W STRONĘ PEŁNI ŻYCIA

Być przyjacielem samego siebie

Warto uświadamiać sobie prawdę, że podstawą posiadania wszelkich dobrych więzi
z Bogiem, z innymi oraz ze światem jest posiadanie dobrej relacji do siebie samego.

KS. JANUSZ MICHALEWSKI

Świdnica

JONNY LINDNER/PIXABAY.COM

Jedną z podstawowych potrzeb człowieka jest m.in. potrzeba posiadania domu.
Potrzeba domu
Nie chodzi tu bynajmniej tylko o dom w wymiarze materialnym, ale przede wszystkim o posiadanie takich relacji w życiu, w których czujemy, że do kogoś przynależymy i że będąc wśród nich, czujemy się jednocześnie bezpieczni oraz wolni emocjonalnie.
W tym kontekście ważne jest, by także mieć poczucie domu w stosunku do siebie samego. Oznaczać to może po prostu, że dobrze nam samym ze sobą.
Niestety doświadczenie uczy, że wielu z nas nie czuje się dobrze ze sobą. Jesteśmy w stosunku do siebie nieraz bardzo krytyczni i łatwo potępiamy się nie tylko za własne grzechy, ale także za wszelkie przejawy niedoskonałości, czy też błędy i ułomności.
Wielu z nas, zwłaszcza w chwilach okazywania swoich słabości, przyjmuje w sobie taki stan „ja”, który cechuje się bardzo krytycznym i wrogim nastawieniem do siebie. To pod jego wpływem niektórzy się karzą i nieraz zmuszają do działań szkodzących sobie zarówno w sposób bezpośredni, jak i pośredni.
Ćwiczenie współczucia
Rick Hanson, amerykański psycholog i autor książki Rezyliencja. Jak ukształtować fundament spokoju, siły i szczęścia proponuje, by w kontekście naszego doświadczenia wykonywać często względem siebie takie oto proste ćwiczenie. Zachęca nas najpierw, byśmy przywołali z pamięci sytuację, w której stanęliśmy po czyjejś stronie, kiedy komuś było ciężko, kiedy ktoś czuł się załamany i bezradny. Warto sobie przypomnieć własne myśli i uczucia, które nam wtedy towarzyszyły, a być może i troskę oraz determinację czy nawet ogromne przejęcie. Dalej amerykański psycholog zachęca, by wiedząc już, jak to jest stanąć po czyjejś stronie, przyjąć taką postawę wobec siebie. Proponuje, byśmy poczuli się swoimi sprzymierzeńcami, czyli tymi, którzy będą dbali o siebie, pomagali sobie i siebie chronili. Zachęca nas dalej do tego, byśmy zdali sobie sprawę z tego, że mamy prawa i potrzeby, które są ważne. Prosi nas jednocześnie, byśmy byli świadomi, że mogą pojawić się przy tym takie reakcje, jak np. poczucie bezwartościowości. Wówczas proponuje, by je zauważyć i zdystansować się od nich, a następnie powrócić do uczucia towarzyszącego życzeniu sobie jak najlepiej. Wiedząc, jak odczuwa się współczucie do innych, prosi nas, byśmy je zastosowali także wobec siebie.
Proponuje, byśmy rozpoznali wszelkie sposoby, na które czujemy się zestresowani, zmęczeni, chorzy, źle traktowani czy nieszczęśliwi. Następnie zachęca, byśmy wzbudzili w sobie współczucie dla siebie, jak zrobilibyśmy to wobec przyjaciela, który właśnie tak się czuje.
R. Hanson prosi nas przy tym, byśmy pamiętali, że wszyscy cierpią i że nie jesteśmy sami w swoim bólu.
Amerykański psycholog jednocześnie wskazuje, że współczucie dla siebie nie jest tym samym, co narzekanie czy użalanie się nad sobą. Współczucie wobec siebie jest tym, od czego zaczynamy, gdy pojawiają się trudności, a nie tym, na czym kończymy. Różnorodne badania pokazują, że tak rozumiane współczucie względem siebie zwiększa naszą odporność psychiczną oraz zdolność powrotu do równowagi, a także obniża samokrytycyzm i wzmacnia poczucie własnej wartości. Jak zauważa R. Hanson, we współczuciu sobie z powodu własnego bólu mieści się poczucie ludzkiej wspólnoty, wszyscy bowiem cierpimy, wszyscy musimy stawić czoło chorobom i śmierci, wszyscy tracimy tych, których kochamy.
Akceptacja siebie
Amerykański psycholog przypomina jednocześnie, że podstawą bycia dla siebie dobrym przyjacielem jest postawa akceptacji siebie i swoich warunków życia. Uczy zatem, że troska o siebie polega na rozpoznaniu i zaakceptowaniu prawdy o tym, co nas otacza i co nas spotyka,  raz tego, co się w nas dzieje, z głębokim przeświadczeniem, iż taka jest po prostu rzeczywistość.

