Katecheza i duszpasterstwo dzieci

Prostota dziecięcej wiary

Jak mówić dzieciom o Panu Bogu, o praktyce katechezy szkolnej, zachowaniu maluchów w kościele oraz otwartości serca i prostocie dziecięcej wiary z ks. Igorem Urbanem rozmawia

MAŁGORZATA WANKE-JAKUBOWSKA

Wrocław

Tekst pochodzi z periodyku „U św. Faustyny”

Ks. Igor Urban

ZDJĘCIE: Autor

Czy łatwiej jest mówić o Panu Bogu do dzieci, czy do dorosłych?
Zdecydowanie trudniejsze jest duszpasterstwo dzieci, wymaga od kapłana więcej wysiłku i inwencji, trzeba dostosować się do ich poziomu wiedzy i religijności. Dużo częściej praktykujemy przecież głoszenie Słowa Bożego do dorosłych słuchaczy i do tego zostaliśmy przygotowani w seminarium. W przypadku dorosłych zakładamy, że mają oni jakąś wiedzę. Jest baza, którą rozwijamy i poszerzamy.

Dziecko ma też inny system pojęć…
Dużym odkryciem dla dziecka jest najprostsza modlitwa czy pieśń, którą śpiewamy w kościele od dawna. Każda stacja Drogi Krzyżowej jest dla niego nowością. Podczas nabożeństw różańcowych dzieci początkowo się nudzą i przeszkadzają. Trzeba im po krótce wyjaśniać, co oznacza każdy koralik, każdy symbol na różańcu. Gdy zrozumieją, łatwiej im świadomie włączyć się w modlitwę. Podobnie podczas Eucharystii. Gdy odprawiam Mszę św. dla dzieci o godz. 11, staram się im tłumaczyć poszczególne fragmenty liturgii. Z tymi, którym rodzice przekazali wiarę i nauczyli pewnych praktyk religijnych, jest dużo łatwiej. Gorzej, gdy dzieci pochodzą z domów, gdzie nie praktykuje się wiary, ale rodzice chcą, by przystąpiły one do I Komunii św. To jest praca u podstaw. A pierwszymi katechetami powinni być rodzice, oni zaś scedowują wszystko na księdza i katechetę.

Dzieci zaniedbane religijnie pewnie inaczej zachowują się w kościele?
Tak i muszę to ze smutkiem powiedzieć, że mamy dziś większość takich dzieci. Jeżeli około 30 proc. mieszkańców parafii przychodzi na niedzielną Eucharystię, to podobnie jest z dziećmi. Nie więcej niż jedna trzecia wie, jak zachować się w kościele, jak się modlić, ma trochę wiedzy i praktyki religijnej, reszta jest pod tym względem zaniedbana. To około 70 proc.

Do kościoła na Mszę św. i na nabożeństwa przychodzą, bo przygotowują się do I Komunii św. Czy udaje się część z nich potem zatrzymać?
Podam przykład z ubiegłego roku, kiedy była bardzo duża grupa dzieci przystępujących do I Komunii św., aż 115 osób, w tym około 70 dzieci z naszej parafii. Jest praktyka, że razem idą całe klasy, a do tej szkoły uczęszczają także dzieci z innych rejonów Wrocławia. Cieszy mnie, że w tym roku sporo z tej siedemdziesiątki nadal uczęszcza na niedzielną Eucharystię, choć wcześniej się nie pojawiali. Niektórzy z chłopców zostali ministrantami, dziewczynki śpiewają w chórze, który prowadzę w szkole. Jeżeli zawiązała się więź z parafią, z kapłanami, to te dzieci zostały w kościele. Gorzej natomiast jest z frekwencją na nabożeństwach różańcowych, dzieci mają teraz bardzo dużo zajęć pozalekcyjnych i pojawiają się sporadycznie. Obowiązkowo obecni są tylko trzecioklasiści przygotowujący się do I Komunii św. Jest to postrzeganie wiary w kategoriach czysto ludzkich, gdyż pierwszokomunijne przygotowanie obliguje do obecności. Czy z tego coś się zrodzi, to tu już jest łaska Boża. I – jak widzę – ta łaska Boża dotyka rodziny i serca tych, którzy się na nią otworzą.  

