Warto…


przeczytać

Ostatni Rycerz

Ojca Maksymiliana Marię Kolbego zamknęliśmy w ramy męczeństwa. W naszej świadomości istnieje jako więzień obozu, który oddał życie za drugiego człowieka.
Bezsprzecznie ta heroiczność jest punktem top w życiu franciszkanina. Jednak chciałabym wyjść za te ramy i scharakteryzować o. Kolbego nie przez pryzmat kresu jego życia, ale przez jego pełnię. O. Albert Wojtczak w książce Ojciec Maksymilian Maria Kolbe (Wydawnictwo Ojców Franciszkanów, Niepokalanów 2017) podrzuca nam biografię unikatową. Wojtczak był współbratem Kolbego.
Miał okazję pracować i modlić się z późniejszym świętym.
Autor prezentuje nam człowieka wyprzedzającego swoją epokę. Takiego Kolbego nie znamy. Doktora filozofii i teologii.
Misjonarza w egzotycznej Japonii. Doskonałego menedżera, wydawcę i radiowca. Człowieka genialnego, otwartego na nowinki ze świata. Wydawane przez niego periodyki poruszały nie tylko tematykę religijną, ale społeczną, kulturalną i polityczną, osiągając niewyobrażalny nakład 1 mln egzemplarzy. Żył krótko, ale intensywnie i ekspansywnie. Ciągle w działaniu. Permanentnie oddany Niepokalanej. Przy tym przyziemnie ludzki. Potrafił odmówić w czasie nowenny jedno Zdrowaś…, tłumacząc, że lepiej pomodlić się krótko i pobożnie niż długo i bezdusznie.
Książka ma osobisty charakter. Mimo to o. Wojtczak zachował obiektywizm. Naturalnie i prostolinijnie opisuje nam świętego jako człowieka z krwi i kości. W książce nie zabraknie wspomnień z Auschwitz. W tym piekle, gdzie odarto człowieka z godności, Kolbe epatował siłą miłości i krzewił dobro. Jego całkowite zaufanie Bogu w czasie, gdy trudno było czuć Jego obecność, zawstydza nas, współcześnie żyjących w czasach dostatku i rozpasania. Przeczytajcie tę biografię. Pokazuje, że świętość to nie tylko heroizm, ale i powszechność.
Do nabycia:
https://wydawnictwo.niepokalanow.pl/

AGNIESZKA BOKRZYCKA


obejrzeć

Opowieść wigilijna

Pytanie, które postawiłem sobie, dokonując wyboru filmu na grudzień, brzmi: co warto obejrzeć wraz z rodziną w okresie świątecznym? Wiemy, że święta Bożego Narodzenia to szczególny czas, a wiele osób, przygotowując się do nich, często sięga po filmy nawiązujące do wydarzeń, które będziemy przeżywać. Propozycji jest naprawdę wiele, ale warto wybrać takie filmy, które wpłyną pozytywnie na przeżywanie tego okresu lub zmuszą nas do refleksji nad sensem tego, co w trakcie tych świąt się dzieje? Czas bowiem, który wtedy przeżywamy, jest dla nas szczególnie ważny ze względu na rodzinę, z którą się spotykamy, i wspólnotę, którą tworzymy. Tak więc chciałbym zaproponować dwie interpretacje znanej każdemu Opowieści wigilijnej Charlesa Dickensa. Szukając odpowiedniej wersji, znalazłem 54 odsłony przygód Ebenezera Scrooge’a. Jednak dwie z nich są szczególnie warte polecenia: pierwsza z 2009, a druga z 1999 roku. Opowieść wigilijna z roku 2009, wyreżyserowana przez Roberta Zemeckisa, niewątpliwie wzbudzi duże zainteresowanie wśród młodszej publiczności, jest ona bowiem animowana. Istnieje również możliwość oglądania jej w wersji 3D. Zdobyła ona nawet nagrodę, którą przyznały temu filmowi właśnie dzieci – nagrodę publiczności! Jest to produkcja wytwórni Walta Disneya, co też świadczy o wysokim poziomie tej ekranizacji opowiadania Dickensa. Druga produkcja, reżyserii Davida Hugh Jonesa, to film fabularny, w którym główną rolę odgrywa Patrick Stewart. Myślę, że chociaż nie jest to film animowany, to jednak jest on odpowiedni dla całej rodziny. Szczerze mówiąc, nigdy nie spotkałem się z tyloma reinterpretacjami jednego dzieła, i to w dodatku w formie obrazu filmowego. Można więc zadać sobie pytanie, dlaczego właśnie Opowieść wigilijna jest tym szczególnym dziełem? Odpowiedź jest bardzo prosta! Jednak nie tak łatwo wyrazić ją słowami, dlatego zobaczcie sami…

MICHAŁ ŻÓŁKIEWSKI


zwiedzić

Góry Bialskie

Najstarsze budynki zabytkowej papierni w Dusznikach-Zdroju pochodzą z XVII w.

