Warto…


przeczytać

Biografia Boga

Wydaje się, iż o Chrystusie powiedziano już wszystko. Były hollywoodzkie filmy „z rozmachem” i niszowe kino „offowe”.
Opasłe tomiska, broszurki i wydawnicze serie. A jednak James Martin w swej książce Jezus (Święty Wojciech, Poznań 2017) rzuca nowe światło na Boga z Nazaretu. Autor, amerykański jezuita, dziennikarz, kierownik duchowy, zabiera nas na pielgrzymkę po Galilei i Judei w czasach I w. n.e.
Stajemy się świadkami, którzy towarzyszą Jezusowi w drodze od żłóbka w Betlejem po krzyż na Golgocie. Pretekstem do tej podróży w czasie jest podróż w przestrzeni samego autora, który udaje się do Ziemi Świętej, by dotknąć prawdy piątej ewangelii. Etapy pielgrzymowania wyznaczają etapy życia Jezusa. A więc m.in.: Betlejem, Nazaret, Jordan, Galilea, Jerozolima, Getsemani, Golgota, Emaus. Rozdziały podlegają pewnemu schematowi (anegdota, egzegeza, odniesienia do źródeł), który nie ujmuje nic z ekspresyjności. Na pewno umiejętnie porządkuje wiedzę i odczucia. Skłania do namysłu. Martin to erudyta, który z lekkością przeprowadza przez egzegetyczne zawiłości. Z pietyzmem odtwarza szczegóły historyczne. Przystępnym stylem dotyka teologii i duchowości. To gawędziarz, który swoje opowieści szpikuje humorystycznością. Rzetelnie przedstawia nam Jezusa w kontekście historycznym, geograficznym i kulturowym.
Manifestuje Boga, który odczuwa chłód, głód i ból. Który cierpi, gdy widzi ludzką niedolę. Eksponuje Jezusa kochającego i cieszącego się życiem. Boga, który lubi towarzystwo przyjaciół. Który biesiaduje. Śmieje się i płacze. Którego dopada zniechęcenie i rozdrażnienie. Który się boi. Wirtuozersko kreśli ludzki portret Jezusa, tym samym odkrywając Jego Boskie oblicze. Książka jest na pewno inspiracją do zgłębienia fenomenu Chrystusa. Zarówno dla tych, którzy są Jego własnością, jak i tych, którzy nie znają Go wcale. Ten reportaż to doskonałe preludium do tegorocznej Paschy.
Pomoże odkryć Jezusa na nowo. Trzeba przeczytać!

AGNIESZKA BOKRZYCKA


obejrzeć

Kafarnaum

To niezwykły film, który na długo pozostaje w naszych myślach.
Zastanawiamy się, jak to jest możliwe, żeby przetrwać tyle zła, niesprawiedliwości, cierpienia. Końcówka Wielkiego Postu to czas, w którym dokonujemy rozliczenia z tego, co udało nam się zrobić, a co jeszcze przed nami. W różny sposób patrzymy na naszą polską rzeczywistość. Wydaje nam się jednak, że jesteśmy krajem, w którym wszystko funkcjonuje tak jak powinno, rozwijamy się, dotarły do nas najnowsze wytwory technologiczne, poziom życia polskich rodzin podnosi się. Wraz ze wzrostem gospodarczym rosną również potrzeby konkretnych ludzi. To co kiedyś wystarczało, dziś jest jedynie wstępem do tego, żeby mieć więcej i więcej.
Co jednak, gdybyśmy nie mieli nic? Ale co to znaczy nic…?
Dla jednego będzie to brak samochodu, dla drugiego domu, dla jeszcze innej osoby brak czegoś, do czego tak bardzo przywykł, że już wartości tego w swoim życiu nie zauważa.
W filmie Kafarnaum przedstawiony jest obraz dziecka, które jest pozbawione wszystkiego! Przez zaniedbanie rodziców nie jest nawet zameldowane w urzędzie, więc formalnie nie istnieje. Od wczesnego dzieciństwa musi pracować, żeby zarobić na siebie i wspomóc rodzinę. Bieg wydarzeń doprowadza jednak do tego, że dziecko zostaje samo. Ucieka z domu i przez jakiś czas dołącza do imigrantki z dzieckiem, lecz gdy zostają rozdzieleni, chłopiec zostaje całkowicie sam.
Film jest bardzo wzruszający. Przede wszystkim jednak, oglądając ten film, dostrzeżemy, jak wielkimi szczęściarzami jesteśmy w swoim życiu. Może właśnie ten film sprawi, że kwestie kryzysu migracyjnego i otwarcia się na pomoc innym staną się dla nas mniej obce i bezimienne. Myśląc o tym filmie, widzę Jezusa, który wraz z Maryją i Józefem jako małe dziecko musi uciekać do Egiptu przed okrucieństwem Heroda. Myślę o ludziach, których dotyka niesprawiedliwość wojny. Słyszę dziecko, które płacze i krzyczy, bo nie zgadza się, aby być pozostawione samo sobie…

