Najpierw jestem mężem, potem ojcem… a dopiero potem raperem

Zaczął od życia w ciemności. Potem przeżył nagłe i zdecydowane
nawrócenie. Za tym przyszedł wielki ewangelizacyjny zapał, który go… gubił.
A jak jest teraz? – Najlepiej jak do tej pory – opowiada raper Piotr Kowalczyk
znany jako TAU. O odnalezieniu Boga i wykorzystaniu danych przez Boga szans
z wokalistą rozmawia

MACIEJ RAJFUR

Wrocław

AGATA COMBIK/FOTO GOŚĆ

Maciej Rajfur: Niedawno powiedziałeś, że przez ostatnie półtora roku przeżyłeś więcej niż przez pozostałe 30 lat. Tau, taki wierzący i pobożny, a dopadł go kryzys?
Piotr TAU Kowalczyk: Przeżyłem ciemność duchową. Dziś to widzę, że Pan Bóg dopuścił do mnie pewne cierpienia przez osoby z mojego otoczenia, poprzez natłok obowiązków i zmian. Kupiłem dom. Zamieszkałem wreszcie w jednym miejscu, „na swoim”, i rozpocząłem proces stabilizacji rodzinnej.
A to dla mnie zawsze było obcym doświadczeniem.
I zestaw tych wszystkich okoliczności sprawił, że poczułem się absolutnie przytłoczony. Straciłem życiową równowagę.
Problemy się spiętrzyły. Ale trwałem na modlitwie oraz codziennej Eucharystii. Wtedy szczególnie zwracałem się do Boga, żeby mnie prowadził. Bym podejmował decyzje zgodne z Jego wolą.
I co na to Pan Bóg?
Złamał mnie wewnętrznie. Zbieram teraz tego dobre owoce. Spokorniałem, zmężniałem, zyskałem na odwadze.
Więcej widzę i więcej słyszę. Mogę śmiało powiedzieć, że przetrwałem najtrudniejszy czas w swoim życiu. A teraz przyszła jasność i w końcu czuję się dobrze.
Nadrabiasz czas z żoną i synem. Przeholowałeś z pracą? Rap cię za bardzo wciągnął? Gdzie leżał problem?
Kiedy osiągnąłem sukces z moją debiutancką płytą i z późniejszymi krążkami, grałem mnóstwo koncertów.
W ciągu kilku miesięcy zimowych miałem 140 spotkań.
Proszę to sobie wyobrazić. Bywało tak, że cztery razy w tygodniu jeździłem na koncert. Z racji pewnych moich dysfunkcji charakteru, bo jestem dorosłym dzieckiem alkoholika, nie radziłem sobie z emocjami. Wyczerpująca trasa koncertowa wysysała ze mnie siły witalne.
Bo Twoje koncerty to coś więcej niż muzyka na żywo. To modlitwa, uwielbienie Boga, świadectwo. Poważniejsza i głębsza materia niż rozrywka.
Budzę w ludziach zaufanie, widzą we mnie oparcie, dlatego po koncertach często rozmawiamy i zwierzają mi się. W ten sposób wysłuchałem setek historii pełnych problemów najcięższego kalibru. A ponieważ nie chciałem nikomu odmawiać pomocy, to w swojej nadgorliwości wypaliłem się. Frustrację, wynikającą ze zmęczenia, przynosiłem do domu. Dlatego pierwsze trzy lata po sukcesie Tau były bardzo chaotyczne z perspektywy rodzinnej. Rozpocząłem terapię dla Dorosłych Dzieci Alkoholików, także terapię duchową. Osiągam stabilizację poprzez konkretną pracę nad sobą.

