KS. JÓZEF MAJKA

Olśnienia

Powstała inicjatywa stworzenia w „Grodzie” w miejsce szkoły rolniczej nowego liceum ogólnokształcącego. Istniała gwałtowna potrzeba zorganizowania takiej szkoły, ażeby ci wszyscy, którzy uczyli się na kompletach, mogli dokończyć szkołę średnią i rozpocząć studia. Dorastali ponadto młodzi, w których chcieliśmy widzieć nowe pokolenie Polaków.
Zafascynowała mnie myśl, czy nie mógłbym już teraz zacząć pracy z młodzieżą – tu, w tym miasteczku. Praca w szkole rolniczej dawała mi ogromnie dużo satysfakcji, wydawało mi się, że znajdowałem z młodymi wspólny język, znałem ich prawie wszystkich. Powziąłem więc szaleńczy zamiar podjęcia jakichś starań w tym kierunku.

Kościół farny i dzwonnica w Bieczu

ZE ZBIORÓW NARODOWEGO ARCHIWUM CYFROWEGO

Napisałem list do Tarnowa, do mojego byłego ojca duchownego, a przedtem działacza młodzieżowego, Księdza Lesiaka. Nie wiem, czy ten list dotarł do adresata, bo nigdy nie otrzymałem nań żadnej odpowiedzi. Wnet zresztą zrozumiałem, że to było wielkie głupstwo i nie wspomniałem nigdy o tym przy późniejszych z nim spotkaniach. On też był na tyle uprzejmy i dyskretny, że nie pisnął nigdy o tym ani słowa. Nie rozumiałem wtedy, jaka by to była dla mnie nędza, gdyby świat skończył się dla mnie na jednej małej, choć bardzo miłej i cenionej do dziś przeze mnie mieścinie.
Powinienem mieć (i mam) dla Księdza Lesiaka za to jego milczenie dozgonną wdzięczność.

Urządziłem bardzo skromne imieniny w naszych dwóch (to znaczy moim i Macieja) sąsiadujących ze sobą pokojach, była cała prawie apteka, Bartusiakowie i Waksmundzcy.
Przez te wspólne trudne frontowe chwile staliśmy się sobie wszyscy bardzo bliscy. Kiedy następnego dnia wszystko już posprzątałem i zabrałem się do przepisywania na maszynie jakichś wykazów biednych w parafii, nagle ktoś zapukał, otwarły się drzwi i stanął w nich bardzo wysoki ksiądz, który musiał dobrze pochylić głowę, ażeby się w tych drzwiach zmieścić.
– Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus – rzekł cichym, matowym trochę głosem. – Przyjechałem.
Odpowiedziałem na to chrześcijańskie pozdrowienie i choć go pierwszy raz w życiu widziałem, uświadomiłem sobie łatwo, że to musi być mój w Bieczu następca, Ksiądz Leopold Regner. Gdzieś w głębi świadomości zaplątała mi się jeszcze ratunkowa myśl, że może zjawił się tylko po to, ażeby się przedstawić Księdzu Proboszczowi, zobaczyć Biecz i omówić sprawę przyjazdu na stałe, ale to „przyjechałem” zabrzmiało mi dość złowrogo. Zapytałem więc dla jasności:
– Czy Ksiądz przybył już do nas ze wszystkimi swoimi rzeczami?
– Są na dole.
„A zatem factum est”, pomyślałem. Przyszło mi przy tej okazji na myśl, że musi to być człowiek niesłychanie oszczędny w słowach, ale i konsekwentny w działaniu.
Zeszliśmy. Przed plebanią stał drabiniasty wóz zaprzężony w parę gniadoszy, które, choć zdrożone, wydały mi się silne i jakieś rześkie.

Przy wozie stał młody człowiek sympatycznie uśmiechnięty, z otwartym wejrzeniem i jakąś życzliwą gotowością w całej postawie. Pochwalił przede mną Pana Boga, a Ksiądz Regner przedstawił mi go jako kościelnego z Nawojowej.
Rozmowa z obydwoma była krótka i rzeczowa.
Niemal w mgnieniu oka ustaliliśmy, że przenocuje on wraz z końmi w Bieczu, a jutro zabierze mnie ze wszystkimi moimi gratami do Nawojowej.
Reszta dnia zeszła mi więc na pakowaniu skromnych zresztą manatków, tak iż nie miałem ani czasu, ani głowy na to, ażeby się pożegnać z kimkolwiek poza mieszkańcami plebanii. Po kolacji jednak, kiedy już wszystko mniej więcej pozbierałem, poszedłem się pożegnać z kościołem, który był przecież przedmiotem mojego szczególnego upodobania.
Jego niezwykłe piękno urzekało mnie każdego dnia.
Teraz dopiero, kiedy klęczałem w ciemności, rozpraszanej jedynie nikłym światłem oliwnej lampki ciągle płonącej przed Najświętszym Sakramentem, uświadomiłem sobie, że jeszcze bardziej niż z kościelnym budynkiem czułem się związany z ludźmi, którzy tu przychodzili i z którymi miałem okazję współpracy w naszej parafialnej wspólnocie.
Zaczął się przede mną rozkręcać film, wielki panoramiczny obraz postaci i zdarzeń, jakich było mi dane stać się uczestnikiem w ciągu tych niespełna trzech lat.

W następnym odcinku o ostatnich dniach w Bieczu
i podróży ku nowemu – ku Nawojowej.