Moja Niedziela

5 MAJA 2019 R.
III Niedziela Wielkanocna

Porządek rzeczy

DZ 5, 27B-32.40B-41; AP 5,11-14; J 21,1-19

Często łapię się na tym, że sprawy czy wymogi wiary ustępują w moim życiu pewnemu zespołowi zdroworozsądkowych, potocznie rozumianych i z potoczności się wywodzących przekonań. Te przekonania nazywam różnie – życiem, obowiązkami, koniecznością. Często przy tym są to sprawy, które „oficjalnie” nie stoją w sprzeczności z moją religią – co złego jest w szukaniu lepszej pracy, w plotkowaniu, w poświęcaniu czasu na przyjemność i rozrywkę? Niby nic. Skąd zatem konflikt z wiarą? Czy to nie swego rodzaju religijna „nadpobudliwość”? Potoczne myślenie znów podpowiada, że we wszystkim – również w wierze – potrzebny jest umiar. Bez przesady! Przesada bowiem jest potoczności obca, zabiera mnie poza społeczność, która przecież definiuje, co przesadą jest, a co nią nie jest. Wyjście poza tę definicję karane jest łatką dziwaka.
Trudno na początku się zorientować, że idąc drogą „umiaru”, zmierzamy ku nicości. Trudno zrozumieć tę myśl, którą dzisiaj słyszymy powtórzoną aż trzykrotnie – że Bóg jest i że jest Królem. A jeśli tak, to moja codzienność chyba nie może mi przeszkadzać w relacji z Nim. Trzeba tę codzienność uporządkować nie według reguł potocznego zdrowego rozsądku, ale według reguł Króla. To dlatego Piotr nie płynie do Jezusa „prawie nagi”, ale – zupełnie wbrew rozsądkowi – ubiera się przed skokiem do wody.
To dlatego Jezus pyta go aż trzykrotnie o jego miłość. Trzy razy Piotr musi Go o niej zapewniać – czy to nie przesada?
Tak! Dokładnie tego Jezus od Piotra oczekuje – przesady w miłości, niepoprzestawania na „zdrowym umiarze”, który zdrowy jest chyba tylko w tym sensie, w jakim „zdrowe” jest siedzenie na miejscu. Niby spokojniej i bezpieczniej, ale nigdzie w ten sposób nie dojdziemy.

12 MAJA 2019 R.
IV Niedziela Wielkanocna

A my co?

DZ 13, 14.43-52; AP 7, 9.14B-17; J 10,27-30

Nic tak wspaniale nie motywuje do działania, jak sukcesy innych. Kolega kupił nowy samochód, znajoma wyszła za mąż, siostra kupiła mieszkanie, a brat ma już drugie dziecko. A my co? Gratulujemy i cieszymy się szczęściem innych, nawet szczerze. Ale gdzieś z tyłu głowy tkwi to pytanie: „a my co?” i każe człowiekowi iść wciąż naprzód i wciąż pragnąć więcej. Szczęśliwi ci, którzy na to pytanie potrafią odpowiedzieć „a my nic, my cieszymy się tym, co mamy”. Ale cóż, nie każdy potrafi cieszyć się tym, co otrzymał. Dlatego też w pełni należy zrozumieć tych Żydów, którzy z zazdrością słuchali nauk Pawła i Barnaby.
Ci bowiem nie tylko wierzyli, ale na pytanie „a my co?” mieli odpowiedź, którą zobaczyć możemy zarówno w Janowej Apokalipsie, jak i w wypowiedzi samego Jezusa.
My, chrześcijanie, mamy zaproszenie do nieśmiertelności, do wiecznego szczęścia z Bogiem. Tego nie obejmuje żadna wyobraźnia, a słowa, którymi ten stan opisujemy, są tylko kalekim echem właściwej rzeczywistości. Jan pisze „nie będą już łaknąć ani nie będą już pragnąć” – już samo wyobrażenie sobie tego stanu przyprawia o zawrót głowy! Nie dziwię się zatem Żydom, którzy czekając wciąż na swojego Mesjasza (tak jak czekają i dziś), nie mogli znieść tego, że On już do kogoś przyszedł. W innej formie, w innym czasie, w innej Osobie niżby chcieli, ale przyniósł ze sobą Obietnicę, której pragnie każdy człowiek. Nie dziwię się również tej niezwykłej radości Pawła i Barnaby. Jak piękna musiała być ich odpowiedź na pytanie „a my co?”. Cieszę się szczerze ich radością, ale czy ich sukces i szczęście zmotywują mnie do podobnego działania? Oby tak właśnie się stało.

