PIĘĆ WARUNKÓW DOBREJ SPOWIEDZI

Pokuta i zadośćuczynienie

Ostatni, piąty warunek dobrej spowiedzi to zadośćuczynienie Panu Bogu i bliźnim.
Ten element dobrze odprawionego sakramentu pojednania jest pod wieloma względami
najobszerniejszy. Na początek warto zastanowić się, czy „zadośćuczynienie”
jest tym samym co „pokuta”?

KS. JAN SIENKIEWICZ

Moczydlnica Klasztorna

Leżenie krzyżem, zwane także prostracją, znane było
już w Starym Testamencie. Jest ono znakiem adoracji
oraz pokuty. Jest to jeszcze większe uniżenie siebie
wobec Boga aniżeli klęczenie

HENRYK PRZONDZIONO/FOTO GOŚĆ

Pierwsze z tych pojęć ma charakter bardziej prawny, techniczny – ma być podjętą przez nas formą działania, która wynagrodziłaby popełnione przez nas zło czy wyrównała straty wyrządzone przez nasz grzech. Drugie ma sens znacznie szerszy, bo oznacza zarówno wewnętrzną przemianę, jak i podejmowanie dalszych wysiłków na drodze ascezy prowadzącej najpierw do odejścia od grzechu, a następnie stawania się przez nas świętymi. Taki wymiar ma cały sakrament pokuty: od oczyszczenia przez oświecenie do uświęcenia. Oczywiście przy założeniu, że każde przystąpienie do spowiedzi będziemy traktować jak kolejny krok naszego duchowego rozwoju. Niestety często się zdarza, że z nienależytą starannością podchodzimy do tego sakramentu.
Owszem, lubimy uczucie ulgi, jakie towarzyszy nam po wyznaniu grzechów, ale też z niezwykłą łatwością do nich powracamy.
Wyrównanie rachunków z bliźnimi
Jesteśmy przyzwyczajeni, że od konfesjonału odchodzimy z wyznaczoną nam przez spowiednika pokutą. Najczęściej jest to zadanie polegające na odmówieniu modlitwy, spełnieniu dobrego uczynku lub gestu chrześcijańskiego miłosierdzia. Sami jednak niejednokrotnie odczuwamy, że to zbyt mało, aby miało uczynić zadość naszym grzechom.
Warto więc wtedy uruchomić „wyobraźnię sumienia”, by wieloma formami swojej aktywności niwelować powstałe na skutek naszego złego postępowania straty. Tym bardziej że pewne szkody są bardzo trudne albo wręcz niemożliwe do naprawienia. Jak na przykład wynagrodzić zdradę małżeńską, aborcję czy inny czyn przynoszący nieodwracalny skutek? W takich najcięższych przypadkach nie chodzi tylko o jakiś jednorazowy gest, ale o zasadniczą przemianę życia. Pewne sytuacje łatwiej jest rekompensować dobrem proporcjonalnym do wyrządzonych szkód, chociaż stawiamy sobie pytanie, na czym oprzeć szacunki tej proporcji?
Każdy grzech w bardzo szerokim sensie szkodzi naszym bliźnim, ma wymiar społeczny. Przecież żyjemy w jakiejś konkretnej wspólnocie: czy to rodzinie, Kościele, społeczności lokalnej, pracy, szkole… Wiele z naszych przewinień uderza wprost w konkretnego człowieka, wyrządzając mu krzywdę moralną, materialną czy nawet fizyczną.
W takim przypadku należy zrobić wszystko co możliwe, aby ją naprawić.
Oddać ukradzioną rzecz, odnowić coś, co zostało zniszczone, wycofać (choć to bardzo trudne) fałszywe opinie, plotki, obmowy. Jeśli się z kimś pokłóciłem i przy tym poraniłem wulgarnymi słowami – trzeba przeprosić i spokojnie porozmawiać, prosząc o wybaczenie.
Wiadomo, jak szeroki jest wachlarz ludzkich uchybień, i nie można stworzyć pełnej listy „wykroczeń” przeciw miłości bliźniego. Co prawda w historii Kościoła pojawiały się pewne pomysły na rozwiązanie tego dylematu, mianowicie tzw. księgi pokutne przypisujące kary adekwatne do grzechów, ale nie spełniły widać swego zadania, bo do dziś nie przetrwały. Zresztą sam sakrament pokuty w pierwszych wiekach chrześcijaństwa zakładał wcześniejsze odprawienie zadośćuczynienia przed otrzymaniem rozgrzeszenia. W tamtych czasach praktyki pokutne były bardzo rozbudowane, często miały charakter publiczny i mogły trwać latami, nim skruszony grzesznik powracał na łono Kościoła i mógł na nowo uczestniczyć w liturgii.
Wracając jednak do współczesności, ważne jest, aby mając świadomość swojego uchybienia, starać się je naprawić, podejmując wysiłek adekwatny do skali wyrządzonego zła.
Zrobić wszystko, co w danej chwili jest możliwe, kierując się przy tym gorliwością, roztropnością i dobrem bliźnich.
Wspomniane wyżej sytuacje, które określiliśmy mianem „po ludzku nie do naprawienia”, pokazują również, że jeśli chodzi o zadośćuczynienie za grzech, czysta sprawiedliwość nie wystarczy. Czy zatem pozostaje tylko niemoc i beznadzieja? Nie. Tu rodzi się przestrzeń, aby zagościło w naszym sercu Boże Miłosierdzie. Każdy grzech przecież rani nie tylko osobę, która doznaje krzywdy, ale również jej sprawcę.
Te rany koi łaska Boża, której doświadczamy w sakramencie pokuty. Niemniej po każdej z nich pozostaje ślad. Potrzeba czasu i wysiłku, aby to miejsce się w pełni zabliźniło. Podobnie jest z urazami, których doznaje ludzkie ciało.