MICHAŁ ŻÓŁKIEWSKI


zwiedzić

Spowiednik, który ratuje w powodzi

Figury św. Jana Nepomucena w Bystrzycy Kłodzkiej, w Lądku-Zdroju i w Wierzbnej

Wędrując po Dolnym Śląsku, napotkamy wiele przydrożnych kaplic, krzyży i figur. Wśród tych ostatnich najbardziej popularne są rzeźby św. Jana Nepomucena. Znajdziemy je przy mostach, w centrach miast i miasteczek, spotkamy przy kościołach i na rozstajach dróg. Kim był ten święty?
Dlaczego jest aż tak popularny w naszym regionie?
Popularność na Dolnym Śląsku Jana z Pomuka, czeskiego księdza z XIV w., związana jest z losami naszego regionu. Dolny Śląsk od XIV w. był częścią Korony Czeskiej, nie dziwi więc, że opowieść o czeskim męczenniku szybko tu dotarła. Dwa wieki później Dolny Śląsk dostał się pod panowanie austriackiej monarchii katolickich Habsburgów, gdzie upowszechnianiem kultu św. Jana Nepomucena zajęli się związani z dworem cesarskim jezuici. Gdy region znalazł się w protestanckich Prusach, pomniki świętego były wyrazem przywiązania do katolicyzmu.
O życiu Jana Nepomucena nie zachowało się wiele informacji źródłowych. Narosłe w ciągu lat legendy i opowiadania ludowe doprowadziły do powstania wielu, czasem wykluczających się wersji. Z pewnością wiemy, że studiował w Pradze filozofię i teologię, a jako duchowny wspinał się po szczeblach kariery, uzyskując pod koniec życia godność wikariusza generalnego arcybiskupa praskiego Jana z Jenšteina. Ten awans wciągnął go w spór między biskupem a królem Wacławem IV. Został też osobistym spowiednikiem królowej Zofii, żony Wacława, co okazało się dla niego brzemienne w skutki.
Podczas jednej z rozmów arcybiskupa z królem w 1393 r., mających zażegnać jakiś zatarg między nimi, reprezentanci arcybiskupa, w tym Jan Nepomucen, zostali na rozkaz króla uwięzieni i poddani torturom. Nie znamy przebiegu tych tragicznych wydarzeń. Jedna z wersji mówi, że Wacław IV, wątpiący w wierność swej małżonki, domagał się od Jana Nepomucena ujawnienia tajemnicy spowiedzi. Ani obietnice wysokiej nagrody, ani groźby, ani tortury nie złamały spowiednika.

I on to właśnie najbardziej z więźniów ucierpiał, ponieważ król dla zatarcia śladów swej porywczości nakazał utopić go nocą w Wełtawie.
Współcześnie na dziedzińcu muzeum obejrzeć można wielkogabarytowe maszyny papiernicze z pierwszej połowy XX w. Wewnątrz ekspozycja obejmuje zarówno zabytki dotyczące historii i technologii produkcji papieru, starodruki oraz zbiór filigranów (znaków wodnych i ich matryc na sitach do czerpania masy papierniczej), jak i samej historii dusznickiej papierni (np. kolekcja portretów kolejnych właścicieli) oraz miasta. Muzeum gromadzi m.in. arkusze barwione historycznymi technikami, formy czerpalne, urządzenia papiernicze czy ekslibrisy.
W jego zasobach są również historyczne dokumenty identyfikacyjne (dowody, legitymacje, paszporty) oraz dawne banknoty i papiery wartościowe. Pokazowa produkcja papieru czerpanego została tutaj uruchomiona już w 1971 r., a drukarnia typograficzna w 1974 r.
Dziś Muzeum jest jednocześnie czynną papiernią. Odwiedzający ją turyści mogą oglądać wytwarzanie papieru czerpanego według tradycyjnej technologii. Warto także zapoznać się z harmonogramem dodatkowych atrakcji organizowanych w Muzeum. Na przykład corocznie w ostatni lipcowy weekend organizowane jest Święto Papieru, w trakcie którego zwiedzanie jest bezpłatne. Można z bliska sprawdzić, jak odbywa się czerpanie i zdobienie papieru, badanie jego właściwości czy drukowanie, a także zakupić lokalne produkty.
Dusznickie Muzeum Papiernictwa stanowi jedno z najciekawszych miejsc ziemi kłodzkiej, a jego zbiory są znaczące w skali całej Europy. Rocznie odwiedza je około 70 tys. osób. Informacje praktyczne znajdziemy na stronie muzeum http://muzeumpapiernictwa.pl

umwdTekst ADAM PACZEŚNIAK
MATERIAŁ PRZYGOTOWANY
PRZEZ WYDZIAŁ PROMOCJI
WOJEWÓDZTWA