Warto…


przeczytać

Podwójne życie

Dwie rodziny. Dwóch chłopców. Kochający rodzice. Wiara i służba przy ołtarzu. Gra w piłkę, szkoła i lekcje. Marzenia… by zostać misjonarzem. W 1941 r. ich drogi przecinają się.
Ofiara i kat. Święty i zbrodniarz. Kolbe i Höss. O. Władysław Kluz w książce 47 lat życia (Wydawnictwo Ojców Franciszkanów, Niepokalanów 2016) w formie zestawienia dwóch przeplatających się ścieżek biograficznych przedstawia dzieje życia o. Maksymiliana Marii Kolbego – franciszkanina i twórcy zakonu w Niepokalanowie oraz Rudolfa Hössa – komendanta i twórcy obozu koncentracyjnego w Auschwitz.
To nowatorskie ujęcie nadaje tempa i ekspresji fabule. Losy mężczyzn ujęte są chronologicznie. Towarzyszymy im od narodzin po śmierć. Na przemian przyglądamy się kolejom życia Rajmunda i Rudolfa. Autor opiera się na rzetelnych materiałach biograficznych, jednocześnie pozwala sobie na fabularyzację, co ułatwia percepcję lektury. Obrazowe opisy życia obozowego, a także wierne odtworzenie konstrukcji psychologicznych obu bohaterów czynią książkę pozycją bezkompromisową. Gdy się zacznie ją czytać – niełatwo odłożyć. Wyróżnikiem książki jest przytaczanie materiałów źródłowych: regulaminu obozu koncentracyjnego, zestawu kar dla więźniów, zeznań komendanta czy treść jego wyroku.
Mankamentem jest brak fotografii – dokumentacja w postaci archiwalnych zdjęć byłaby cennym uzupełnieniem książki. Prowokujący jest też aspekt filozoficzny, który absorbuje od początku lektury. Co zdeterminowało chłopców, że choć zaczynali w tym samym miejscu, jeden skończył na szubienicy, a drugi na ołtarzach. Jaki bodziec sprawił, że jeden uaktualnił się ku dobru, a drugi ku złu.
Obaj przeżyli 47 lat. Dla jednego był to czas miłowania.
Dla drugiego czas nienawiści. Wystarczy moment pustki i zwątpienia, by niegodziwość zaczęła stopniowo osaczać.
Książka jest bilansem. Można ją potraktować jako wielkopostne rozważanie. Polecam!

AGNIESZKA BOKRZYCKA


obejrzeć

Green Book

Zawsze starałem się śledzić różne propozycje festiwalowe.
Kiedyś było to trudniejsze, czasami bowiem długi czas po festiwalu nie można było oglądnąć upragnionego filmu. Na szczęście teraz jest inaczej. Tegoroczna gala Oscarów obfitowała w wiele dobrych filmów. Chciałbym zaproponować obejrzenie jednego z nich.
Droga to nie tylko motyw biblijny, ale także filmowy. Bardzo często jest wykorzystywany, aby pokazać historię jakiejś przemiany. Wyruszając w drogę, nie wiemy, co nas spotka. Jesteśmy do niej lepiej bądź gorzej przygotowani.
Dopiero gdy wchodzimy na szlak, weryfikuje się wszystko, co było przed wędrówką. Reżyser filmu Green Book w genialny sposób używa tego motywu, by pokazać, jak możemy się zmienić pod wpływem drugiej osoby. Film przypomina Nietykalnych. Przede wszystkim ze względu na relację, która powstaje między głównymi bohaterami.
Różnica życia i światopoglądu powoduje, że bohaterowie są jakby z innych planet, które niechcący wpadły na siebie.
Powoduje to wiele zabawnych sytuacji, które nie są jednak pozbawione głębi. Dużo ważnych tematów zostaje nam podanych w przystępnej i dobrej filmowej formie. Wśród nich kwestia tolerancji i patrzenia na świat przez pryzmat stereotypów. Lekcja, którą dostajemy, może zrewidować to, w jaki sposób dzisiaj postrzegamy te tematy, również osobiście. Bierzemy udział w podróży głównych bohaterów po to, by skonfrontować się z tymi tematami. Wraz z kolejnymi przygodami zaczniemy zauważać więź, która tworzy się między bohaterami. Po filmie nie będziemy mieć wątpliwości, czy obaj zdołali się zaprzyjaźnić. Co ciekawe, znajdują wiele rzeczy, które ich łączą. Dzięki temu są w stanie zbudować relację, która pokazuje, że ludzki los, choć pisze różne scenariusze, zawsze zaczyna od tego samego – od konkretnego człowieka, który ma swoją niezbywalną godność, a jego wartość jest bezwzględna.

