W duchu odpowiedzialności

Powinien się tutaj znaleźć kolejny odcinek cyklu o zasadach Nauki Społecznej Kościoła.
Moim zdaniem – nie wprost – znajduje się właśnie. Wciąż jeszcze w roku 100-lecia
odzyskania przez Polskę niepodległości chcę zwrócić uwagę na coś, według mnie,
bardzo ważnego, na wspólną odpowiedzialność. Za siebie nawzajem i za świat,
który nam powierzono. Tak, w tym także za naszą Ojczyznę.

RADOSŁAW MICHALSKI

Wrocław – Florencja

Radosna Parada Niepodległości,
Wrocław, 11 listopada 2018 r.

MACIEJ RAJFUR/FOTO GOŚĆ

Był kiedyś we Wrocławiu biskup, który chyba najczęściej udzielał sakramentu bierzmowania.
Pracując podówczas w „Gościu Niedzielnym”, jeździłem – gdy redakcja wysłała – na tzw. medialne obsługi tych wydarzeń z umiarkowaną ochotą, wiedziałem jeszcze przed liturgią, o czym ów biskup, raz jeszcze, opowie, i głowiłem się, jak to raz kolejny opisać. Mowa oczywiście o bp. Józefie Pazdurze. Powtarzał on jak litanię dwa główne motywy. Trzy słowa podstawowego, jak mówił, chrześcijańskiego savoir-vivre’u: „proszę, dziękuję i przepraszam”, oraz „instrukcję obsługi” krzyża. W tym drugim wypadku chodziło o to, że otrzymany na bierzmowaniu krzyż należy zdjąć, jeśli komuś przyjdzie do głowy pokusa zrobienia czegoś, co owego krzyża mogłoby nie być godne, albo mogłoby go zhańbić.
Była w tym mądrość podwójna. Pierwsza, żeby dwa razy pomyśleć, nim się coś głupiego zrobi, druga, żeby gdy się to zrobi, nie gorszyć innych tym jeszcze, że czyn ów popełnia osoba ze znakiem krzyża, aby nikt nie powiedział, że wszyscy, którzy krzyż noszą, czynią podobnie.
Patriotyzm zobowiązuje
Proszę wybaczyć przejście ze sfery pewnego – było nie było – sacrum w sferę profanum. Myślę, że to samo zobowiązanie powinno dotyczyć fanów patriotycznych koszulek, Znaku Polski Walczącej i jakichkolwiek innych symboli (tak, w tym także biało-czerwonej flagi) tzw. patriotycznych. W ogólności również tych, którzy mienią się patriotami, lokując się tym samym w wielkim zbiorze walczących i ginących przez wieki za Polskę i dla Polski pracujących.
W roku 100-lecia ta odpowiedzialność szczególnie o sobie przypomina, choć instynktownie czujemy, że powinna stać przed nami codziennie.
11 listopada wieczorem przez Wrocław przeszedł tzw. marsz patriotów.
Marsz, podczas którego wznoszono dumne hasła: „Bóg, Honor i Ojczyzna”.
Marsz, podczas którego machano flagami Polski, i wreszcie marsz, którego uczestnicy nosili wiele szlachetnych i pięknych znaków używanych przez polskich żołnierzy. Był to zarazem marsz, którego organizatorem był podpalacz kukły Żyda na wrocławskim Rynku, skazany za to zresztą prawomocnym wyrokiem. Marsz, podczas którego obrażano symbole religijne innych wyznań, czy wprost inne religie. Marsz, podczas którego – jak informowały media – obrzucono m.in. butelkami osoby w marszu nieuczestniczące, co skutkowało w sumie potwierdzeniem zranienia co najmniej trzech osób, w tym ochraniającego marsz policjanta.
Nie, nie wszyscy uczestnicy marszu byli przedstawicielami środowisk mieniących się nacjonalistycznymi. Myślę, że zdecydowana większość daleka była nawet od poglądów i haseł wykrzykiwanych przez byłego już księdza z dachu towarzyszącego manifestacji busa.
Moim zdaniem niektórzy nawet ich na końcu marszu nie usłyszeli. Uczestnicy chcieli zamanifestować radość z 100. rocznicy odzyskania niepodległości.
Pobyć razem. Może też poczuć klimat światła pochodni i rac (nota bene niedopuszczalnych podczas zgromadzeń masowych z jakże prostych i ważnych zarazem przyczyn: bezpieczeństwa uczestników). Rozumiem te argumenty i potrzeby.
Ale nie tylko władze Wrocławia, także za pośrednictwem mediów informowano, kto ów marsz organizuje i czego można się na nim spodziewać.

