Moja Niedziela

3 LUTEGO 2019 R.
IV Niedziela zwykła

Kościół w kryzysie

JR 1, 4-5.17-19; 1 KOR 12, 31-13,13; ŁK 4, 21-30

Można chyba bezpiecznie stwierdzić, że Kościół współczesny znajduje się w stanie kryzysu. Kryzys ten trwa mniej więcej od dwóch tysięcy lat i nie zanosi się na jego rychłe zażegnanie. Stan ten, niegodny pozazdroszczenia dla Kościoła, czyli dla nas, jest za to źródłem inspiracji dla jego zewnętrznych i wewnętrznych krytyków, dla jego przeciwników, jawnych i ukrytych wrogów – słowem dla wszystkich, którym Kościół nie jest obojętny. Sięgając po modny ostatnio język biologii, można w metaforyczny sposób spojrzeć na Kościół jak na ogromne drzewo: jest ono domem dla wielu organizmów, tworzy się wokół niego cały ekosystem roślin i zwierząt w jakiś sposób z nim związanych. Niektóre są szkodnikami, inne są z kolei pożyteczne, wszystkie jednak gromadzą się wokół drzewa, ponieważ ma ono pewną właściwość, której potrzebują do życia. Co to za właściwość? Święty Paweł pisze wprost, że chodzi o miłość i spisuje na jej cześć jeden z najpiękniejszych utworów wszech czasów. Bez niej Kościół byłby niczym, a drzewo, do którego Go porównaliśmy – uschłoby.
Głoszenie tej prawdy było najważniejszym celem Jezusa, to dla niej zburzył schematyczną relację, w jakiej chcieli Go widzieć słuchacze w czytanym dzisiaj fragmencie Ewangelii.
Odrzucił ludzkie stereotypowe myślenie, żeby bez lęku głosić istotę Swego posłannictwa, podobnie jak prorok Jeremiasz. Warto pomyśleć o tym geście Jezusa w świecie, w którym zarzutów wobec księży i Kościoła jest niemal tyle, co samych wierzących. I tak jak należy piętnować zło wszędzie, gdzie je widzimy, tak też nie należy zapominać, że tylko Kościół ma od Boga tę moc, by być „murem ze spiżu”, i tylko w Nim jest nasze zbawienie.

10 LUTEGO 2019 R.
V Niedziela zwykła

Kto może głosić Ewangelię?

IZ 6, 1-2A.3-8; 1 KOR 15, 1-11; ŁK 5, 1-11

Choć chrześcijaństwo jest w swych podstawach egalitarne, to jednak nie każdy może głosić Ewangelię.
A dokładniej: każdy ma w sobie potencjał, by to robić, ale nie każdy potrafi i chce go zrealizować. Jak to się zatem dzieje, że wszyscy nie spędzamy naszych dni na przepowiadaniu Słowa, że nie prorokujemy lub nie chodzimy po ulicach, głosząc Dobrą Nowinę? Dlaczego seminaria i zakony nie opędzają się od chętnych i nie pękają w szwach od kandydatów na księży i zakonników?
Ewangelia daje nam dziś cenną lekcję nie tylko na temat powyższych dywagacji, ale też na temat naszej własnej natury. Zobaczmy, że przedstawia się nam dzisiaj trzy sceny. W pierwszej, prorok Izajasz widzi tron samego Boga w całym jego majestacie. W drugiej, święty Paweł wspomina, jak ukazał mu się Jezus, jako ostatniemu z apostołów.
W trzeciej wreszcie, Piotr jest świadkiem cudu dokonanego przez Jezusa. Nie potrzeba chyba wielkiej przenikliwości, by dostrzec tu wspólny mianownik: Ci, którzy otrzymują od Boga jakąś misję, muszą, po pierwsze, Go zobaczyć.
Ten, kto nie widzi, nie ma podstaw, by cokolwiek komukolwiek przekazać. No bo co właściwie miałby przekazać?
Drugim elementem pojawiającym się we wszystkich trzech sytuacjach jest świadomość własnej grzeszności.
Spodziewam się, co prawda, że Izajasz (zwłaszcza on!), Piotr i Paweł mieli mniejszy problem z jej dostrzeżeniem niż my, ale istotne jest, że to kontakt z Bogiem uświadomił im ich własną niedoskonałość. Dopiero wówczas zostali powołani. Pamiętajmy zatem, że jeśli spotykamy w naszym życiu kogoś, kto chce nam o Bogu szczerze opowiedzieć, to dostrzegł Go najpierw sam, a następnie zareagował na to spotkanie pokorą, a nie pychą. I takich ludzi wokół siebie szukajmy.

