Warto…


przeczytać

Teresa N.

Są rzeczy na niebie i na ziemi, o których nie śniło się nawet filozofom. Od 1922 do 1962 r. Teresa Neumann nie spożywała żadnych pokarmów oprócz codziennej Eucharystii.
Dzięki modlitwie wywoływała w swoim ciele dolegliwości innych ludzi, uzdrawiając ich w ten sposób. Co tydzień, z czwartku na piątek, otwierały się rany na jej rękach, nogach, głowie, boku i krwawiły. Dane jej było przeżywać ekstazy, podczas których obserwowała mękę Chrystusa.
Przepowiadała przyszłe wydarzenia. Mówiła obcymi językami, których, będąc po szkole powszechnej, znać nie miała prawa. Mając wizję Jezusa u Piłata, umiała powtórzyć łacinę, którą posługiwali się rzymscy żołnierze. Po wizji z życia św. Antoniego Padewskiego mówiła w jego rodzinnym portugalskim, a po wizji św. Bernadetty z Lourdes – dialektem prowansalskim. Najczęściej mówiła po aramejsku. Dar stygmatów i ekstatyczne stany zostały udokumentowane na taśmie filmowej. Objęta była ścisłą obserwacją komisji, która wydała werdykt autentyczności stygmatów. 21 stycznia 2005 r. ruszył proces zmierzający do jej kanonizacji. To tylko „zajawka” z książki Irene Corona Teresa Neumann. Mistyczka i stygmatyczka (Wydawnictwo AA, Kraków 2016). Autorka prezentuje historię jednej z najbardziej niezwykłych kobiet w historii Kościoła. Wydarzenia opisane w książce wymykają się naszemu postmodernistycznemu, racjonalistycznemu pojmowaniu. Irene Corona swoją opowieścią angażuje nas pełnowymiarowo. Dotyka sfery intelektu, ducha, ale i cielesności. Ekspresyjny język dobrze koreluje z opisywanymi mistycznymi wydarzeniami i oddaje osobliwość bohaterki. Prosta, subtelna dziewczyna w centrum nadprzyrodzonych przeżyć. Pokorne i posłuszne narzędzie w rękach Boga. Książka jest skromna objętościowo, ale obfitująca w treść. Każde zdanie jest ważne i niesie bogactwo przesłania. Wszystkim racjonalnie umocowanym i empirycznie inklinowanym szczerze polecam!

AGNIESZKA BOKRZYCKA


obejrzeć

Coś na ferie i nie tylko…

Początek lutego to czas ferii zimowych. Dzieci mają więcej czasu, a rodzicom przyda się chwila wytchnienia. Na początek coś dla młodszych: Królowa Śniegu: Po drugiej stronie lustra. To nawiązanie do słynnej baśni Hansa Christiana Andersena Królowa Śniegu, film wyreżyserowany przez Roberta Lance’a, czyli współtwórcę takich filmów, jak Toy Story, Shrek czy Piękna i Bestia. Akcja zmienia się bardzo szybko, scenariusz został napisany w przemyślany sposób, nie ma więc mowy o nudzie. Bohaterowie, czyli Gerda, Alfida, Kai i Rollan, na długo pozostaną w pamięci dzieci, a na ekranie będą ich nie tylko bawić, ale także uczyć tego, co w życiu najważniejsze. Film może wydawać się trochę za bardzo naszpikowany różnego rodzaju dodatkami, ale dzieci to lubią, będą pełne wrażeń, film będzie dla nich zajmujący.
Dla rodziców zaś interesującą, jak sadzę, propozycją są Narodziny gwiazdy. Jest to pierwszy film wyreżyserowany przez Bradleya Coopera, w którym wraz z Lady Gagą grają główne role, obsypany wieloma nagrodami, m.in. Złotymi Globami. To historia ukazująca życie w show-biznesie, dysonans między klasycznym pojęciem sztuki i twórczości artystycznej a realiami dzisiejszego świata, w którym bardzo często twórczość jest wynikiem komercjalizacji działalności artystycznej. Nie jest to film, który pokazuje jedynie pasmo sukcesów gwiazd, ale także to, z czym musi się liczyć osoba, która wybiera taką drogę. Przedstawiony obraz zmienia trochę nasze myślenie o tej rzeczywistości.
Nie jest to już tylko życie usłane różami. Na tym tle przedstawiona jest historia miłości bohaterów, która staje się głównym wątkiem fabuły filmu. Lady Gaga i Bradley Cooper pokazują w filmie nie tylko swoje umiejętności aktorskie, ale także wokalne, co czyni film jeszcze ciekawszym i daje wiele pozytywnych wrażeń widzowi, który po seansie kinowym słyszy w swojej głowie i nuci Shallow.

