DOMINIK GOLEMA

Wrocław

Verofobia

Monitorując statusu przesyłki na stronie internetowej firmy kurierskiej, odczytałem informację: odbiorcy nie zastano. Moje zdumienie połączone z irytacją osiągnęło wysoki poziom. Przesyłka była pilna, o godzinie, kiedy dokonany był wpis o rzekomej absencji adresata, większość domowników była na miejscu, a na dokładkę kurier dzwonił do mnie pół godziny wcześniej, aby upewnić się co do adresu dostarczenia paczki. Udało mi się do niego dodzwonić, próbował wmawiać, że nikogo nie było, po chwili jednak przyznał, że to on nie dotarł, a wpisał w formularz informację o nieobecności odbiorcy, bo… musiał coś wpisać, jak twierdził. Zarzuciłem mu kłamstwo, co skwitował drwiąco: „No niech panu będzie, że skłamałem. I co z tego?”. Praca kuriera jest wyczerpująca, jednak czy tak sobie z nią radzić? Kłamać?
Legitymizowanie kłamstwa staje się coraz bardziej powszechne, i to w sensie dosłownym. Przeróżne uregulowania, od obyczajowych poprzez rynkowe aż po konstytucyjne. Tak niepojęte jak ten, że dziecko nie jest człowiekiem, ale dopiero staje się nim w momencie narodzin.
Przybywa krajów ustanawiających narzędziami prawnymi kolejną „płeć”.
Kampanie reklamowe i inne działania marketingowe wtłaczają nam, co jest dla nas dobre i co musimy posiadać, a żądza zysku popycha do ukrywania dochodów, fałszowania faktycznego stanu realizacji umów itd.
W dyskusjach, nawet naukowych, zderzamy się z tezami o względności prawdy i o tym, że nie istnieje prawda obiektywna. Gdzieś dalej na tej drodze nieprawdy spotykamy wypowiedzi pseudoautorytetów nawołujące do odejścia od tradycyjnego modelu małżeństwa. Wciąż przy tej samej drodze mijamy transparenty krzyczące o pożyteczności marihuany i nieszkodliwości pornografii. Coraz łatwiej przyzwalamy na jeden kieliszek, jednego skręta, jadąc w delegację, zdejmujemy i pozostawiamy w domu atrybuty naszego stanu sakramentalnego, żeby nie krępować innych.
Coraz częściej w różnych publikacjach mówi się o lęku przed prawdą, nazwanym nawet verofobią.
I jeszcze epizod zasłyszany w gronie osób mi bliskich: „wreszcie znalazłam dobrego psychologa, który powiedział mi to, co chciałam usłyszeć”.
Smutne, że kryterium oceny wartości specjalisty nie jest jego rzetelność i prawdomówność, ale umiejętność zaspokojenia pożądania klienta.
Rozpędzamy się tą drogą nieprawdy i jest atrakcyjnie, wręcz ekscytująco: słyszymy to, co chcemy słyszeć, oglądamy i konsumujemy to, co daje przyjemność, nabieramy prędkości i tracimy… przyczepność. W pewnym momencie zauważamy, że nie wyhamujemy już o własnych siłach. Na alpejskich autostradach co pewien czas są pasy ratunkowe, gdzie można zjechać i wyhamować w sypkim żwirze, wytracając prędkość, a zachowując życie. Trzeba jednak podjąć decyzję o zjechaniu na ten pas. Trzeba przyznać: Skłamałem, i nie „co z tego”, lecz żałuję. Wystarczy tyle. Znowu usłyszymy: Idź i nie grzesz więcej! Znowu uszliśmy z życiem.