdolnienie. Nie wystarczy być wybranym, trzeba być również zdolnym do pełnienia posługi. Gdybym chciał kogoś wybrać do przekopania rowu, to nie wystarczy, że mu to zlecę.
Konieczne jest też, żeby wręczyć narzędzia do tego niezbędne i pokazać, jak się to robi. Myślę, że z powołaniem jest podobnie.
Powołanie to również pewna świadomość wybrania. Ktoś mnie do czegoś wybiera. Sam zaś sprawdzam, czy jestem do tego zdolny. Tyle, jeśli chodzi o powołanie w ogólności. Powołanie kapłańskie to, moim zdaniem, stan pewnego niepokoju, który sugeruje, że Pan wybiera właśnie mnie do tego, żebym był księdzem.
Czy mamy w Polsce problem z powołaniami?
Powołania są niejako częścią życia Kościoła. Na pewno nie można mówić, że powołań jest mniej. Tego nikt nie jest w stanie zbadać.
Należy pamiętać, że obecni studenci – odpowiadający na powołania – to pokolenie niżu demograficznego.
Drugą kwestią jest problem z odczytaniem powołania.
Dzisiejszy młody człowiek, odczuwający wewnętrzne poruszenie, może być mniej świadom tego, że jest powołany.
Uważam, że odpowiedzialnym za to jest charakterystyczne dla dzisiejszego czasu zjawisko, które ogólnie określiłbym jako szum informacyjny.
Zdarza się, że drogę służby Bożej wybierają ludzie doświadczeni w latach. Jak Archidiecezja Wrocławska odpowiada na te powołania?
Jestem przekonany, że powołania starsze powinny dojrzewać na ternie diecezji, w której kandydaci mają w przyszłości pełnić posługę kapłańską. Nasza Archidiecezja jest na to przygotowana. Przygotowaliśmy specjalny program formacyjny odpowiadający na potrzeby tzw. późnych powołań. Mężczyźni wstępujący w seminaryjne mury oczywiście uczestniczą w codziennym życiu seminarium.
Podchodzimy do nich jednak zdecydowanie bardziej indywidualnie, w zależności od tego, co kandydat ze sobą wnosi. Każdemu przedstawiamy konkretne propozycje. Wzorce czerpiemy z doświadczeń krakowskich, choć wiele pomysłów jest w pewien sposób autorskich. Większym seminariom łatwiej jest realizować ten typ formacji. Obecnie formuje się dwóch kandydatów, którzy zgłosili się po 35. roku życia.

Bywa, że „powołanie” przeciwstawia się „zakochaniu”, czy to uprawnione?
Zdecydowanie nie. Powołaniu towarzyszą uczucia, tak jak miłości. To właśnie te uczucia nazywamy zakochaniem. Oczywiście powołaniu też mogą towarzyszyć uczucia podobne do zakochania, ale postawienie znaku równości jest próbą porównania dwóch różnych rzeczywistości, innych poziomów. Zakochanie to zbiór uczuć niezależnych od nas, spowodowanych jakąś fascynacją. Owszem, te, które towarzyszą powołaniu i zakochaniu, bywają podobne. Choć to poziom doświadczeń mistycznych, których nie powinno się kategoryzować.
Jakie uczucia towarzyszyły powołaniu Księdza Rektora?
Było ich dużo i były rozłożone w czasie. Choć pukając do seminaryjnej furty, nie miałem skończonych trzydziestu lat i nie kwalifikowałbym się do seminarium dla starszych powołań.
Towarzyszył mi stan wewnętrznego niepokoju. Był zarówno strach, jak i radość oraz tęsknota. Gdyby spróbować określić stan, w jakim byłem, to było to poczucie, że byłem wciąż nie u siebie. Choć to co robiłem, dawało mi naprawdę wiele satysfakcji, a powiem, że zajmowałem się wieloma rzeczami.
Powołaniem nie nazwałbym więc braku satysfakcji. To pragnienie zrealizowania tego, do czego czułem się wybrany.
Czy zmienia się patrzenie na powołanie z perspektywy formatora?
Samo powołanie jest niezmienne, natomiast ogląd tego tematu musi się zmienić. Byłem dość specyficznym klerykiem.
Formację rozpocząłem już po doświadczeniu ośmioletniej pracy jako wychowawca. Bywa, że odnoszę swoją obecną pracę do tego, jak wyglądała posługa moich własnych formatorów.
Pierwszą zmianą jest zmiana perspektywy, jaka towarzyszy synowi, gdy sam staje się ojcem, bądź uczniowi, gdy staje się nauczycielem. Perspektywa syna czy ucznia jest zawsze skupiona na sobie, na konfrontowaniu swojego postępowania z tym, jak widzą je inni. Wchodząc w rolę ojca czy nauczyciela, konieczne jest wsłuchanie się w innych. Moją troską nie są już bowiem jedynie moje przeżycia, lecz spotkanie z „innym” – jedynym, niepowtarzalnym, wartościowym.
Spojrzenie na powołanie jako wybranie, uzdolnienie, przeznaczenie do roli szafowania sakramentami jest to samo. Zakres odpowiedzialności się zmienił. Na barkach rektora to zupełnie inny „ciężar”. Trzeba się starać, aby nie pokrzyżować Panu Bogu planów. Decyzja osoby odpowiedzialnej za formację może nie być zgodna z wolą Bożą. Wierzę jednak, że otwierając się na Ducha Świętego, otrzymuje się również łaskę właściwego rozeznania.

Obłóczyny kleryków III roku MWSD. Wrocław, 8 grudnia 2018 r.

