MAREK MUTOR

Wrocław

Kultura chrześcijańska to mowa miłości

Ostatnie tragiczne wydarzenia w Gdańsku związane z zamordowaniem prezydenta tego miasta, Pawła Adamowicza, wywołały w Polsce falę komentarzy. Z wielu stron słyszymy głosy, że do zdarzenia tego przyczyniła się wszechobecna atmosfera nienawiści, wylewająca się z internetowych forów dyskusyjnych, przenikająca do prasy, politycznych dysput i nawet codziennych rozmów. Rzeczywiście, kultura sporu w Polsce stoi na niskim poziomie. Zbyt łatwo przychodzi nam osądzać innych, zakładać złe intencje, odczłowieczać w sformułowaniach typu „beton”, „szambo”, „dno”, a normą stało się publiczne złorzeczenie tym, z którymi się nie zgadzamy.
Pojawiają się zatem postulaty dotyczące walki z mową nienawiści, wręcz prawnej penalizacji takich występków. Intencje są szlachetne – musimy przecież coś zrobić, zanim złe emocje będą popychały ku przemocy już nie tylko niezrównoważone jednostki, ale całe grupy.
Niestety nie ma jasności co do tego, czy pojęcie „mowa nienawiści” jest możliwe do prawnego zdefiniowania. Czy jest ona czymś innym od publicznej zniewagi lub nawoływania do przemocy, które są ujęte w obowiązującym kodeksie karnym? Czy wprowadzenie nowej kategorii do przepisów karnych – nieostrej, a zatem podatnej na interpretacje – nie stanie się nowym polem walki w wojnie kulturowej toczonej między zwaśnionymi obozami politycznymi? Wszak „mowę nienawiści” łatwo przypisywać tym, którzy mają inne poglądy. Może należałoby raczej stosować rzetelnie prawo już obowiązujące. I wymagać, każdy od siebie, większej wrażliwości na obecne w przestrzeni publicznej treści łamiące prawne standardy. Więcej wymagać też od siebie, jeśli chodzi o kulturę osobistą, zwłaszcza gdy sprzeciwiamy się czemuś lub podejmujemy z kimś spór. Środkami prawnymi dyskusji publicznej się nie uzdrowi. Są może i potrzebne, lecz absolutnie niewystarczające. Więcej, pozostawienie wszystkiego prawu, prokuraturze i sądom nie zmieni ludzi, lecz spowoduje nowe frustracje, a potem nowe, bardziej ukryte formy przemocy symbolicznej, która będzie prowadzić do przemocy fizycznej.
Już w postulacie walki z mową nienawiści ujawnia się słowo „walka”.
Może czas wreszcie odpowiedzieć po chrześcijańsku: nie walką, lecz mową miłości. Przestrzeń publiczna, wypełniona dziś treścią gorszącą, w większym stopniu powinna być zajmowana przez tę pozytywną.
Jest to wielkie zadanie dla chrześcijan, którzy mowę miłości powinni traktować jako rdzeń własnej kultury religijnej i osobistej. Według statystyk chrześcijanie w Polsce przeważają. Czy nie oznacza to, że traktując religię serio, moglibyśmy wyprzeć nienawiść z przestrzeni publicznej mową miłości? Rzeczywistość jest skomplikowana. Ale już nieraz okazywało się, że wystarczy zacząć od siebie.