Katecheza w szkole to nie tylko nauczanie religii, ale też praktykowania wiary. Jak to się sprawdza, gdy to taki sam przedmiot jak matematyka, przyroda czy język polski?
Na lekcje religii w szkołach podstawowych, bo w ponadpodstawowych już bywa różnie, uczęszcza większość dzieci. Powiedziałbym, że wszystkie ochrzczone, bo tylko zdeklarowani wyznawcy innych wyznań lub dzieci z rodzin niewierzących wybierają etykę. Bywa nawet niekiedy, że dzieci nieochrzczone wyrażają pragnienie uczestniczenia w lekcjach religii. Najczęściej wtedy przyjmują chrzest przed I Komunią św. Program katechezy w szkole, który nas, katechetów, obowiązuje, jest zatwierdzany zarówno przez Episkopat Polski, jak i świeckie władze państwowe. Ale to jest przedmiot szczególny, który nie może się ograniczyć tylko do przekazania wiedzy, jest również nauką praktyk religijnych. Lekcja rozpoczyna się zawsze modlitwą, dzieci uczą się śpiewu, który jest obecny w liturgii, wyjaśnia się im istotę poszczególnych sakramentów. Odnosimy się do roku liturgicznego, np. w październiku jest poznawanie tajemnic różańcowych, w grudniu mówimy o roratach i przygotowaniu do Świąt Bożego Narodzenia. Zawsze też zwracam uwagę na kulturę osobistą i zachowanie dzieci. Mogę je ocenić, bo zachowanie na lekcji jest także sprawdzeniem wiedzy. Nasza wiara opiera się nie tylko na modlitwie i wiedzy religijnej, ale również na moralności. Ucząc dzieci dziesięciu przykazań Bożych, uczę też wiedzy związanej z moralnością. Mówię dzieciom: „Twoje zachowanie na lekcji jest sprawdzianem, czy zrozumiałeś Boże przykazania, czy wiesz, o co ciebie prosi Pan Jezus?”. Widzę, że to sprawia, iż dzieci się zmieniają. Zmienia je także sama modlitwa, początkowo niechętne do różańca, rozproszone, po jakimś czasie zaczynają się wciągać i to je przemienia.

Problem zaczyna się, gdy pojawia się bunt okresu dojrzewania. Mówi się nawet, że bierzmowanie to sakrament pożegnania z kościołem. Jak w takim wieku zatrzymać młodzież?
Trzeba odnieść to do domu rodzinnego. Jeżeli dziecko przystępuje do I Komunii św., bo tak trzeba, bo taki jest program trzeciej klasy, a potem sobie „odpuszcza” i wraca dopiero przed bierzmowaniem, to znowu zaczyna się praca u podstaw. Bywa, że jest kilkuletnia przerwa i od niedzielnej Eucharystii i od spowiedzi, mimo że dziecko uczęszcza na lekcje religii.

Katecheta nie ma na to żadnego wpływu?
Pozostaje jedynie perswazja, można tylko zachęcać i to robimy, ale nie możemy oceniać udziału ucznia w praktykach religijnych. To nie może mieć wpływu na ocenę z przedmiotu, jakim jest religia. Zawsze jednak zachęcamy, przed każdym pierwszym piątkiem do sakramentu pokuty, do udziału w nabożeństwach. Ta zachęta nie jest potrzebna w przypadku uczniów, którzy mają łaskę wiary i w ich domach jest ona praktykowana. Gdy natomiast nie ma współpracy i zachęty ze strony rodziców, to różnie bywa.

