Potęga biznesu rodziny Kornów

Czasy, o których przychodzi napisać, nie należały do łatwych ani dla mieszkańców
Rzeczpospolitej, ani dla poddanych cesarzowej austriackiej, Marii Teresy.
Jak to bywa z czasami – jeżeli bywają trudne, to i ciekawe.

ANNA SUTOWICZ

Wrocław

Katalog poloników wydawany przez oficynę Wilhelma
Gottlieba Korna od 1806 r. Kolejne aktualizacje tego
katalogu, pod takim samym tytułem, wydawane były
w późniejszych latach wielokrotnie

WWW.BIBLIOTEKACYFROWA.PL

Pasjonujące więc wydają się z historycznej perspektywy opisy zmagań prusko-austriackich z okresu wojen o Śląsk, dla fascynatów skutecznej polityki wzorcowe musi się wydawać postępowanie Fryderyka Wielkiego, który wykorzystując resentymenty religijne, podstępnie zajął potężną stolicę regionu, a następnie traktował ją bez pardonu jak magazyn dóbr wszelakich, a zwłaszcza złota.
Można by pewnie schylić czoła przed instrumentalnym traktowaniem przez niego własnych, składanych na piśmie obietnic, wszakże dla Polaków, stanowiących w tamtym czasie ok. 32% mieszkańców prowincji, polityka ta oznaczała brutalne niszczenie tożsamości kulturowej, postępujące za systematycznym i przemyślanym procesem pozbawiania ich możliwości posługiwania się rodzimym językiem, choć odmiennym od czystej polszczyzny, ale podtrzymującym obyczaj i swoisty dla Śląska sposób pojmowania świata.
Dziękczynienie za wesołe pokoju pożądanego przywrócenie
Tak brzmiał polski tytuł modlitwy odmawianej w czasie ewangelickich nabożeństw dziękczynnych po ustaniu ostatnich aktów trzeciej wojny o Śląsk. Wersja ta ukazała się w słynnym już we Wrocławiu wydawnictwie należącym do Wilhelma Gottlieba (po polsku podpisywano go jako Wilhelm Bogumił) Korna. W tej samej oficynie zdążyły się już wcześniej ukazać pierwsze zarządzenia króla pruskiego, regulujące nowy ład w prowincji, a wśród nich ograniczenia zgromadzeń, ustawy podatkowe oraz kilka patentów skierowanych przeciwko publicznemu używaniu języka polskiego, zwłaszcza w sądach i szkołach publicznych.
Prawie wszystkie one miały swoje polskojęzyczne tłumaczenia. Zapisano w nich polskie nazwy miejscowe, paradoksalnie więc to właśnie dzięki tym pismom dwieście lat później można było dotrzeć do pierwotnego nazewnictwa miejscowości śląskich. Takich paradoksów w zawrotnej karierze wydawniczej Kornów miało znaleźć się jeszcze więcej.
Aby zrozumieć powikłane ścieżki naszych bohaterów, należy powrócić do początku ich sukcesu na Śląsku.

Inicjator działalności drukarskiej, Johann Jacob, przyjechał z Berlina w 1732 r., by założyć we Wrocławiu własną gazetę, „Schlesische Zeitung”, a po spenetrowaniu upadającego rynku wydawniczego w Polsce podjął się przygotowania paru tytułów kierowanych właśnie do czytelnika polskiego. W ciągu kilku ostatnich lat panowania habsburskiego, głównie pod wpływem pastorów Jerzego Schlaga, nauczyciela w Miejskiej Szkole Polskiej, i Jana Daniela Janockiego zdecydował także o zaspokajaniu potrzeb czytelniczych rodzimych gmin ewangelickich, adeptów szkół i kursów językowych. Tak powstały i sprzedały się w szybkim tempie podręczniki i rozmówki polsko-niemieckie Schlaga, posługującego się niekiedy pseudonimem Jerzy Bićki. W 1741 r. ukazały się pod tytułem Korrespondencya Polsko-Niemiecka jego wzorce listów, które dotarłszy do odbiorców w Rzeczpospolitej, ocenione zostały pół wieku później jako… „dzieło w złym smaku”. Podobnie owocna okazała się współpraca Korna z Janockim, który dzielił się swoimi doświadczeniami bibliotekarza w fundacji braci Załuskich. W środowisku śląskim, w którym Polak kojarzył się nieodmiennie z gadającym dziwnym językiem – ni to polskim, ni to nijakim – flisakiem, woźnicą, dziewką służebną albo drobnym handlarzem, leksykon polskich twórców literatury autorstwa Janockiego, w którym znalazły się nie tylko sławy światowe, ale i mniej znani, choć płodni pisarze i pisarki polskie, mógł stać się ważnym świadectwem lekceważonego powszechnie na Śląsku poziomu kultury Rzeczpospolitej.
Sukcesy wydawnicze utwierdziły Johanna Jacoba Korna w przyjętym kierunku pracy. Spod jego pras wyszły tak liczne polonika: podręczniki, literatura dla dzieci i dorosłych, dzieła filozoficzne, historyczne i religijne, że można było uznać go za ambasadora kultury zmierzchającej Polski.
A przecież to była tylko kwestia biznesu, w którym liczyły się tak samo zamówienia państwowe na druk antypolskich patentów i wiernopoddańczych oficjalnych tekstów tłumaczonych dla porządku na wszystkie języki królestwa pruskiego. Fryderyk II był przecież władcą oświeconym, dbającym o powszechną wiedzę swych poddanych.

