Z pamiętnika pluszowego Mnicha

ILUSTRACJA MWM

GIENEK, FRYDERYK I POKUSA

– No i się zaczęło – westchnął Fryderyk.
Od kilku długich chwil siedział nieruchomo, wpatrując się w okno.
– Co się zaczęło? – zdziwił się Gienek, odrywając nos od książki.
– Pokusy się zaczęły – ponownie westchnął Szop. – Zaczęło się wielkopostowanie.
– O, a ja myślałem, że pokusy to są cały czas.
– No, prawda. Ale chodzi o to, że w Wielkim Poście to jakoś tak szczególnie i specjalnie jest ciężko – rozwinął myśl Freddy.
– A dlaczego? – zdziwił się Gienek.
– Bo wtedy bardziej trzeba. A im bardziej coś trzeba, to się bardziej nie chce – Fryderyk westchnął jeszcze głębiej.
– Aaa, no to teraz rozumiem – powiedział Gienek. – Zima się skończyła, słoneczko przyświeciło, kwiatki kwitną, ptaszki śpiewają, to i trudniej jest się skupić na tym, co trzeba zrobić. Odrobiłeś lekcje? – spojrzał za siebie, ale Fryderyka już przy oknie nie było.
Puszysty czarno-szary ogonek właśnie znikał w szczelinie drzwi i dawał jednoznacznie do zrozumienia, że jego właściciel nie ma ochoty ani na dalszą dyskusję, ani na odrabianie lekcji, ale woli spędzić pierwsze wiosenne dni na podwórku.

* * *

– Cześć chłopaki. Jak tam dzień minął? – ksiądz wrócił z odwiedzin u chorych i właśnie zabierał się do przygotowywania kolacji, gdy Fryderyk i Gienek weszli do kuchni.
– Super książkę czytam – pochwalił się Gienek. – Pamiętnik takiego jednego księdza z Iraku.
– Będziesz mi musiał w takim razie pożyczyć – zainteresował się ksiądz. – A ty, Freddy?
– A ja czuję się fatalnie – rzucił smutno Szop.
– Ojej, a co się stało? – spytał ze współczuciem ksiądz. – Chory jesteś?
– Nie. Czuję się fatalnie, bo uległem pokusie – Freddy był na granicy płaczu.
– A to jakaś poważna sprawa?
– No, dla mnie poważna. I to o tyle poważniejsza, że jeszcze niedawno z Gienkiem o tym rozmawiałem i potem trzask-prask i pokusa gotowa.

– Nie śmiem pytać, ale co się stało?
– Bawiłem się w berka z wróblami.
– No i cóż w tym złego? One zawsze lubią się z tobą bawić w berka.
– Ale ja miałem odrabiać lekcje! I teraz już jest za późno i jutro pani będzie krzyczała, bo obiecałem, że zrobię – wyrzucił z siebie Szop. – I to miało nie być jakieś tam byle jakie zadanie, ale zadanie na religię.
– Ooo, no to niefajnie, rzeczywiście. – A co to za projekt miał być?
– Miałem przygotować temat: trzy pokusy Jezusa. No i te pokusy były takie silne, że mnie tak wciągnęły, że zamiast robić to, co miałem robić, poleciałem robić to, co chciałem robić.
– I może przez to dużo lepiej zrozumiałeś, co znaczą pokusy? – Gienek przerwał narzekania przyjaciela. – Zobacz: Pan Jezus miał trzy pokusy: jedna, żeby zamienił kamienie w chleb, druga, żeby wypróbował Pana Boga, czy zrobi mu cud na zawołanie, i trzecia, by w zamian za władzę oddać pokłon szatanowi. Ty miałeś w sumie te trzy pokusy w jednej: zrobię to, co mi się chce, choć wiem, że mam nie robić.
– No niby tak – zastanowił się Szop.
– A pamiętasz, jak Pan Jezus poradził sobie z pokusami?
– Nie za bardzo pamiętam właśnie…
– Powiedział do szatana: idź precz! To zawsze jest najlepsza metoda. Po prostu powiedzieć: nie chcę mieć z tobą szatanie nic wspólnego! No, ale cóż. Stało się. Więc teraz nie ma co rozpaczać, tylko trzeba wziąć się do roboty. Wiesz co? Zrobimy tak. Zjemy kolację, pomodlimy się i potem razem siądziemy i ja ci pomogę zrobić to zadanie. Dobrze?
– Naprawdę? Chce ci się mi pomóc? – zdziwił się Fryderyk.
– Czy mi się chce, czy mi się nie chce, to teraz nie ma znaczenia. Skoro trzeba to zrobić, to się zrobi. A pokusę robienia tylko tego, co nam się chce, wyganiamy!
– No to niech Pan Jezus nam w tym pomaga, bo bez Niego walka z pokusami jest nadaremna – podsumował ksiądz. – A teraz siadamy i jemy: w imię Ojca…

KS. PIOTR NARKIEWICZ