DOMINIK GOLEMA

Wrocław

Tak mi dopomóż

W jednym z dzienników pojawił się materiał dotykający problemu rozwodów. Temat niestety wciąż aktualny i niewyczerpany, toteż powraca na łamy wielu gazet i czasopism. Rzadko jednak można znaleźć w prasie głębszą refleksję na temat przyczyn tego dramatu. Co więcej, nie jest wcale częste ujęcie rozwodu w kategorii dramatu, nieszczęścia.
Bywa wręcz, że w pseudoterapeutycznych gabinetach rozwody są rekomendowane jako wyjście z trudnej sytuacji w życiu. Gazety co najwyżej powielają schemat budowania porównań z innymi krajami lub innymi regionami w kraju oraz rankingów rzekomych przyczyn rozwodów.
Tak też było w przywołanym artykule. Podano 10 najczęstszych powodów rozwodu w kontekście jedynego powodu lub współwystępującego z innymi. Nie jest odkryciem, że wśród nich pojawiają się: nieporozumienia na tle finansowym, nałogi, przemoc, dłuższa nieobecność, która często towarzyszy zdradzie. Najczęstszą przyczyną wskazywaną przez ów dziennik jest niezgodność charakterów. To dopiero rewelacja! Niedługo pewnie dowiemy się, że niezgodność płci albo nawet sam fakt zawiązania małżeństwa jest najczęstszym powodem orzekania sądów cywilnych o rozwodzie. Przecież singli nie dotyczy trauma rozwodów. Czyżby niezgodność charakterów występowała jedynie w tych związkach, które się rozpadły z tego powodu? Jeżeli to dopasowanie charakterów miałoby stanowić o trwałości związku, być jego warunkiem, to w Polsce zostałaby zaledwie garstka szczęśliwych małżeństw, żyjących zgodnie i długo.
Termin niezgodność charakterów proponuję zastąpić słowem tchórzostwo i brak odpowiedzialności. Nie przygotowujemy się do życia w małżeństwie pod kątem współegzystowania z osobą o odmiennym charakterze i potem rozbijamy się na pierwszym wirażu. Nie próbujemy rozwiązywać kryzysów w małżeństwie, tylko od nich uciekamy. Przyczyna określona jako dłuższa nieobecność czy zdrada to raczej konsekwencja pierwotnej przyczyny, jaką jest kłamstwo. Skoro mówię, że „nie opuszczę”, a opuszczam, to najzwyczajniej kłamię. To samo kłamstwo najczęściej leży u podstaw konsekwencji, jakimi są nałogi, kłopoty finansowe itd. A siewcą kłamstwa, wiemy kto jest… Tak oto dochodzimy do sedna sprawy.
Jeżeli wyjałowimy nasze życie małżeńskie z Bożej obecności, to potem szukamy zawoalowanych usprawiedliwień typu niezgodne charaktery, kłopoty finansowe itp. W chwili ślubu, po wypowiedzeniu deklaracji przyjęcia za żonę, męża stojącej wobec nas ukochanej osoby, przywołujemy pomocy „tak mi dopomóż panie Boże Wszechmogący”, a zatem mogący utrzymać nasze małżeństwo. Czy po ślubie też wołamy do Niego o tę pomoc? Jak często czynimy to wspólnie? Jeżeli jesteś w stanie małżeńskim, to klęknijcie razem dzisiaj i oddajcie się Wszechmogącemu! Jeżeli nie jesteś mężem czy żoną, to klęknij i powierz Mu dzisiaj jakieś jedno małżeństwo, które pęka! Ten apel kieruję również do siebie. Powtarzajmy ten zabieg tak długo, aż rocznik statystyczny oznajmi nam w rubryce: rozwody w ostatnim roku – zero.