Kryzys

Co? Kryzys???!!! Ratunku!
Tylko nie kryzys!!!

JOANNA NOSAL

Oława

Jedyne, czego trzeba, to tęsknoty za Sensem, za Prawdą i za Miłością.
Bóg daje Się odnaleźć

PIXABAY.COM

Lubimy stabilizację. Nie wszyscy tak samo mocno. Niektórzy lubią wyzwania i zmiany… ale kryzysów nikt nie lubi. Bo kryzysy bolą. Kryzys burzy wszystko, co ustalone, weryfikuje dotychczasowe poglądy i decyzje.
Stawia pytania i nie daje odpowiedzi.
Dlatego psychologia i duchowość mówią, że kryzys jest szansą. Rozwala to, co raz na zawsze ustalone i uznane za dobre. Rozwala relacje. Chwieje rodzinami, wspólnotami, związkami, partiami, państwami – jednak tylko do pewnego stopnia. Dokopuje się do samych fundamentów i jeśli znajdzie w nich oparcie – zatrzyma się. Fundament to sedno – idea przewodnia – mit założycielski. Wielkie „DLACZEGO?”. I równie wielkie „PO CO?”.
Kryzys kwestionuje
Wracamy do początków, by przyjrzeć się temu, co się właśnie wali. I jeśli fundament jest zdrowy, suchy, stabilny – jesteśmy w stanie odnaleźć radość nowości – jesteśmy w stanie zauważyć korzyść i szansę w tej rewolucji, która pochłonęła dotychczasową budowlę.
Bo to, co zbudowane dobrze, prawidłowo, zgodnie ze sztuką i starannie – oprze się burzy. Rozwali się tylko fuszerka i prowizorka. Odlecą wszystkie namiastki. Wiatr rozwieje piach, który udawał zaprawę, zerwie szmaty, które maskowały badziewie. Można wrócić do mozolnego budowania JAK NALEŻY.
Albo dać sobie spokój, uznawszy, że nigdy tak naprawdę nie pragnęło się tej harówki.
Albo zobaczyć, że z tymi ludźmi niestety nijak nie da się budować solidnie.
Albo zobaczyć, że jest się w grupie, która może wszystko – choć nic na to nie wskazywało.
Jest dobry. Otwiera oczy
Jest tylko jeden warunek: trzeba chcieć patrzeć. Trzeba chcieć przejrzeć. Trzeba chcieć uzdrowienia.
A nie jest to proste – bo to boli. Traci się bardzo wiele z tego, co się zgromadziło i uważało za cenne. Czasami traci się ludzi, jeśli więzi były pozorne, a związek lepiły korzyści. Czasami traci się pozycję, jeśli tkwiło się w układzie opierającym się na uznaniu, a nie na kompetencjach i prawdziwej wartości.
Czasami traci się zdrowie – a jeśli pokładało się nadzieję we własnych siłach – traci się także wpływ na rzeczywistość, możliwość sterowania historią, oddziaływanie na innych. Zyskuje się ból i poczucie niemocy. Zyskuje się jasność: kto utrzymuje ten świat w istnieniu.
Zyskuje się właściwe odniesienie do innych.
Zyskuje się pewność, że wszyscy – mimo kruchości, na jaką skazuje nas ludzka natura – otoczeni jesteśmy Czymś Większym.

Bo choć w pierwszej chwili wydaje się, że wszystko runie, pochłaniając nas żywcem – kiedy kurz opadnie – trwamy. Nikt nie chce, byśmy zginęli. Nie chodzi o to, żeby nas zniszczyć.
Chodzi o to, by nas ocalić – zdjąć z nas to, co niekonieczne, sztuczne, nieprawdziwe – czego z własnej woli nie oddamy, bo nasze słabe serca bardzo łatwo przywiązują się do rzeczy. Bo nasze wielkie „JA” bardzo przywiązuje się do poczucia, że to my sami jesteśmy siłą sprawczą dziejów i że to nasza wola jest wolą wiodącą. A nie jest.
Wolą wiodącą jest wola Stwórcy, który jako Jedyny wie, po co nas stworzył, w co nas wyposażył i do czego nas powołuje. On także wie, do czego jesteśmy naprawdę zdolni (i w dobrym, i w złym znaczeniu) – i wytrzymuje to, że nie chcemy Go o to zapytać, by żyć w pełni. Wytrzymuje – do czasu. To nie Bóg zsyła chorobę. To nie On sprawia, że tracisz pracę, żonę, grunt pod nogami.
To nasze własne decyzje doprowadzają do tego, że budowla z marzeń i patyków nie może dłużej opierać się grawitacji i wali się z hukiem. Bóg tylko JEST. Przy Tobie. Wtedy, kiedy płaczesz nad tym gruzowiskiem. Kiedy stojąc tyłem do Niego – ubolewasz nad utraconą wielkością. On patrzy na to całkiem z bliska, jak z bliska patrzył, kiedy tyłem do Niego walczyłeś o to wszystko, co teraz stało się popiołem i śmieciem.
I to On – z całkiem bliska – jest ciągle w gotowości, by Ci wszystko wyjaśnić. Opowiedzieć o tym, co dla Ciebie przygotowane. Co Cię czeka, kiedy wreszcie odwrócisz się przodem do Niego, nachylisz swojego ucha i otworzysz swoje oczy.
Kryzys – wyjątkowa okazja
Czy wiem, jak to zrobić? Czy mam jakąś radę, by ułatwić Ci to nawrócenie?
Nie. Bo to sprawa wyłącznie między Wami. To Bóg daje Ci szansę i to On wzywa Cię na pustynię, by mówić do Twojego serca. Techniki medytacyjne, rekolekcje, nabożeństwa uwielbieniowe są dobre i pomocne. Ale spotkanie to Tajemnica. Można całe życie spędzić na kolanach i nigdy naprawdę nie zobaczyć Boga z bliska, nie porozmawiać z Nim szczerze. A można całe życie błądzić, krzywdzić i rozwalać, by nagle dać się powalić Spotkaniem. Nie ma na to ani metody, ani recepty. Nie ma na to ani sposobnego czasu, ani wyjątkowego miejsca. Ale pewne jest to, że kryzys to wyjątkowa okazja. Wtedy łatwiej zmienić wszystko, bo tak niewiele ma się swojego, że aż szkoda odbudowywać to, co było – tak samo. Zobaczywszy niedostatki – łatwiej podjąć decyzję o pójściu inną drogą, w inną stronę, inaczej.
Jedyne, czego trzeba, to tęsknoty za Sensem, za Prawdą i za Miłością. Bóg daje Się odnaleźć.