Z pamiętnika pluszowego Mnicha

ILUSTRACJA MWM

GIENEK, FRYDERYK I ŚNIEG

Poranek wstał mroźny. W nocy padał śnieg, więc okolica pokryła się białym puchem.
– Ale fajnie! – krzyknął Fryderyk, wyglądając przez okno.
– No ja nie wiem, czy tak fajnie. Zimno jest, trzeba będzie się znów ciepło ubierać. A wtedy można się szybko przegrzać, potem zmarznąć, znów przegrzać i choroba gotowa – jęknął Gienek, wysuwając nos spod kołdry.
– No już nie przesadzaj, nie przesadzaj. Trzeba jeść witaminy: owoce, warzywa, pić tran i tak dalej. No i się trochę hartować – nie dawał za wygraną Szop.
– Łatwo ci mówić. W końcu jesteś szopem, a to zwierzątka futerkowe są, to ciepłe ubranie masz, że tak powiem, w pakiecie – nie dawał się przekonać Gienek.
– Ej no, nie kłócić mi się! – przerwał debatę ksiądz, zaglądając do pokoju przez uchylone drzwi. – Wstawać, lenie, i do roboty. Trzeba odśnieżyć teren wokół kościoła. Uroczystość Trzech Króli dzisiaj, ludzie za chwilę przyjdą na Mszę. Trzeba przygotować zakrystię do uroczystej Mszy Świętej, posprzątać salę po wczorajszej zabawie dla dzieci, potem odpisać na życzenia świąteczne. A musimy się wyrobić do czwartej po południu, bo potem jedziemy na kolędę. I musimy się sprężać, żeby wrócić na siódmą na polską Mszę.
– Znowu nas poganiasz. A przecież dziś dzień wolny! – nadal marudził Gienek.
– Jak mieszkaliśmy w Polsce, to mieliśmy. Ale ci przypomnę, że teraz jesteśmy w Ameryce i tutaj to nie jest dzień wolny od pracy. A i tak robota ma być po prostu zrobiona.
– No już dobrze, dobrze. Ale pomożesz? – pluszak spojrzał na niego błagalnie.
– Oczywiście, że tak. Czy ja ci kiedyś nie pomogłem?
– No to do roboty! – Fryderyka najwyraźniej rozsadzała energia. – A tymczasem to ja słyszałem taką fajną kolędę: Gwiazda rozbłysła, a za gwiazdą przyszło trzech mądrali, przybyli podobno z Dalekiego Wschodu. Do dziś nikt nie wie, jak oni to skumali i dlaczego narobili sobie tyle zachodu – zaczął rapować, skacząc po tapczanie jak po trampolinie.
– Cha, cha, cha – śmiał się ksiądz.
Nawet Gienek też się wreszcie rozchmurzył, bo cała scena wyglądała przekomicznie. – Dosyć już, Freddy, bo rozwalisz sprężyny.

* * *

– W sumie to fajny ten dzień dzisiaj – Gienek patrzył przez okno samochodu na sypiący śnieg, tańczący w świetle reflektorów. – A na kolędzie było w sumie fajnie.
W ich nowej parafii zwyczaj odwiedzin kolędowych był pielęgnowany przez rodziny polonijne i wizyta zabierała zwykle cały wieczór.
– Mnie też się podoba. Posiedzieliśmy, pogadaliśmy, pomodliliśmy się. Tak jak powinno być, co nie? – Freddy też był zadowolony. – Teraz jeszcze bardziej będę zadowolony, bo będzie Msza po polsku. I dużo dzieci będzie. I będziemy mogli sobie pośpiewać kolędy. A ja bardzo lubię śpiewać kolędy.
– Chciałem was przeprosić za moje poranne narzekanie – Gienek miał bardzo skruszoną minę.
– O! A co cię do tego skłoniło? – zapytał Freddy.
– A dzisiejsza Ewangelia. Bo jakoś tak wreszcie do mnie dotarło, że Pan Jezus to nigdy nie narzekał. Nawet się nie gniewał, że się urodził w stajence. Bo przecież tak bardzo nas kocha, że nigdy nic nie ma nam za złe i chce, żebyśmy też kochali innych. A ja czasem tak mam, że jakoś tak nie mogę.
– No, Gienku! Nareszcie zaczynasz coś rozumieć z Dobrej Nowiny! – rzekł ksiądz Piotr. – Więc nie martw się! Bo Pan Jezus kocha ciebie takiego, jakim jesteś. Nawet wtedy, gdy ty masz siebie już serdecznie dosyć. Ba! Nawet wtedy, gdy my wszyscy mamy już ciebie serdecznie dosyć – ksiądz mrugnął do Fryderyka. – I zawsze chce przebaczać grzesznikowi.
– Zawsze jakoś to wiedziałem, ale teraz widzę, że to ten grzesznik to ja też – dodał pluszowy Mnich.
– No to witaj w klubie – roześmiał się ksiądz. – To bardzo ważne odkryć, że Pan Jezus, który przychodzi, by zbawić grzeszników, przychodzi także do mnie.
– À propos grzeszników – wtrącił Fryderyk – właśnie sobie przypomniałem, że po porannym odśnieżaniu zostawiłem łopatę przy ścieżce, więc będzie ją teraz ciężko znaleźć.
– No, kochany – westchnął ksiądz – będziesz musiał teraz swoimi łapkami ją wykopać. Jak na szopa przystało.

KS. PIOTR NARKIEWICZ