Moja Niedziela

2 GRUDNIA 2018 R.
I Niedziela Adwentu

Modlitwa dla
„ociężałych” serc

JR 33, 14-16; 1 TES 3, 12-4,2; ŁK 21, 25-28.34-36

Często zastanawiam się, po co jest nam sformalizowana modlitwa. Czy nie lepiej – a wielu właściwie się takim postępowaniem chwali – po prostu rozmawiać z Bogiem, mówić do Niego swoimi słowami, nie zaś „klepać” pacierze? Do czego jest nam potrzebna pozornie bezmyślna powtarzalność różańca, wyznania wiary, koronki do Miłosierdzia Bożego? Z odpowiedzi zdałem sobie sprawę niedawno, po wyjątkowo ciężkim i pracowitym tygodniu.
Gdy nie miałem już zupełnie sił na rozmowę z Bogiem, miałem dosyć pracy i swoich obowiązków. Wówczas pomyślałem, że powtarzalność modlitwy jest właśnie po to: żebyśmy w momentach trudnych, krytycznych, w chwilach bezsiły i bezsensu mogli wciąż, jeśli nie umysłem, to chociaż ustami, modlić się do Niego. Modlitwa taka jest dla tych, których serca są „ociężałe” – może nie tyle na skutek obżarstwa i pijaństwa, ile wszystkich doczesnych trosk, które składają się na naszą codzienność. Jest to swego rodzaju koło ratunkowe, które pomoże nam pozostać w gotowości na przyjście Jezusa. A On zapowiada to przyjście w sposób niezwykły: w dzisiejszej Ewangelii ukazuje nam wizję przyszłości, w której przychodzi na ziemię jako Władca kosmosu, ktoś, kto wstrząsa mocami niebios, a zatem dokonuje rzeczy, których nawet nasza wyobraźnia nie jest w stanie dotknąć. I do tego zupełnie niezwykłego zjawiska ma nas przygotować zwykły pacierz?
Wygląda na to, że tak, warto zatem tę codzienną modlitwę docenić i zauważyć.

9 GRUDNIA 2018 R.
II Niedziela Adwentu

Obietnica jest dla wszystkich

BA 5, 1-9; FLP 1, 4-6.8-11; ŁK 3, 1-6

Pustynia to miejsce niezwykłe. Ogromne góry piachu przemieszczane są przez cały czas wiejącym wiatrem.
Tam gdzie jeszcze przed chwilą była dolina, dziś wznosi się góra. Droga, która jeszcze wczoraj pełna była zakrętów, dziś jest prosta, lub może w ogóle jej nie ma. Czy to zatem nie ironia, że Jan Chrzciciel głosi swoje słowo właśnie na pustyni? Zdawać by się mogło: cóż to za obietnica, którą spełnia bezrefleksyjnie sama natura.
Zwłaszcza że charakter człowieka bardzo przypomina pustynię, jest równie zmienny i nieprzewidywalny – i równie często zmienia się niezależnie od naszej woli. Jeśli jednak przeczytamy dokładniej, to okaże się, że zarówno prorok Baruch, św. Paweł, jak i Jan Chrzciciel nie widzą tego metaforycznego przekształcania krajobrazu jako procesu naturalnego: przeciwnie, jest to raczej usunięcie wszelkich naturalnych przyczyn, które pozbawiają nas widoku Boga.
Wszystko, co nam w życiu „zasłania” Boga, każdy zakręt naszego wnętrza, wszystkie niejasności, wszystko to ma ustąpić i zostać wyrównane, abyśmy już bez przeszkód mogli dostąpić zbawienia. Jest to bardzo potężna obietnica, zwłaszcza jeśli jesteśmy do tych swoich „gór” i „dolin” przywiązani – dlatego właśnie Paweł tak emocjonalnie wzywa swoich uczniów do tego, by się doskonalili. Wie, że „dzień Chrystusa” przyjdzie dla wszystkich, również dla tych, którzy nie będą na niego gotowi czy wręcz nie będą go chcieli. Zrozumienie tej obietnicy wyjaśnia, dlaczego tak mocno przynaglał swoich współwyznawców do wytrwałości i wiary.

Adam i Ewa w raju. Bizantyjska mozaika z XII-XIII w. w katedrze Monreale, Włochy / WWW.THEREDLIST.COM

Święty Jan Chrzciciel na pustyni.
Hieronim Bosch, olej na desce, 1490-95
Museo Lázaro Galdiano, Madryt

