Warto…


przeczytać

Błogosławiona wina

Jest rok 1631. Niejaki Mikołaj Sapieha, wojewoda miński i senator Rzeczypospolitej, zapadłszy na ciężką tropikalną chorobę ciała, doznaje cudownego uzdrowienia przed obrazem Matki Bożej Gregoriańskiej. Zwraca się z prośbą do Ojca Świętego Urbana VIII o podarowanie obrazu. Papież kategorycznie odmawia. Mikołaj, niezrażony, postanawia załatwić sprawę, jak dyktuje mu sarmacka dusza.
Bezczelnie wycina obraz z ramy i potajemnie wywozi do Polski. Mimo papieskiego pościgu hardemu złodziejowi udaje się dotrzeć na Ziemię Podlaską i tam umieścić obraz w bezpiecznym kodeńskim kościele. Tu dopiero zaczyna się legendarna historia opisana przez Zofię Kossak w książce Błogosławiona wina. Autorka była ekspertem w dziedzinie prozy historycznej. Pisarka, dzięki plastyce narracji, umiejętnie przedstawia epokę. Malowniczość stylu paradoksalnie osiąga za pomocą prostych środków językowych. Atutem jest archaizacja języka. Jednak nie jest ona przesadna – wprowadza nas w atmosferę, ale nie zamęcza. Ta stylistyka przenosi nas 387 lat wstecz, w samo epicentrum wydarzeń. Razem z Mikołajem Sapiehą przechodzimy drogę od gwałtownika do pokutnika.
Jak to się stało, że grzech został odkupiony, a wina stała się błogosławiona, to już musicie sobie, Drodzy Czytelnicy, przeczytać sami. Intrygi, akcja, sensacyjna fabuła i przesłanie moralne. Ta pozycja na pewno nie zawiedzie miłośników Kmicica, ale też zwolenników Wiedźmina czy Hobbita. Autorka nie narzuca swojego toku myślenia. To od nas zależy, czy będziemy jego zakładnikami czy inteligentnymi czytelnikami.
Zofia Kossak dzięki Błogosławionej winie stała się ambasadorką kultu Matki Bożej Kodeńskiej. Jej książka to doskonała lektura na listopadowe wieczory. Opowiada o tym, jak świętokradztwo może stać się błogosławieństwem. Warto przeczytać.

AGNIESZKA BOKRZYCKA


obejrzeć

Magiczne pudełko

Polskie kino na najwyższym poziomie. Na tym można by zakończyć tę recenzję, ale chcąc zachęcić Państwa do oglądnięcia tego filmu, napiszę coś więcej. Ostatnie lata i filmy, które przebiły się do mediów mainstreamowych, to w większości produkcje słabe. Trudne tematy społeczne, granie na emocjach, wulgarny przekaz, to jedyne ich pseudoatuty. Mimo to stały się sukcesami kasowymi w Polsce. Czy jednak nie potrzebujemy czegoś więcej?
Człowiek z magicznym pudełkiem to film, który zabiera nas w podróż do głębin naszej świadomości. Czas i przestrzeń przestają tu istnieć. Zaczynamy zastanawiać się nad sobą, nad tym, jaki jest naprawdę świat, w którym żyjemy. Szeroko pojętym tematem filmu jest człowieczeństwo, pytanie o to, co stanowi o tym, że jesteśmy ludźmi? Reżyser filmu to bez wątpienia człowiek odważny.
Wielu jego kolegów stara się tylko zaspokoić niewygórowane oczekiwania odbiorcy, który przestał już pragnąć prawdziwego piękna obrazu i treści. Może nawet ten film pomoże niektórym odkryć kino, jakiego do tej pory nie znali. Nie jest to film prosty, bo zmusza do zastanowienia się, w jakim momencie jesteśmy jako ludzie i jak żyjemy!
Jednak oferuje to, co jest potrzebne każdemu, czyli dawkę kultury, która jako wytwór człowieka, jest stworzona właśnie dla niego. Reżyser jest związany z Dolnym Śląskiem.
Mimo że jego imię i nazwisko mogą trochę mylić, pochodzi z Wrocławia. Tu się wychowywał i tworzył pierwsze obrazy filmowe. Bodo Kox, opowiadając o swoim filmie, wspomina, że jedną z osób, które widziały jego scenariusz, był A. Wajda. Uznał, że niełatwo będzie zrealizować ten pomysł w polskich realiach. A jednak się udało. Film zyskał uznanie międzynarodowego jury, był dyskutowany na festiwalach w Berlinie i Cannes. Otrzymał Złotego Lwa na festiwalu w Gdyni. Zachęcam do obejrzenia filmu – pobudza do myślenia i wychodzi poza utarte schematy.