Kilkuletnie dzieci są czasami bardzo ruchliwe i przeszkadzają w kościele, hałasują, nie potrafią spokojnie usiedzieć podczas Mszy św. czy nabożeństwa. W jakim wieku należy zacząć przyprowadzać je do kościoła?
Jest specjalna Msza św. dla dzieci o godz. 11, aczkolwiek jest ona przewidziana dla dzieci nieco starszych, już wieku szkolnym, które są objęte katechizacją. Co zatem z młodszymi dziećmi? Jest to dylemat rodziców, którzy chcą praktykować wiarę i pragną być na Eucharystii razem, a nie mają z kim dziecka zostawić. Tu powinna decydować kultura osobista rodziców. Jeżeli dziecko krzyczy, biega, przeszkadza, to trzeba się nim zająć, by je uspokoić. To nie może rodziców nie obchodzić, bo rozbija całkowicie liturgię. Nawet na Mszy św. o 11 taki rozrabiający maluszek rozprasza starsze dzieci, zaczynają się nim interesować i przestają w skupieniu uczestniczyć w modlitwie. Moi rodzice, a była nas czwórka rodzeństwa w zbliżonym wieku, nie zabierali nas do kościoła, dopóki nie potrafiliśmy w spokoju usiedzieć. Tato z wózkiem stał przed kościołem, a mama ze starszymi wewnątrz. To jest jeden ze sposobów. Można też chodzić do kościoła na zmianę, jedno z rodziców zostaje z małym dzieckiem w domu. Dzieci są różne, bywają maluszki, które zachowują się w kościele spokojnie, ale są i takie, które bardzo rozrabiają. Uważam, że z takim dzieckiem można, a nawet trzeba przychodzić do kościoła poza liturgią, tłumaczyć mu, pokazywać, aby poznały przestrzeń liturgiczną, a na Mszę św. zabierać dopiero wtedy, gdy będzie umiało właściwie się zachować. Obowiązek udziału w niedzielnej Eucharystii małych dzieci przecież nie dotyczy.   

Pan Jezus powiedział: „Pozwólcie dzieciom przychodzić do Mnie, nie przeszkadzajcie im; do takich bowiem należy królestwo Boże(…) Kto nie przyjmie królestwa Bożego jak dziecko, ten nie wejdzie do niego”. Jak te słowa rozumieć?
Dzieci są bardzo podatne na przyjęcie łaski wiary. Pamiętam, gdy młoda mama poprosiła mnie, by dzieciom nie tłumaczyć kwestii wiary tak bardzo dosłownie. Wyjaśniła, że na różańcu były rozważane tajemnice bolesne i jej syn postanowił tak bardzo ćwiczyć cnotę pokory, że nie chciał już być najlepszy z nauki w klasie, choć był zdolny i bardzo dobrze się uczył. Chłopiec nie chciał się nad innych wywyższać. Gdy rozważał tajemnicę biczowania, pytał mamy, czy musi też za swoje grzechy się biczować? Wiara dzieci jest prosta. My, dorośli, często ją komplikujemy, znajdujemy wymówki i usprawiedliwienia, relatywizujemy. Dzieci przyjmują wiarę otwartym sercem. Odniósłbym słowa Jezusa do praktykowania wiary w dziecięctwie duchowym. Gdy obserwuję ludzi starszych, którzy nie wyszli ze swoją wiedzą religijną poza książeczkę do I Komunii św. i różaniec, przekonuję się, że duchowość ich jest wielka. Jest stałość i prostota wiary. Komunia św., przyklęknięcie, modlitwa to dla nich świętość. U dzieci jest podobnie. To jest związane także z tym, że ich serca są jeszcze czyste. Dorośli starają się wiarę nieco utrudniać, gdy próbują ją dostosować do swojego życia moralnego. To tak jak w rajskim obrazie, gdy Adam po grzechu schował się przed Panem Bogiem. Dzieci nie muszą się chować, bo mają czyste serca, więc idą do Niego z prostotą. I przeżywają także szczery żal, kiedy już mają świadomość popełnionego złego czynu. To jest formacja sumienia, grzech zawsze najmocniej boli za pierwszym razem, a później już trochę zagłuszamy sumienie. Jeśli dorosły będzie miał serce czyste i spokój ducha, to tak jak dziecku będzie mu łatwiej zbliżyć się do Pana Boga. Na początku było dla mnie bardzo trudne zejść do poziomu dzieci, zacząć myśleć tak jak one.  