KAROL BIAŁKOWSKI/FOTO GOŚĆ

Zmieniła się perspektywa, a czy zmienili się ludzie pukający do seminaryjnych bram?
Oczywiście. Trudno jednak wartościować te zmiany. Widziałem je już wtedy, kiedy sam rozpoczynałem formację. Koledzy byli w wieku moich wychowanków. Było to doświadczenie, którego się nie spodziewałem. Dzieliło nas średnio 9 lat.
Jeśli miałbym wskazać różnice, to widzę dwie zasadnicze. Pierwsza to fakt specyficznego „rozproszenia” u kandydatów. Ma ono związek z szerokim dostępem do różnego rodzaju mediów oraz z oczekiwaniami. Dziś młody człowiek musi być dobry we wszystkim, podjąć dwa kierunki studiów i po 10 latach pracy mieć doświadczenie siedmiu różnych pracodawców. Druga kwestia to większa roszczeniowość.
Dziś wychowuje się ludzi ku przyjemności.
Dobre jest to, co jest przyjemne.
Odbywałem rozmowy z kandydatami stawiającymi sprawę w sposób taki: jaką ofertę ma dla mnie seminarium?
Kiedy słyszą, że w tym miejscu trzeba wymagać od siebie więcej niż gdzie indziej, że pokoje będą dwuosobowe, to jest dla młodych ludzi dramat. Jest to warunkowane przez zmianę jakości życia społeczeństwa.
Współcześnie kandydaci są mniej odporni psychicznie, są często zagubieni.
Ma na to olbrzymi wpływ kryzys rodziny. Być może wynika to także ze wspomnianej wcześniej potrzeby wykazania się we wszystkim. Skutkuje to tym, że młodzi ludzie nie osiągają tego, co by chcieli.
Mówiąc o powołaniach, trudno nie wspomnieć o seminarium. Jak ono funkcjonuje?
Jeśli posługiwać się nomenklaturą pedagogiczną, to powiedziałbym, że funkcjonuje ono w modelu komplementarnym.
Staramy się korzystać z dorobku poprzedników. Należy jednak zaznaczyć, że jest właśnie opracowywane Ratio fundamentalis formationis sacerdotalis – swoista instrukcja formacyjna zmieniająca model formacji w Polsce. Czekamy na ten dokument z niecierpliwością, by opierając się na zawartych w nim wytycznych, realizować seminaryjne zadania.
W domu seminaryjnym już teraz staramy się stopniować odpowiedzialność.
Choć być może nie są to różnice bardzo jaskrawe, to zdecydowanie inne zadania powierza się młodszym i starszym rocznikom i zupełnie innych postaw oczekuje się zależnie od etapu formacji. Gdybym jednak miał powiedzieć, jakie seminarium mi się marzy, to nieśmiało próbowałbym opierać działania wychowawcze na systemie małych grup. Wierzę głęboko, że propozycje wynikające z nowych przepisów będą najlepszą odpowiedzią na współczesne potrzeby formacji.

Czy można mówić o jakości współczesnych powołań?
Nie należy mówić o jakości powołania.
Ona jest niemierzalna. Jeżeli potocznie powiemy, że powołanie jest „słabe”, to raczej jest to problem wiary.
Jako chrześcijanie mamy jedno zasadnicze powołanie. Bóg wzywa nas do świętości. Jeśli współcześnie pojawiają się problemy kapłańskie, to wynikają one z kryzysu wiary, nie zaś kryzysu powołania. Człowiek powołany do małżeństwa, zakonu czy samotności w realizacji swojego powołania może przeżywać takie same problemy jak kapłan.
Jest to pochodna kryzysu wiary.
Prawdą jest, że jeśli kryzys wiary dotyka księży, to ze względu na publiczne pełnienie urzędu wygląda on bardziej spektakularnie. Dzieje się tak dlatego, że to właśnie od kapłanów oczekuje się głębi w przeżywaniu wiary. Benedykt XVI powiedział, że kapłan ma być „specjalistą od kontaktu z Panem Bogiem”, pomostem między nadprzyrodzonym a przyrodzonym.
Celem duszpasterstwa powołań jest bardziej „budzenie powołania” czy „pomoc w jego rozeznawaniu”?
Jeśli budzeniem powołania jest poruszenie czegoś, co już jest, to w jakiś sposób wiąże się z rozeznawaniem tego, co jest (powołania). Chodzi nie tyle o samo wzbudzenie dochodzenia do świadomości powołania, ile o samookreślenie powołanych.
Jak wygląda duszpasterstwo powołań w naszej diecezji?
W seminarium wrocławskim przyjęte jest, że klerycy jedną niedzielę w miesiącu spędzają w parafii. Tam swoją postawą pokazują, jak realizować powołanie. Razem z Wydziałem Duszpasterskim Kurii Metropolitalnej Wrocławskiej wyszliśmy z inicjatywą katechez prowadzonych przez kleryków.
Na zaproszenie katechetów przygotowują oni zajęcia informujące o powołaniu i życiu seminarium. Klerycy angażują się również w wiele akcji duszpasterskich, jak choćby duszpasterstwa stanowe, wspólnoty Domowego Kościoła, duszpasterstwa akademickie, kursy ewangelizacyjne, pielgrzymki.
Seminarium organizuje ponadto dni skupienia i rekolekcje dla rozeznających powołanie.
Przy okazji bierzmowania młodzi ludzie mają szansę usłyszeć o drogach realizacji powołania. Jako formatorzy czasami przebywamy w parafiach wraz z klerykami – zawiera się w tym także aspekt powołaniowy.
Pewnego rodzaju nowością w tym roku i niewątpliwie formą duszpasterstwa powołaniowego będą święcenia diakonatu w parafiach. Pamiętam święcenia prezbiteratu w mojej rodzinnej miejscowości. Na pewno miało to wpływ na pojawienie się u mnie myśli o powołaniu kapłańskim.