MICHAŁ ŻÓŁKIEWSKI


zwiedzić

Dolina Baryczy – dolnośląska kraina karpia

MATERIAŁY PRASOWE URZĘDU MARSZAŁKOWSKIEGO WOJ. DOLNOŚLĄSKIEGO

Jest na Dolnym Śląsku szczególne miejsce, gdzie cały rok ciężkiej pracy jest podporządkowany naszej wielowiekowej wigilijnej tradycji. To słynąca z hodowli karpia przepiękna kraina stawów, przez które leniwie toczy swe wody Barycz i jej liczne dopływy. Leżąca w północno-wschodniej części naszego województwa Dolina Baryczy to jednak nie tylko karp. To prawdziwy raj dla miłośników przyrody, bo właśnie tutaj mamy największy w kraju rezerwat ornitologiczny, największy w Polsce park krajobrazowy (prawie 90 tys. ha) i największy w Europie kompleks stawów rybnych. Miłośnicy historii odnajdą tu liczne zabytki odsłaniające tajemnice niezwykłej przeszłości tej ziemi i życiorysów jej mieszkańców. Poszukujący ciszy i nieskażonej przyrody mają szansę odnaleźć je na licznych ścieżkach dydaktycznych prowadzących przez rezerwat, aktywnie spędzający czas mają do dyspozycji szlaki konne, rowerowe, piesze i kajakowe. Na smakoszy czekają restauracje serwujące regionalne produkty, a dla spragnionych dłuższego wypoczynku swoje podwoje otwierają klimatyczne gospodarstwa agroturystyczne. I to wszystko bez zgiełku i tłumów, z jakimi mamy do czynienia np. na Mazurach. Taki skarb mamy na Dolnym Śląsku.
Przyroda sama tu zadbała o doskonałe warunki dla roślinności, ptaków, ryb i wodnych ssaków – w trakcie zlodowacenia środkowopolskiego lodowiec, pchając przed sobą materiał skalny, zatrzymał się w miejscu dzisiejszej Trzebnicy i zostawił wzgórza moreny czołowej w postaci Wału Trzebnickiego. I tak powstała południowa granica rozdzielająca Obniżenie Milicko-Głogowskie od Niziny Śląskiej.
Na północy natomiast obniżenie jest zamknięte przez wzgórza moreny dennej. W środku zaś znalazła sobie miejsce o niewielkim spadku niespiesznie płynąca Barycz ze swoimi dopływami, liczne stawy, rozległe bagna, podmokłe łąki, rozlewiska i starorzecza. Są to idealne miejsca dla rozwoju wodnej flory i fauny. Dzięki temu możemy w dolnośląskiej części Parku Krajobrazowego Doliny Baryczy obserwować życie prawie 300 gatunków ptaków. Najwięcej na terenie utworzonego ponad pół wieku temu rezerwatu Stawy Milickie (na zdjęciu). Przy odrobinie cierpliwości ujrzymy bociana czarnego, czaplę purpurową i białą, trzmielojada, kanię czarną, gągoła czy zagrożone w skali światowej – podgorzałkę i kanię rudą.

Tutaj krążący nad głowami orzeł nie jest żadnym nadzwyczajnym zjawiskiem, a jesienne sejmiki ptaków zbierających się do emigracji w cieplejsze rejony świata są celem przyjazdu wielu ornitologów z Polski i zagranicy. Obecność zaś na mokradłach, łąkach i w lasach saren, wydr i bobrów to standard.
Podziwiając przyrodę, nie można jednak zapominać, że Dolina Baryczy to także zabytki świadczące o ciekawej przeszłości tej ziemi. Wystarczy wybrać się do Milicza, aby podziwiać klasycystyczny pałac wybudowany dla Joachima Karola Maltzana pod koniec XVIII w. z pierwszym na Śląsku parkiem w stylu angielskim oraz jeden z sześciu śląskich kościołów Łaski, wybudowany w latach 1709–1714, a sfinansowany przez hr. Henryka Maltzana. Świątynia ma konstrukcję szachulcową na planie krzyża i powstała jako dowód łaski cesarza Austrii dla śląskich ewangelików.
Obecnie nosi wezwanie św. Andrzeja Boboli i służy katolikom. Warto również wybrać się na zwiedzanie ruin XIV-wiecznego zamku, należącego niegdyś do Piastów oleśnickich, później do baronów Kurzbachów, a od końca XVI w. do hrabiów Maltzan. Od końca XVIII w., gdy strawił go pożar, zamek jest ruiną.
Miłośnicy zabytkowej hydrotechniki znajdą tu wiele tam, grobli czy drewnianych jazów, bo motorem postępu i dobrobytu ziemi milickiej od siedmiu wieków jest gospodarka stawowa w Dolinie Baryczy. Pierwsze stawy hodowlane założyli tu już w XIII w. cystersi. I tak nieprzerwanie od stuleci Dolina Baryczy dostarcza na nasze świąteczne, ale i codzienne stoły pysznego, zdrowego karpia. Więcej informacji o tradycjach rybackich czy walorach ornitologicznych tego terenu można uzyskać w powstałym dzięki Urzędowi Marszałkowskiemu Województwa Dolnośląskiego Centrum Edukacyjno-Turystycznym Naturum w Rudzie Sułowskiej k. Milicza. Do dyspozycji zwiedzających oddano muzeum tradycji rybackich, skansen, pokazową płuczkę, zwierzyniec oraz hotel i restaurację serwującą dania z produktów regionalnych.

umwdMATERIAŁ PRZYGOTOWANY
PRZEZ WYDZIAŁ PROMOCJI
WOJEWÓDZTWA