WEB GALLERY OF ART/WIKIMEDIA COMMONS

16 GRUDNIA 2018 R.
III Niedziela Adwentu

Radość
i proste rady

SO 3, 14-17; FLP 4, 4-7; ŁK 3, 10-18

Dziwne rady daje swoim słuchaczom Jan Chrzciciel: nie każe on im robić właściwie nic, poza wykonywaniem swoich zwyczajnych obowiązków w sposób uczciwy.
Nakłania ich też do pozbycia się nadmiaru i poprzestania na tym, co wystarczające do życia. Ten swego rodzaju moralny minimalizm pozornie nie koresponduje zbytnio z etycznymi postulatami Chrystusa, który wymaga od swoich uczniów ekstremalnych kroków, takich jak miłość nieprzyjaciół czy odrzucenie swojego doczesnego życia.
Czy mamy zatem do czynienia z paradoksem? A może w Biblii i w chrześcijańskim niebie jest miejsce nie tylko dla ortodoksyjnych chrześcijan, ale także dla przeciętniaków, którzy po prostu chcą uczciwie i w spokoju przeżyć swoje życie? Dzisiejsza Ewangelia odpowiada na to pytanie na dwa sposoby. Po pierwsze Jan wspomina o tym, że idzie za nim ktoś inny, mocniejszy, kto będzie chrzcił swych wyznawców ogniem. Jan ma zatem jedynie przygotować ludzi na wymagania Chrystusa, zapewnić im pewne minimalne chociaż zrozumienie tego, co dobre – potem dopiero przyjdzie Ten, kto da im pełniejszą wiedzę i wiarę.
Ale to nie wszystko: lepszej i głębszej odpowiedzi udziela nam św. Paweł. Mówi on, byśmy się o nic nie martwili, bo pokój Boży będzie strzegł naszych serc i myśli. I stąd, jak się wydaje, wynika pewna beztroska Jana w kwestii moralności: to sam Bóg daje mu pokój i to taki, który „przewyższa wszelki umysł”, a zatem jest poza możliwościami naszego poznania. Mając w sercu tak niezwykły dar, można robić już tylko to, do czego św. Paweł tak gorliwie zachęca: cieszyć się i żyć!

23 GRUDNIA 2018 R.
IV Niedziela Adwentu

O wyjątkowości chrześcijaństwa

MI 5, 1-4A; HBR 10, 5-10; ŁK 1, 39-45

Narodzenie Chrystusa poprzedzone było licznymi niezwykłymi okolicznościami. Dziś jednak wiemy, że podobnie (co nie znaczy tak samo) opisywane były narodziny bóstw czy herosów w innych religiach lub mitologiach. Co zatem wyróżnia nas, chrześcijan, dlaczego mamy czuć się wyjątkowi i dlaczego twierdzić mamy, że to właśnie nasza wiara jest prawdziwa? Co roku wspominamy narodziny pewnego Dziecka, które ponad dwa tysiące lat temu przyniosło nam… no właśnie – co? O tym mówi do nas dzisiejsza Ewangelia. Nazywa ona Jezusa trzema różnymi epitetami, i czyni to w nieprzypadkowej kolejności.
Prorok Micheasz pisze, że „on będzie pokojem”, św. Paweł odnosi się do Niego jako do „ofiary za grzechy”, a wreszcie ewangelista Łukasz, ustami Elżbiety, opisuje go jako „Pana”.
Pokój – Ofiara – Pan, te trzy określenia zawierają w sobie głęboki filozoficzny i teologiczny sens, unikatowy w skali całego znanego nam kosmosu. Idea pokojowej epifanii, a następnie ofiarowania siebie za innych, aby w ten sposób potwierdzić swoją władzę, wywróciła na nice (tak jak robi to również dzisiaj) nasze pojmowanie władzy i godności.
Nikt nie jest w stanie podrobić sposobu, w jaki Chrystus zaplanował swoje przyjście. I o tym, jako chrześcijanie, powinniśmy zawsze pamiętać.

30 GRUDNIA 2018 R.
Święto Świętej Rodziny

Zobaczyć Boga takim,
jaki jest

1 SM 1, 20-22. 24-28; 1 J 3, 1-2. 21-24; ŁK 2, 41-52

Cóż za niezwykłe przeciwstawienie znajdujemy w dzisiejszej Ewangelii: w Pierwszej Księdze Samuela znajdujemy opis tego, jak matka Samuela oddaje go do świątyni, do Helego, aby pozostał tam na zawsze. Decyduje się ona na ofiarowanie najcenniejszego daru, swojego syna, Bogu. Tymczasem ewangelista Łukasz pokazuje nam analogiczne ofiarowanie: oto Jezus nie wraca z Jerozolimy do Nazaretu wraz ze swoimi rodzicami, ale zostaje w mieście, w świątyni. Co jednak znamienne – On sam decyduje o tym, że ofiarowuje swoje życie Bogu. Nikogo nie pyta o zdanie, bo nie ma na świecie nikogo, kto mógłby takiej ofiary od Niego zażądać albo o niej zadecydować. Ustala się zatem jasna relacja między jego rodzicami (a także nami wszystkimi) a Nim, jednocześnie człowiekiem i – Bogiem.
I chociaż Jezus wraca z rodzicami do Nazaretu, to nie jest już tylko ich dzieckiem. Ukazuje się jako ktoś inny. Kto?
Tego zapewne ani Maria, ani Józef nie byli do końca pewni, tego nie wiemy na pewno również dziś, i pisze o tym św. Paweł – na razie wiemy tylko tyle, że Jezus i Bóg to Syn i Ojciec. I że dlatego my również mamy status dzieci Bożych.
Ale kim staniemy się, gdy On znowu do nas przyjdzie? Kim jest On, że wciąż nie widzimy go „takim, jaki jest”?

KRYSTIAN KWAŚNIEWSKI