Adam i Ewa w raju. Bizantyjska mozaika z XII-XIII w. w katedrze Monreale, Włochy / WWW.THEREDLIST.COM

Cudowny połów ryb.
Jacopo Bassano, olej na płótnie, 1545.
National Gallery of Art, Waszyngton

ALEXANDER R. PRUS/WIKIMEDIA COMMONS

17 LUTEGO 2019 R.
VI Niedziela zwykła

Kto może nam obiecać szczęście?

JR 17, 5-8; 1 KOR 15, 12.16-20; ŁK 6, 17.20-26

Każdy może złożyć życzenia urodzinowe, noworoczne, świąteczne. Robimy to co chwilę i właściwie jest to czasami zaledwie komunikacyjny schemat, a nie faktyczne przekonanie. Życzenia to prosta sprawa – życzymy sobie szczęścia, zdrowia, przede wszystkim zdrowia i jeszcze raz zdrowia. Powiedzmy sobie wprost, że nie wymaga to od nas wielkiego wysiłku ani nawet emocjonalnego zaangażowania. Ot, słowa, które „się mówi”. Zdecydowanie trudniej jest coś obiecać – tutaj musimy się już zastanowić, czy aby na pewno spełnimy obietnicę? A tymczasem Jezus daje nam dzisiaj kilka obietnic i to zupełnie niezwykłych.
Nie są to obietnice łatwe – Jezus przecież obiecuje nam, że ci, którzy w jego imię doświadczą cierpienia, odrzucenia, głodu, ubóstwa – wszyscy oni otrzymają w zamian zaspokojenie wszystkich swoich potrzeb, otrzymają szczęście i zbawienie. To jest coś niezwykłego, więcej niż obiecać może jakikolwiek rząd czy partia. To więcej niż obiecują reklamy, więcej nawet niż obiecać może nauka. Nikt „racjonalny” nie obiecałby przecież drugiemu człowiekowi, że jeśli będzie dla niego cierpiał za życia, to będzie mu lepiej po śmierci. Nikt „racjonalny” nie uwierzyłby w taką obietnicę… To do zrozumienia tego zupełnie niezwykłego, paradoksalnego aspektu naszej wiary przygotowuje nas pierwsze czytanie, w którym Bóg ostrzega nas, byśmy pokładali ufność tylko w Nim, a nie w człowieku. Bo człowiek może nam życzyć dobrze i może nam wiele obiecać. Ale prawdziwe szczęście w zamian za prawdziwe cierpienie?
Czy może to być obietnica złożona przez kogoś, kto nie jest Bogiem? To pytanie niech zada sobie każdy, kto sądzi, że Jezus był jedynie człowiekiem.

24 LUTEGO 2019 R.
VII Niedziela zwykła

Miara człowieczeństwa

1 SM 26, 2.7-9.12-13.22-23; 1 KOR 15, 45-49;
ŁK 6, 27-38

Wyobraźmy sobie tę piękną scenę: oto młody człowiek, poszukując w Internecie samochodu, trafia na ogłoszenie dotyczące sprowadzonego do nas z Niemiec Passata, z roku 2002, z przebiegiem 120 000 km, bez żadnych uszkodzeń obecnych czy przeszłych, którego właściciel (jedyny i pierwszy!) używał jedynie okazyjnie, parkował jedynie w garażu i naprawiał jedynie w autoryzowanym serwisie. Młody człowiek jest zainteresowany wspomnianym ogłoszeniem, dzwoni więc do właściciela, omawiają szczegóły i już wkrótce przyjeżdża do siebie wymuskaną limuzyną. A po dwóch miesiącach okazuje się… że wszystkie informacje zawarte w ogłoszeniu były prawdziwe! Sprzedający potraktował bowiem swego klienta tak, jak sam chciałby zostać potraktowany w podobnej sytuacji. Czyż nie sprawia nam przyjemności wyobrażenie sobie miny młodzieńca, zadowolonego z dobrego zakupu i zasypiającego bez strachu, że podczas drogi do pracy jego Passatowi odpadną koła? To jest uwspółcześniona propozycja Jezusa. A jak wyglądałaby taka scena w rzeczywistym świecie? Tego niestety nie musimy sobie wyobrażać. „Jakoś trzeba żyć”, „każdy orze jak może” i podobne komunały „usprawiedliwiające” wyjaśnią nam zaraz, że oszustwo to tylko zaradność, pretensjonalność to kultura, a kradzież to umiejętność radzenia sobie. I ten rozdźwięk między naszym wyobrażeniem a rzeczywistością jest miarą naszej dojrzałości w wierze, naszego człowieczeństwa i naszego chrześcijaństwa. Czy nie jest dziś tak, że choć nasze możliwości są coraz większe, to nasze człowieczeństwo jakby coraz mniejsze?

KRYSTIAN KWAŚNIEWSKI