Zrobiłeś ogromny progres, patrząc na życie rapera pod pseudonimem Medium, którego dzisiaj wszyscy kojarzą jako Tau.
Wtedy ludzie widzieli tylko wierzchołek góry lodowej.
Ja miałem przecież swoje życie prywatne, które było w rozsypce. Przeżywałem głęboką depresję. Dziewczyna, która urodziła mi syna, mieszkała u swojej mamy. Byłem uzależniony od kilku substancji. Prowadziłem destrukcyjne życie, jakie prowadzi dzisiaj ogromna liczba nastolatków.
Hulałem sobie po świecie, uciekając od odpowiedzialności.
Co było najgorsze w tym bagnie zniewoleń?
Zdecydowanie fascynacja światem nadprzyrodzonym, filozofią New Age, szamanizmem, obcymi cywilizacjami, magią. Miałem, mówiąc językiem młodzieżowym, różnego rodzaju schizy i totalnie poplątany światopogląd. Wierzyłem we wszystko, co tylko przeczytałem w internecie.
Dlatego widzę, jak bardzo cierpią młodzi, którzy w tym tkwią. A niestety plaga przeróżnych szkodliwych teorii powiększa się.
Niedawno minęło pięć lat od narodzin artysty Tau. Kim teraz jesteś po tym czasie?
To temat rzeka, ale mogę powiedzieć krótko, że wykorzystałem daną mi od Boga szansę. Naprawiłem rodzinę, relacje z bliskimi, wyszedłem z mrocznego życia, doprowadziłem swoją psychikę do porządku i ustabilizowałem się.
Jak zmieniło się Twoje podejście do wiary przez ten czas?
Od razu po nawróceniu, po obraniu Bożej drogi, nie miałem dobrze ułożonych priorytetów. Jako neofita myślałem, że najważniejsza jest dla mnie ewangelizacja. Wszystko zeszło na drugi plan. Do tego stopnia zachłysnąłem się Panem Bogiem, Jego łaską i miłością, że bardzo często miałem klapki na oczach. Jedyne, czego pragnąłem, to głosić Ewangelię, tak bezpośrednio. Dzisiaj już rozumiem, że jestem przede wszystkim mężem, potem jestem ojcem, następnie synem, wnukiem itd., a dopiero później raperem, który głosi Dobrą Nowinę.
To znaczy, że ewangelizacja zeszła na dalszy plan?
Inaczej bym to ujął. Trafiła na swoje właściwe miejsce.
Pan Bóg pokazał mi i nauczył mnie, czym jest wolność człowieka.
Każdy z nas ma prawo przyjąć w wolności Dobrą Nowinę. Kiedyś tego nie rozumiałem. Myślałem, że każdy bez wyjątku musi jej posłuchać i dosłownie wpychałem innym ludziom Pana Boga do gardła. To wiązało się z niedojrzałością emocjonalną. Obecnie szanuję wolność, bo po prostu ją rozumiem.

TAU podczas koncertu. Wrocław, 11 czerwca 2016 r.

MACIEJ RAJFUR/FOTO GOŚĆ

Czyli nie jesteś już taki nawiedzony?
Można tak powiedzieć (śmiech). Jestem po prostu wewnętrznie wolnym człowiekiem.
Myślę, że wielu młodych ludzi, widząc Twoją postawę i słuchając Twojej muzyki, przeżywa nawrócenie. Widzisz je zresztą w swojej artystycznej pracy. Trafia do Ciebie duży odzew choćby przez media społecznościowe. Czy warto ich ostrzec właśnie przed tym zapałem nawracania z gorliwością każdego napotkanego człowieka?
Nie możemy też klasyfikować tego stanu jako kategorycznie zły. Gdy czytam dzienniczek świętej siostry Faustyny Kowalskiej, z każdą jego stroną widzę, jak wchodziła w coraz głębsze stany duchowej świadomości, pałała większą gorliwością. Pan Bóg nie daje jej wolnego. Ona idzie coraz dalej i jest coraz bardziej nierozumiana przez ludzi.
Przecież była posądzona o chorobę psychiczną. Do końca życia zmagała się z niezrozumieniem, głęboko zanurzona w Bożym miłosierdziu.
Gdybym powiedział, że pewien stan musi minąć, ingerowałbym w plany Bożej Opatrzności. W moim przypadku po prostu opadł kurz gwałtownego, nagłego nawrócenia.
Rozeznaję z pokorą wolę Bożą, utrzymując jasność umysłu i serca. A Pan Bóg zaskakuje mnie za każdym razem na nowo. Sądzę, że życie duchowe ma jakieś znamiona etapowości, ale to u każdego wygląda indywidualnie.
Czy możesz dokonać krótkiego bilansu zysków i strat Twojej decyzji o nawróceniu? Prowadziłeś już taką analizę?
Zyskałem wszystko. Jestem wielkim szczęściarzem, bo prowadzi mnie za rękę sam Bóg Wszechmogący. To najpiękniejsza wiadomość. A wszystkie pozostały aspekty są takie, jak ja na nie spojrzę. Czy przyjmę pozycję pokory, czy pychy. Nie żałuję niczego z przeszłości, bo nie mogę już jej zmienić. Teraz niosę ludziom Ewangelię, realizując się prywatnie i zawodowo. Moje życie jest przepełnione wielkim szczęściem, chociaż często niestety brakuje mi wdzięczności.
A patrząc z bardziej przyziemnej perspektywy, co straciłeś, gdy na poważnie wybrałeś Boga?
Praktycznie nie mam znajomych, z którymi żyłem przed nawróceniem. Patrzą na mnie z dystansem, mają mnie za dziwaka i chorego psychicznie. Natomiast kiedy spotykamy się z nimi twarzą w twarz, widzą człowieka odmienionego, ale wciąż pełnego poczucia humoru, radosnego jak kiedyś. 