Paś owce moje, Rafael Santi,
karton do arrasu, ok. 1515-1516.
Victoria and Albert Museum, Londyn

VICTORIA AND ALBERT MUSEUM

19 MAJA 2019 R.
V Niedziela Wielkanocna

Wybór na wieczność

DZ 14, 21B-27; AP 21, 1-5A; J 13, 31-33A.34-35

Zastanawianie się nad śmiercią, zmartwychwstaniem czy też nad Sądem Ostatecznym ma sens wtedy i tylko wtedy, gdy ma z tego wyniknąć jakaś nauka dla teraźniejszości.
Jak słusznie zauważa Marek Aureliusz – tylko teraźniejszość należy do nas i jest to ten moment, kiedy możemy cokolwiek z naszym życiem zrobić. Aby czegoś się zatem dowiedzieć o tym, jak przeżyć naszą teraźniejszość, zapytajmy: co by się stało, gdyby przy Sądzie Ostatecznym okazało się, że jednak 90% ze wszystkich ludzi, jacy kiedykolwiek żyli na Ziemi, nie dostąpi zbawienia?
Gdybyśmy się dowiedzieli, że wolność, jaką dał nam Bóg, poskutkowała tym, że niemal wszyscy wybrali życie bez Boga lub wbrew Niemu i Jego prawom? To oczywiście jest możliwe – i chociaż wierzymy, że Miłosierdzie jest równie nieskończone jak sprawiedliwość, to czyż nie do nas należy wybór na wieczność? Dlatego Jezus, po tym jak zostali z Nim jedynie ci, którzy dokonali wyboru (Judasz wyszedł), podpowiada im – i wszystkim ludziom wszystkich epok – jak będzie można rozpoznać tych, którzy do Niego należą. To znaczy tych, którzy dokonali wyboru i zdecydowali się uwierzyć w Niego. Chrześcijanie to ci, którzy kochają czy starają się kochać tak, jak kochał ich Jezus.
I ta miłość wciąż w świecie istnieje. Po dwóch tysiącach lat wciąż są tacy ludzie, którzy potrafią ją dostrzec i na nią odpowiedzieć. Czy jeśli podczas Sądu większość z nas nie opowie się za Chrystusem, to czy ta statystyka będzie miała jakiekolwiek znaczenie? Warto się nad tym zastanowić, żeby dostrzec, że przykazanie miłości doskonale to pytanie unieważnia – od każdego z nas zależy, czy w tym dniu da się rozpoznać (J 13, 35).

26 MAJA 2019 R.
VI Niedziela Wielkanocna

Życie w prawdziwym pokoju

DZ 15, 1-2.22-29; AP 21, 10-14.22-23; J 14, 23-29

Kto ma coś na sumieniu, bywa nerwowy – nie trzeba specjalnie zagłębiać się w tajniki ludzkiej duszy, żeby to zauważyć. Kto natomiast ma stresującą pracę, ten również często się denerwuje. Podobnie w nerwach żyją ci, których oczekiwania co do życia nie spełniają się. Także ci, którym przytrafiło się coś złego lub którzy nie mogą dojść do porozumienia ze swoimi małżonkami lub dziećmi.
Właściwie, jeśli spojrzeć na świat ludzkich spraw z szerszej perspektywy, to wszyscy się wciąż denerwujemy. Żyjemy w ciągłym napięciu, strachu, w niepewności. Ale czasem zaznajemy tych kilku chwil spokoju: podczas wizyty w saunie, na wakacjach, podczas letniego wieczoru na działce, leżąc w hamaku i popijając dobrze schłodzone piwo… to jest spokój… zupełnie nie ten, o którym mówi nam dzisiaj Jezus. Spokój, o którym On mówi, wynika z tego, o czym słyszymy chwilę wcześniej: z jasnej relacji miłości między Ojcem, Synem i Duchem, w której jest uwzględniony też człowiek, która nadaje miejsce nie tylko Osobom Boskim, ale też każdemu z nas. Każdy z nas ma w planie Boga swoje unikatowe miejsce, nie tyle przeznaczone, ile właśnie – jak mówi Jezus – przygotowane. Jest w tym Boskie piękno – na wzór opisanego w Apokalipsie Jeruzalem, które jest piękne, ponieważ jest uporządkowane: jego bramy, fundamenty, mury – wszystko to ma swoje miejsce w porządku wszechświata. To właśnie jest źródłem pokoju każdego chrześcijanina – czy to męczenników, czy świętych, którzy odchodzili ze świata, wiedząc, że nie odchodzą w pustkę.
To może być też pokój twój i mój, wystarczy, że będziemy zachowywać Jego naukę.

KRYSTIAN KWAŚNIEWSKI