MICHAŁ ŻÓŁKIEWSKI


zwiedzić

Zamek na wodzie w Wojnowicach

Nad detalami architektonicznymi zamku w Wojnowicach pracowali włoscy rzeźbiarze

MARCIN LUBKOWSKI /MATERIAŁY PRASOWE URZĘDU MARSZAŁKOWSKIEGO WOJ. DOLNOŚLĄSKIEGO

Dolny Śląsk jest jednym z największych w Europie skupisk średniowiecznych wież mieszkalnych. Niektóre z tych kamiennych lub ceglanych obiektów, które budowali zamożni rycerze, stoją w zasadniczo niezmienionej formie do dzisiaj, inne w późniejszych wiekach były rozbudowywane, powiększane o nowe pomieszczenia, nowe skrzydła, często zamykające w środku dziedziniec. I stawały się rezydencjami, swą formą, architekturą i pięknymi detalami zachwycają do dzisiaj.
Marek Stadnicki, były dyrektor wałbrzyskiego muzeum, już prawie dekadę temu doliczył się ich ok. pięćdziesięciu.
Spośród tych, które zachowały swój kształt, najsłynniejsza jest wieża w Siedlęcinie, wśród tych rozbudowanych wiele jest pięknych dworów. I chociaż wczesnorenesansowe dwory trudno uznać za wieże mieszkalne (mimo że ich kształt jest zbliżony), to historycy i historycy sztuki nie wykluczają oddziaływania wzorca wieży mieszkalnej na budynki dworów, szczególnie tych, które zbudowano w czasach, kiedy wznoszono oba rodzaje budowli równolegle.
Do wznoszonych na początku XVI w. na Równinie Wrocławskiej obiektów używano cegły, powszechnie stosowanej przy budowie kamienic Wrocławia i obiektów obronnych.
Przykładem takiego wzniesionego z cegły obiektu, będącego zarazem jednym z najciekawszych na Dolnym Śląsku, jest renesansowy Zamek na wodzie w Wojnowicach, miejscowości leżącej kilka kilometrów na zachód od Wrocławia.
Prawdopodobnie istniała tu wcześniej jakaś forma wieży mieszkalnej, do której dostawiono ok. 1513 r. dwie izby na trzech kondygnacjach, by w ten sposób zamienić ją w nowożytny dwór mieszkalny.
Budowla w późniejszych latach została rozbudowana i otoczona fosą, przylegającą do jej ceglanych ścian i muru otaczającego wewnętrzny, prostokątny dziedziniec dworski.
W ten sposób powstał jeden z pierwszych na Dolnym Śląsku czworobocznych dworów z przyległym dziedzińcem otoczonych murem i głęboką fosą.

Taki kształt dworu został powtórzony w licznych późniejszych założeniach dworskich, nigdzie nie otrzymał jednak tak doskonałej formy i tak pięknie dopracowanych detali architektonicznych, nad którymi pracowali włoscy rzeźbiarze. Na szczególną uwagę w wojnowickim zamku zasługuje zachowany do dzisiaj trójkondygnacyjny wykusz, doświetlający wnętrza, przystawiony do północnej izby dworu. Wykusz zawieszony został na kamiennych wspornikach, wg wzorów średniowiecznej architektury pałacowej i miejskich kamienic.
W dworskiej architekturze Śląska jest unikatem.
Wszystko to miało podkreślać pozycję społeczną i bogactwo właściciela rezydencji, zamożnego wrocławskiego mieszczanina Mikołaja von Schewitza, i nawiązywać do patrycjuszowskich kamienic we Wrocławiu (np. szczyty wojnowickiego dworu są jakby wprost przeniesione z gotyckich kamienic miejskich). Całość miała sprawiać wrażenie średniowiecznej twierdzy. Tę ideę zamku miał potwierdzać forteczny w formie portal bramy wjazdowej i most nad fosą prowadzący do wejścia zamku.
Równie ciekawie jest w środku zamku – do nieco wyżej położonej izby starego dworu prowadzi jeden z najpiękniejszych portali wewnętrznych, wykonany z piaskowca w stylu łączącym odchodzący gotyk i nadchodzący renesans.
Kamiennych portali jest zresztą w Wojnowicach więcej. Ich zróżnicowanie może świadczyć o potrzebie zademonstrowania bogactwa mieszkańców dworu.
Zamek na wodzie do końca II wojny światowej pozostawał w rękach prywatnych i dopiero w 1945 r. został zniszczony. Po odbudowie ze zniszczeń wojennych i przeprowadzonych w latach 1961–1984 pracach restauracyjnych odzyskał dawną świetność i był użytkowany przez Stowarzyszenie Historyków Sztuki. Od 2014 r. właścicielem zamku jest Kolegium Europy Wschodniej im. Jana Nowaka-Jeziorańskiego we Wrocławiu, którego misją jest praca na rzecz budowy Europy Wschodniej jako wspólnoty ludzi wolnych. W zamku można przenocować, można skosztować kuchni zamkowej restauracji i pospacerować po parku.

umwdTEKST ADAM PACZEŚNIAK
MATERIAŁ PRZYGOTOWANY
PRZEZ WYDZIAŁ PROMOCJI
WOJEWÓDZTWA