MAREK MUTOR

Wrocław

Z literą „P”

W stulecie odzyskania przez Polskę niepodległości wspominam tych, którzy w różnych momentach ostatniego stulecia za swoją polskość musieli cierpieć. Szczególnie zaś tych, którzy w czasie II wojny światowej nosili na ramieniu opaskę bądź naszywkę z literą „P”, którą oznaczano polskich osadzonych w obozach i robotników przymusowych. Człowiek ze znakiem „P” – w założeniu niemieckich władz okupacyjnych – miał być zdehumanizowany, można mu było odebrać życie z błahego powodu.
Prześladowanie spotykało ich wyłącznie za to, że byli Polakami. Nie dlatego, że prowadzili jakąś konspiracyjną działalność (choć takich też było wielu) albo łamali jakieś przepisy. Ich jedyną „winą” była narodowa przynależność. Na Górnym Śląsku bp Stanisław Adamski, przewidując możliwość eksterminacji Polaków, zalecił wiernym, aby w dokumentach w trakcie spisu policyjnego na pytania o narodowość, przychylali się do niemieckości. Była to strategia obliczona na fizyczne przetrwanie Polaków w tym regionie – dzięki decyzji katowickiego biskupa tysiące ludzi uniknęło straszliwego losu. Choć było wielu Ślązaków, którzy za polskość stracili życie, jak choćby bł. ks. Emil Szramek (zamordowany w obozie koncentracyjnym Dachau 13 I 1942 r.). Podczas wojny wielu Polaków przywieziono do Wrocławia. Ludzi z literą „P” było tutaj, wg różnych szacunków, od 44 do 50 tys. Większa fala polskich więźniów trafiła do miasta nad Odrą po upadku powstania warszawskiego.
Głównie kierowani byli do pracy przymusowej. Podczas wojny na terenie Wrocławia zlokalizowano ok. 70 obozów, najczęściej w okolicach dużych zakładów pracy. Największą tego typu placówką był obóz Burgweide, usytuowany na terenie dzisiejszych Sołtysowic. Przebywało w nim ok. 12 tys. więźniów. W 1940 r. ludzie ze znakiem „P” zaczęli tworzyć własną konspirację w niemieckim Breslau. Ruch ten przyjął nazwę „Olimp”, a miejscem spotkań był pokoik na poddaszu przy ul. Jahnstrasse 19 (ob. Sokolnicza). Nawiązali oni kontakty z Polakami mieszkającymi w Breslau i z przedstawicielami AK. W 1942 r. w ramach akcji rozbicia ruchu Gestapo aresztowało ponad 400 osób związanych z „Olimpem”.
Od kilku tygodni w Centrum Historii Zajezdnia przy ul. Grabiszyńskiej na wystawie głównej, niedaleko wielkiego wagonu kolejowego pojawiły się skromne gablotki. Jedna z nich zwiera oryginalną naszywkę z fioletową literą „P” na żółtym tle przekazaną na wystawę ze zbiorów Henryki Zaradnej. Są też zdjęcia i poruszające historie. Jak choćby dzieje Felicyty Podlak i Edwarda Demczyka, którzy zaręczyli się w naszym mieście w 1941 r., będąc na robotach przymusowych. Działali w „Olimpie”, za co Edward został osadzony w obozie koncentracyjnym w Mauthausen, a Felicyta poddana została brutalnemu śledztwu.
Przeżyli jednak wojnę, a po jej zakończeniu pobrali się i zamieszkali we Wrocławiu. Chciejmy o nich pamiętać, jak i o innych ludziach z literą „P”, którzy przebywali w naszym mieście.