Ale interaktywna homilia i modlitwa wiernych z udziałem dzieci podczas Mszy św. świadczą o tym, że one trafnie odpowiadają i rozumieją, co się do nich mówi.
Dzieci nam pokazują, że możemy mieć w czasie Mszy św. intencje związane z naszym życiem. Wzrusza mnie, gdy podczas modlitwy wiernych dziecko powie np. „za moją ciocię, która jest chora”. To jest właśnie modlitwa wspólnotowa, oddajemy nasze, proste życie Pan u Bogu i wspólnocie, bo o to prosił Pan Jezus, który mówił: „Gdzie dwóch albo trzech gromadzi się w Moje imię, tam jestem pośród nich”. Jako ksiądz mam doświadczenie wielkiej rangi modlitwy wspólnotowej, gdzie modlitwa wielu osób – narodu, rodziny  – znajdowała odpowiedź u Pana Boga. Dziecko może mocno przeżywać, że ktoś jest chory w domu i oddaje to modlitwie we wspólnocie z głęboką wiarą. Staram się też podczas modlitwy na początku lekcji w szkole pytać, o co dziś będziemy się modlić, aby nauczyć dzieci oddawania Panu Bogu swojego życia.

Czy zachęca ksiądz do wspólnej modlitwy domowej dzieci razem z rodzicami przynajmniej raz dziennie?
Jeżeli taka prośba wyjdzie ze strony dzieci, rodzice na to chętnie odpowiadają, nawet ci bardziej letni. Zawsze inaczej to wygląda w domach, w których praktyka jest stała. W „Raporcie o stanie wiary” – wywiadzie-rzece z kard. Josephem Ratzingerem przeprowadzonym przez włoskiego dziennikarza Vittorio Messoriego, późniejszy papież mówi, że w nieodległej przyszłości wspólnoty chrześcijańskie na Zachodzie będą mniejsze, ale bardzo silne. Dziś doświadczamy tego na przykład podczas wakacyjnego pobytu w Niemczech – w dzień powszedni w kościele pojawia się około stu osób, ale w niedzielę jest tyle samo. To jest silna wiara, Kościół stał się kreatywną mniejszością, jak to nazwał Benedykt XVI. Dziś w Polsce młode rodziny w Kościele to głównie osoby po jakiś formacjach: w duszpasterstwie akademickim, po doświadczeniu oazowym, w Domowym Kościele, w ruchu Odnowy w Duchu Świętym. I oni przyprowadzają do kościoła swoje dzieci. I w tych domach jest modlitwa rodzinna. Czasami mówią mi, że w niedzielę przy śniadaniu czytają Ewangelię, która będzie podczas Mszy św. Z inicjatywy rodziców Domowego Kościoła prowadzone są zajęcia dla dzieci „Kredkami do nieba” [szerzej o tym w ubiegłorocznym wydaniu parafialnego foldera „U Świętej Faustyny”]. Dzieci mają niesamowite otwarcie na dobroć, nie są źle nastawione do osoby duchownej i odbierają ją bardzo szczerze. Gdy widzą swojego księdza, który się stara i jest z nimi, to go lubią i przez jego pryzmat patrzą na Kościół. Podobnie jest z dorosłymi.

Ksiądz Igor Urban

Pochodzi z Jeleniej Góry, święcenia kapłańskie przyjął w 2011 roku. W pierwszej parafii pw. św. Jana Apostoła, w której posługiwał jako wikary, uczył religii młodzież z Zespołu Szkół Ponadgimnazjalnych. Od 2011 roku jest wikariuszem w parafii pw. św. Faustyny we Wrocławiu. Przez pierwsze  trzy lata prowadził katechezę w Gimnazjum nr 20, a obecnie w klasach trzecich SP nr 91 i przygotowuje dzieci do I Komunii św. Prowadzi chór parafialny „Faustinum”, opiekuje się grupą Miłosierdzia Bożego, a od roku prowadzi chór dziewczęcy dla uczennic z klas 3 i 4, który w roku ubiegłym wygrał nagrodę na diecezjalnym festiwalu piosenki religijnej.