MICHAŁ ŻÓŁKIEWSKI


zwiedzić

Karta pocztowa z 1925 roku

ARCHIWUM A. PACZEŚNIAKA

Widok na zaporę Pilchowice

MATERIAŁY PRASOWE UMWD

Zapora Pilchowice

Wznoszące się nad Kotliną Jeleniogórską Karkonosze nazywane były czasami Górami Olbrzymimi. Najlepiej ich wielkość i majestat widać z oddali, na przykład ze szczytów Gór Kaczawskich czy Izerskich. Ośnieżone szczyty zimą wyglądają cudownie, jednak wiosną stają się dla położonych niżej na przedgórzu miejscowości zagrożeniem. Topniejące śniegi sprawiają, że cienkie strumyki stają się rwącymi potokami zagarniającymi wezbranym nurtem wszystko, co spotkają na swojej drodze. Wezbrane rzeki, niosące nie tylko potężne ilości wody, ale i wielkie głazy, od wieków siały spustoszenie w podgórskich miejscowościach. Wiosenne, ale także letnie wylewy niemieszczących się w swoim korycie górskich rzek przez lata nękały mieszkańców doliny Bobru, Kwisy, Kamiennej i mniejszych rzek. Powodzie nawiedzały miasteczka i wsie leżące nad Bobrem czy Kwisą z dużą regularnością. Jedna z największych katastrof dotknęła dolinę Bobru w lipcu 1897 r. Padające wówczas deszcze zamieniły potoki w rwące rzeki niszczące wszystko, co napotkały po drodze. Zalane zostały Piechowice, Sobieszów, Cieplice, Wleń i wiele innych miejscowości leżących w dorzeczu Bobru. Żywioł porywał drzewa i głazy, domy i mosty, sparaliżował komunikację. Przejęta losem swych poddanych pojawiła się tu cesarzowa Augusta Wiktoria, żona cesarza Niemiec Wilhelma II.
Powódź 1897 r. stała się impulsem dla niemieckich inżynierów do stworzenia planów ujarzmienia wód powodziowych i zapobieżenia podobnym katastrofom w przyszłości.
A że Prusy przeżywały akurat intensywny rozwój gospodarczy, któremu solidne podstawy finansowe dała wygrana wojna z Francją 1870/71 r. i ogromna kontrybucja zapłacona przez Paryż, to i środki na działania chroniące obywateli przed wodnym kataklizmem znaleźć było łatwiej… Z determinacją zabrano się do projektowania i budowy zapór na Kwisie i Bobrze.
Główny projektant i budowniczy, Otto Intze, został sprowadzony aż z Akwizgranu.

Trzydzieści lat później cesarz Wilhelm II zatrudnił go do zaprojektowania systemu zabezpieczającego południową część Dolnego Śląska przed wielką wodą. Prof. Intze wywiązał się ze swojej misji doskonale, łącząc w projekcie zapory jej zadania przeciwpowodziowe z produkcją energii elektrycznej, wzbogacone w naszych czasach o walory turystyczne i krajobrazowe. Budowę zakończono już po ośmiu latach. I to mimo trzech powodzi, które zatapiały plac budowy. Uroczystego otwarcia zapory i elektrowni oraz odsłonięcia pamiątkowej tablicy mówiącej o tragicznej powodzi z 1897 r. dokonał w 1912 r. cesarz Wilhelm II Hohenzollern, który do Pilchowic dojechał pociągiem.
Była to wówczas największa inwestycja hydrotechniczna w Niemczech. Jej wysokość sięga 62 m, długość w koronie ma 270 m, a szerokość korony to 7,5 m. Równie imponujący jest przelew powierzchniowy z kaskadą o długości 87 m.
Kamienna konstrukcja wzmocniona betonem oparła się wielu wysokim falom, choć kilkakrotnie woda przelała się przez kaskadę. Trzeba jednak przyznać, że znacząco zmniejszyła rozmiar kataklizmów.
W dużym kamiennym budynku poniżej zapory nadal działa hydroelektrownia z do dziś pracującym zabytkowym turbozespołem z 1923 r.
Na budowie skorzystali również lokalni przedsiębiorcy, rolnicy i mieszkańcy, ponieważ na potrzeby inwestycji wybudowano w tym bardzo trudnym terenie linię kolejową z Jeleniej Góry do Lwówka Śląskiego. Niestety ta malownicza linia, biegnąca wysokim mostem ponad taflą Jeziora Pilchowickiego i za chwilę znikająca w kolejnych tunelach (są aż trzy), została przez narodowego operatora kolejowego wyłączona z ruchu. Po pociągach zostały tylko wspomnienia i nadzieja, że jeszcze kiedyś usłyszymy stukot ich kół.

umwdMATERIAŁ PRZYGOTOWANY
PRZEZ WYDZIAŁ PROMOCJI
WOJEWÓDZTWA