Można zoperować chory organ, ale sama operacja to najczęściej początek długiej, mozolnej i wymagającej wysiłku rekonwalescencji. Tak trzeba widzieć sakrament pokuty, który w sferze swej materii jest z pozoru krótki i nieskomplikowany. Rachunek sumienia, żal za grzechy, mocne postanowienie poprawy, szczera spowiedź. Te elementy są zdecydowanie najmniej czasochłonne. Mogą być bolesne, trudne, wstydliwe, ale najbardziej angażujący jest okres po spowiedzi (właściwie między spowiedziami), czyli właśnie realizacja zadośćuczynienia i wypełnienia pokuty.
Jeśli jednak potraktujemy korzystanie z daru Bożego przebaczenia w tym sakramencie jako proces nieustannego nawracania, to zrozumiemy, że każda spowiedź wynika z poprzedniej, do niej się odnosi i stanowi jakby milowy słup stawiany na drodze naszego życia. A jak wiadomo, w pielgrzymowaniu ważna jest konsekwencja, wytrwałość i świadomość celu, który chce się osiągnąć. Naszym celem jest zbawienie, do którego dążymy drogą wiary, wsparci łaską sakramentów i powołani do miłości bliźnich.
Wynagrodzić Bogu
Człowiek może obrazić Boga, wykraczając przeciw pierwszym trzem przykazaniom Dekalogu. To oczywiste.
Kiedy wyrzucamy Boga z naszego życia, kiedy o Nim nie pamiętamy ani w codziennej modlitwie, ani w niedzielnej Eucharystii. Ale przecież na dobrą sprawę każdy grzech jest złem wyrządzonym samemu Bogu, jest niesprawiedliwością wobec Niego. Przypomnijmy sobie Mateuszowy opis Sądu Ostatecznego. Chrystus, który zasiada na swym tronie sprawiedliwości, przypisuje każde zaniedbanie względem człowieka samemu sobie. „Bo byłem głodny, a nie daliście Mi jeść; byłem spragniony, a nie daliście Mi pić […] Wszystko, czego nie uczyniliście jednemu z tych najmniejszych, tegoście i Mnie nie uczynili” (Mt 25, 41-45). Kiedy więc mówimy o wynagrodzeniu za zło względem Boga, trzeba nam znów rozpatrywać możliwości czynienia zadość bliźnim, w których objawia się nam Bóg jako spragniony, głodny i sponiewierany człowiek. Oczywiście wszystkie nasze wysiłki w tym kierunku są tylko namiastką zadośćuczynienia.
Tak naprawdę za cały nasz grzech zapłacił na krzyżu Jezus Chrystus. On wziął na siebie nasze długi, czyli wszelką karę za grzechy, wszelkie jego konsekwencje. Krzyż jest spotkaniem sprawiedliwości i miłosierdzia. Spojrzenie na krzyż Chrystusa uświadamia nam, jak cenna jest krew przelana dla naszego zbawienia. Stąd jeszcze większe poczucie wstydu za popełnione zło: oto Bóg ze swoim nieskończonym miłosierdziem wyrażonym ofiarą Jedynego Syna i człowiek, odrzucający ten dar po to, by skłonić się ku swojej słabości i zanurzyć w brudzie grzechu. Jesteśmy więc odkupieni przez Zbawiciela, jednak Jego ofiara domaga się i naszego udziału. To zdumiewające, że bezgraniczny ocean Bożego Miłosierdzia potrzebuje jednej kropli naszej miłości. Bez niej pozostanie dla nas niedostępny. Jak poucza nas o tym Katechizm Kościoła Katolickiego: „Zadośćuczynienie, które spłacamy za nasze grzechy, nie jest do tego stopnia nasze, by nie było dokonane dzięki Jezusowi Chrystusowi. Sami z siebie nic bowiem nie możemy uczynić, ale wszystko możemy w tym, który nas umacnia (Flp 4, 13). W ten sposób człowiek niczego nie ma, z czego mógłby się chlubić, lecz cała nasza chluba jest w Chrystusie… w którym czynimy zadośćuczynienie, wydając owoce godne nawrócenia (Łk 3, 8), mające moc z Niego, przez Niego ofiarowane Ojcu i dzięki Niemu przyjęte przez Ojca” (KKK 1460).
Podsumowując
Ostatni warunek dobrej spowiedzi obejmuje dwa elementy.
Pierwszy z nich to modlitwa albo jakiś uczynek, do którego zobowiązuje nas spowiednik. Drugi to forma zadośćuczynienia podjęta z inicjatywy penitenta. Ta druga składowa nie jest niczym ograniczona i pozostawia szerokie pole do działania dla dobra bliźnich. Dzięki swoistej wyobraźni sumienia możemy na miarę naszych sił, możliwości i ambicji realizować się w powołaniu chrześcijańskim, służąc innym swoimi talentami, czasem dobrami materialnymi czy też dziełami miłosierdzia. Pamiętając przy tym, że im więcej w naszym otoczeniu dobra, tym mniej miejsca na grzech, od którego przecież chcemy się uwolnić, cierpliwie wypełniając warunki dobrej spowiedzi.