MATERIAŁY PRASOWE URZĘDU MARSZAŁKOWSKIEGO WOJ. DOLNOŚLĄSKIEGO

Góry Bialskie nazywane są często sudeckimi Bieszczadami – może ze względu na podobieństwo formy do tych gór, a może fakt, iż zostały opuszczone przez swoich dawnych mieszkańców i – jako leżące w strefie przygranicznej – były wyludnione przez długie lata? Jak łemkowskie i bojkowskie wioski w Bieszczadach…
Góry Bialskie nawet dzisiaj wydają się najdzikszym zakątkiem Sudetów. Po bialskich szlakach można wędrować przez cały dzień i nie spotkać żywej duszy, obcując jedynie z przyrodą i odkrywając w mijanych miejscach i śladach skomplikowaną przeszłość tej ziemi. Ziemi leżącej na styku trzech krain: Śląska, Moraw i ziemi kłodzkiej – bo to właśnie w Górach Bialskich znajduje się Przełęcz u Trzech Granic, do której zawędrujemy z Bielic, ostatniej wsi, położonej na „końcu świata”, gdzie nawet asfaltowa droga się kończy. Nieliczne, malowniczo rozrzucone tam domostwa usytuowane są wzdłuż wartko toczącej swe wody Białej Lądeckiej.
Stąd też i nazwy miejscowości: Bielice, Biela, Biele czy Bielendorf, pochodzące od starosłowiańskiego słowa bĕlu, oznaczającego m.in. spienioną wodę. Wieś powstała na początku XVII w. i stanowiła część Nowego Gierałtowa, z czasem uzyskując samodzielność. W jej intensywnym rozwoju nie przeszkodziły ani surowy klimat i słabe gleby, ani wojna 30-letnia (1618–1648), która i tu dotarła, siejąc zniszczenie i powodując wyludnienie. Już bowiem półtora wieku później jej mieszkańców stać było, aby z własnych środków zbudować w środku wsi murowany kościół pw. Świętych Wincentego i Walentego. Stoi tu do dzisiaj, powtórnie przywrócony wiernym w 1986 roku.
Prawdziwy skok cywilizacyjny dokonał się w Bielicach w XIX i pierwszej połowie XX wieku. Idąc przez Bielice, trudno uwierzyć, że mieszkało tu kiedyś prawie 500 osób, wieś była zelektryfikowana dzięki wybudowanej w 1924 roku elektrowni wodnej, funkcjonowało tu pięć tartaków, młyny i potażarnie.

A infrastruktura turystyczna obejmowała nie tylko domy gościnne, gospodę, schronisko młodzieżowe i duże schronisko turystyczne, ale także skocznię i tor saneczkowy! Na południu wsi powstał nawet przysiółek Nowa Biela, w którym mieszkało kilkanaście rodzin i który posiadał własną drewnianą kaplicę. Stąd pochodzi Michael Klahr, niezwykle utalentowany rzeźbiarz śląskiego baroku. Stworzone przez niego figury i ołtarze do dziś możemy podziwiać w wielu kościołach na ziemi kłodzkiej. Niewiele jednak z tych lat świetności zostało – o istnieniu przysiółka świadczą tylko resztki starych fundamentów, które nieśmiało próbują przebić się przez zarośla, a w tętniących niegdyś życiem Bielicach w latach siedemdziesiątych XX wieku zamieszkanych było już tylko dziewięć gospodarstw. W latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku w lesie na szlakach powyżej Bielic, ze względu na bliskość granicy i odludny teren, odbywały się spotkania opozycjonistów z Czechosłowacji i Polski, przemycano ulotki, literaturę drugiego obiegu, a nawet ludzi.
Przepiękne położenie Bielic ciągle urzeka. Do Bielic i w Góry Bialskie o każdej porze roku zapraszają turystów pensjonaty i gospodarstwa agroturystyczne. Ceniący sobie spokój, ale i szukający miejsc do aktywnego wypoczynku na świeżym powietrzu znajdą tu przestrzeń dla siebie. Zimą to raj dla narciarzy zjazdowych i biegowych. Szczególnie ci drudzy mają powody do zadowolenia – gmina Stronie Śląskie w rejonie Gór Bialskich przygotowuje i ratrakuje ponad 60 km tras narciarskich dla biegaczy. Miłośnicy szusowania po stokach mogą zaś skorzystać z wyciągu „Bieliczak” nieopodal kościoła. Z wyludnionych i opuszczonych Góry Bialskie powoli stają się narciarskim rajem, nic nie tracąc ze swej dzikości, ciągle kusząc swoją nieskażoną przyrodą.

umwdMATERIAŁ PRZYGOTOWANY
PRZEZ WYDZIAŁ PROMOCJI
WOJEWÓDZTWA