Portret Wilhelma Gottlieba Korna

JVSCHROETER/WIKIMEDIA COMMONS, CC BY 4.0

Język polski na eksport
Początek panowania pruskiego na Śląsku zaznaczył się więc rosnącym sukcesem firmy Kornów. Stali się uznanym ośrodkiem produkcji książek i prasy, w której zaczęły dominować sprawy gospodarki, mniej interesujące dla królewskich cenzorów. Po przejęciu oficyny od ojca Wilhelm nie tylko podtrzymał sprzedaż polskich tytułów, ale wręcz nadał jej bardzo ważne miejsce w swoich planach wydawniczych. Znawcy podają, że do końca XVIII w. wydał on 250 różnych pozycji, wśród autorów nie stronił od cieszących się stałym wzięciem renesansowych poetów i pomnikowych postaci kultury Rzeczpospolitej. W szeroki obieg puścił więc Korn dzieła Kochanowskiego, Łaskiego, Orzechowskiego i Krasickiego, które rozchodziły się jak świeże bułeczki już nie tylko w Warszawie, Wilnie i Lwowie, ale też w Poznaniu i na pograniczu śląsko-wielkopolskim.
W oficynie Kornów ukazywały się nadal podręczniki do nauki języka polskiego, które teraz nabierały bardziej oświeconego oblicza. Zgodnie z osiągnięciami nowej pedagogiki obok elementarzy i licznych abecadeł rozprowadzano książki botaniczne, atlasy, podręczniki do arytmetyki i inne, przybliżające wiedzę o świecie dzieła.
Cóż, że w rozmówkach i komentarzach przemycano często propagandowe hasła nawołujące do wierności królowi…
Zdaje się, że w ogólnym uwiądzie refleksji nad stanem prowincji śląskiej i tak nie miały one większego znaczenia.

Biznes jest biznes, i akurat w przypadku Kornów twierdzenie to odsłania potęgę zjawiska. W czasach, gdy pruskie władze bezlitośnie łupiły swoich poddanych, nakładając niemoralnie wielkie podatki, potomkowie Johanna Jacoba wypracowali owocny modus vivendi. Jakkolwiek by na to spojrzeć – takie „Panu Bogu świeczkę, a…” Gdy zamknięto we Wrocławiu ostatnią polską szkołę, a w pozostałych publicznych ośrodkach wymagano od nauczycieli posługiwania się językiem niemieckim, gdy chłopów straszono brakiem zatrudnienia bez wylegitymowania się znajomością tego języka, Kornowie dalej ubijali najlepsze interesy na polskiej literaturze. Ich sukcesy przeżyły samą Rzeczpospolitą. To właśnie dzięki tej wpływowej niemieckiej rodzinie udało się wraz z nazwiskiem pijara Onufrego Kopczyńskiego upowszechnić nowoczesne zasady gramatyki i pisowni języka polskiego, choć na użytek śląskich czytelników utrzymano pewne wyjątki.
Dla podtrzymania humoru pozostawię Czytelnika z pewnym tytułem, który wyszedł spod pras wrocławskich w 1809 r.: Jak może Gospodarz wiéyski poznać konie na nosaciznę (Smarkociznę) i tylczak chore? Jak powinien obchodzić się z końmi na początku parchów i zołzów? Aby zapobiedz rozszerzeniu się pierwszych albo pogorszeniu się drugich zawczasu. Ciekawe, ilu polskich woźniców zapoznało się z tymi osiągnięciami światowej weterynarii?
Wystarczająco jednak wielu, skoro ktoś zrobił na tym niezłe pieniądze.