R. Hanson zaznacza przy tym, że akceptacja nie oznacza samozadowolenia ani kapitulacji – po prostu możemy coś akceptować, a jednocześnie starać się to poprawić. Jeśli bowiem nie zaakceptujemy tego, co naprawdę się z nami dzieje, to nie dostrzeżemy tego wyraźnie, a jeśli tego nie dostrzeżemy, to w mniejszym stopniu będziemy potrafili sobie z tym poradzić. Zaakceptowanie zwłaszcza tego, co dzieje się wewnątrz nas, daje nam nad tym większe, a nie mniejsze panowanie.
Nie gonić za tym, co nas przerasta
Warto uwzględnić oczywiście to, co nam mówi w tym względzie słowo Boże. Psalm 131 wskazuje wyraźnie, że przyczyną naszego niepokoju i chaosu w życiu jest gonienie za wielkością oraz za tym, co przerasta nasze siły.
Bycie dla siebie dobrym przyjacielem oznacza więc w tym kontekście postawę realnego patrzenia na siebie, a zwłaszcza liczenie się ze swoimi możliwościami oraz szanowanie swoich rozmaitych ograniczeń. Bycie zaś dla siebie tyranem, poganiającym siebie do osiągania prawie boskiej doskonałości i perfekcji, jak wskazywała wiele lat temu amerykańska badaczka Karen Horney, jest podstawową przyczyną nerwicy i życiowego nieszczęścia oraz niczym niezaspokajalnej frustracji.
Z tego względu rację ma autor księgi Mądrości Syracha, gdy pisze: „Synu, nie bierz na siebie za wiele spraw, bo jeśli będziesz je mnożył, nie unikniesz szkody. I choćbyś pędził, nie dopędzisz, a uciekając, nie uciekniesz” (11, 10).
Św. Paweł w Liście do Filipian pisał: „[…] dopełnijcie mojej radości przez to, że będziecie mieli te same dążenia: tę samą miłość i wspólnego ducha, pragnąc tylko jednego, a niczego nie pragnąc dla niewłaściwego współzawodnictwa ani dla próżnej chwały” (2, 2-3). To gonienie za wielkością i za tym, co przerasta nasze siły, ma właśnie ten jeden cel – okazać się w rywalizacji z innymi najlepszym i najwspanialszym.
Służy to zatem nie miłości, ale jedynie zaspokojeniu naszego egocentryzmu i pychy – próżnej chwały. Wielu z nas zatem, chcąc się stać dla siebie dobrym przyjacielem, musi skonfrontować się z własnymi wyobrażeniami na temat siebie i spytać, czy nie patrzymy na siebie przez pryzmat nierealistycznych wizji siebie i swojego życia.
Reklama radości życia
R. Hanson w swojej książce używa ciekawego porównania, które może nam pomóc radzić sobie z trudami życia.
Jednocześnie może ono wzmocnić w nas powtarzanie pewnego zachowania, które skutecznie może sprzyjać kształtowaniu w nas postawy bycia dla siebie dobrym przyjacielem. Jak pisze, gdyby jakaś firma farmaceutyczna mogła opatentować radość, to reklamy radości pojawiałyby się co wieczór w telewizji, przekonując z biegiem czasu wielu z nas, że rzeczywiście warto nabyć ten środek dla poprawy zdrowia. Dlaczego więc nie mielibyśmy sobie sami puszczać takich „reklam radości”, przypominając sobie nasze radosne i przyjemne doświadczenia.
Jak wskazuje amerykański psycholog, przypominanie sobie takich doświadczeń, a zwłaszcza ich odtwarzanie obniża poziom hormonów stresu, wzmacnia układ odpornościowy i pomaga się uspokoić w chwilach frustracji lub zmartwienia. Radowanie się życiem stanowi zatem świetny sposób dbania o siebie. Warto więc pomyśleć o kilku rzeczach, które przynoszą nam radość. Amerykański psycholog pyta nas wprost: „co obejmowałaby lista twoich życiowych radości?”. Przy czym wskazuje, że nie chodzi tu o coś wielkiego, ale o drobne, prawdziwe okazje do radowania się chwilą w nawet najtrudniejszym okresie życia.
R. Hanson jednocześnie uczy, że te sposoby czerpania życiowej radości z drobnych rzeczy stanowią ważny kapitał, bardzo przydatny w budowaniu naszej odporności psychicznej w radzeniu sobie z życiem. To właśnie one z czasem sumują się i składają na największe zmiany w naszym życiu.
Musimy też przy tym nieustanie pamiętać, że bycie dla siebie dobrym przyjacielem stanowi w nas wewnętrzną siłę, którą można i trzeba nieustannie rozwijać z biegiem naszego życia.