Człowiek, który idzie za Panem Bogiem, musi mieć świadomość, że nie traci niczego. Jeden z warunków brzmi: zaprzyj się samego siebie.
Twojej nowej płycie, już prawie gotowej, nadałeś tytuł „Egzegeza – Księga Pszczół”. To jasne nawiązanie do albumu „Egzegeza – Księga Słów”, który jeszcze jako Medium wypuściłeś w 2013 r. Czego możemy się spodziewać?
Jestem artystą, kocham bawić się formą i treścią. Myślę, że Duch Święty podsyła mi pewne pomysły i rozwiązania.
Gdy wyszła „Egzegeza – Księga Słów”, byłem jeszcze w fazie wychodzenia z totalnej ciemności życiowej. Do końca nie wiedziałem nawet, co oznacza słowo egzegeza.
Wtedy wziąłem w ciemno tę nazwę i wykorzystałem jako nazwę albumu łączącego przejście z ciemności do światła.
Nadszedł czas, żeby to podsumować płytą w całości ode mnie, na moich kompozycjach, bo jestem jej producentem wykonawczym. Zaangażowałem profesjonalnych i utalentowanych muzyków, którzy użyczyli swoich instrumentów, często analogowych z lat 70. i 80. Bity wyszły spod mojej ręki. Płyta będzie bardzo muzyczna i utrzymana w stylu żywej muzyki analogowej.
Co nowego w warstwie słowa może dać nam Tau na kolejnej płycie? Może zabrzmi prowokacyjnie, ale zapewne znowu przez rap przyznasz, że kochasz Jezusa i będziesz namawiał do tego innych.
Może się zdziwisz, ale to jest pytanie, które sobie zadaję wielokrotnie i za każdym razem Bóg mi udowadnia, że moje dotychczasowe doświadczenia to promil rzeczywistości, której jeszcze doświadczę. Czym jest pięć lat po nawróceniu w stosunku do wieczności? Ale, schodząc bardziej na ziemię, po każdym etapie wypalenia wewnętrznego wychodzę na światło i widzę kolejne niezwykłe przestrzenie do odkrycia.
Ten proces wychodzenia z ciemności duchowej to moment wyjścia z mgły. Gdy staję i widzę kolejny szczyt do zbycia.
Co mogę dać ludziom? Za każdym razem coś nowego.

Piotr Kowalczyk, rocznik 1986. Wcześniej znany jako
Medium. Po nawróceniu w 2013 r. przybrał ksywę Tau.
Raper, wokalista, beatboxer i producent muzyczny.
Ambasador Światowych Dni Młodzieży 2016.
Jego płyta Remedium uzyskała status Złotej Płyty.