Siłą rzeczy każdy, kto w marszu szedł, legitymizował tych, którzy go organizowali, i hasła, które wznosili. Powie teraz wielu z idących: „ależ absolutnie nie, my nie”. I tu dochodzimy do przestrzeni wspólnej odpowiedzialności.
Wspólna odpowiedzialność
Gdybyśmy przeprowadzili wśród uczestników sondę: „czy zgadza się Pan/Pani ze wszystkimi hasłami wznoszonymi podczas marszu?”, wielu wyparłoby się tych radykalnych. Musieliby odpowiedzieć „nie”, gdyby nie zgadzali się choć z jednym z nich. Myślę, że zdecydowana większość odpowiedziałaby w ten właśnie sposób. Tak jednak działają marsze i ujawniająca się podczas nich „psychologia tłumu”, że nikt nie mówi: „przepraszam, z hasłem 4, 7 i 8 to ja się nie identyfikuję”, i nawet nie próbuje marszu opuścić.
Ba, „psychologia tłumu” działa tak, że czasami nawet wymówimy takie hasło, którego w przytomności własnej i w innych okolicznościach nigdy byśmy nie wznieśli. Podczas marszu nie ma jednak czasu na taką refleksję.
Odpowiedzialność, o której piszę, mówi, że każdy z uczestników nawet przez bezczynność (znamy to z każdej liturgii jako: „…i zaniedbaniem”) przyczynił się do takiego, a nie innego odbioru marszu. Takiej, a nie innej konotacji, jaką niesie ze sobą hasło: „Bóg, Honor i Ojczyzna”, i również tego, jak odbierają je inni, oraz wizerunku Wrocławia i Polski dzisiaj.
Czytałem w miejscu, w którym przeczytać się tego nie spodziewałem, że „zawiniło miasto”, bo nie zorganizowało alternatywnego marszu. Nawet gdyby to mogło być zaniedbaniem miasta, to nie usprawiedliwia tego, co na tzw. marszu patriotów się wydarzyło. Nie pamiętam tych czasów i nikt z nas chyba pamiętać ich nie może, ale… czy nie tak właśnie rodziły się totalitaryzmy?
W głowach grupy szaleńców, których legitymizowało nie czynne działanie, ale milczenie i bierność większości. Od słów, na które nikt nie reagował. Potem było już za późno. Ktoś powie: „szkoda słów na komentowanie haseł wznoszonych przez szaleńca” – nie, brak tych słów i krytyki właśnie go zbudował.
W każdym miejscu sieci mówi on i pisze o wszystkich uczestnikach jako sympatykach głoszonych przez siebie idei.
Nie, nie chcę napisać, że nie należy manifestować patriotyzmu. Potrafię wyobrazić sobie marsz, podczas którego śpiewane są pieśni historyczne czy piosenki wojskowe. I nosimy flagi i symbole formacji, którym niepodległość zawdzięczamy. Ale raz jeszcze: fakt, że nikt takiego wieczornego marszu nie zorganizował, nie tłumaczy udziału w tym, który był zorganizowany przez, w moim odczuciu, nadużywających i deprecjonujących słowo „patriotyzm” krzykaczy i chuliganów (używam słów delikatnych). I myślę, że powinien być na to jakiś paragraf – deprecjonowanie/obraza symboli narodowych.
Na marginesie, tego samego dnia, 11 listopada rano we Wrocławiu odbyła się Radosna Parada Niepodległości – tak, zorganizowana przez miasto.
Wzięło w niej udział ok. 20 tys. osób.
Ponad dwa razy więcej niż, wedle szacunków policji, maszerowało wieczorem, jednak to o wieczornym marszu było głośno, także poza Polską.
Rozgłos ów, śmiem twierdzić, nie przyniósł chwały ani Bogu, ani honorowi, ani Ojczyźnie…

PS Wiem, podobny tekst pisałem chyba
rok temu. Skoro jednak nic się nie
zmieniło, to może trzeba było napisać
go po raz kolejny. Choćby i po to, żeby
ktoś kiedyś nie powiedział:
„także i wy wtedy milczeliście”.