POLSKI ŚLĄSK

Przestrzenie swojskości

Nie od dziś wiadomo, że najtrwalsze pamiątki pozostawiają po sobie uczeni,
artyści i pisarze, najogólniej rzecz ujmując – ci, którzy na co dzień parają się
kulturą wyższą. Dużo trudniej dokopać się do głębszych warstw życia,
które sadowiło się na wsiach, przysiółkach, którego ślady zmywał z pola deszcz,
a przyroda była najważniejszym świadkiem przemian.

ANNA SUTOWICZ

Wrocław

Ulica Oławska

ILUSTRACJE POLSKA-ORG.PL/ŚLĄSKA BIBLIOTEKA CYFROWA

Czym żył średnio zamożny gospodarz śląski, który cieszył się pewną niezależnością finansową, jakie bajki opowiadała i jakie kołysanki śpiewała jego żona zasypiającym we wspólnym łożu dzieciom? Takie ślady należą do zbiorowej pamięci ludzkiej, a ta może przetrwać tylko wtedy, gdy dane jej będzie rozwijać się wraz ze społecznością i najlepiej doczekać zainteresowania jakiegoś etnografa pasjonata. Śląscy chłopi żyjący w XVII w. nie mieli tyle szczęścia. Ostatnie dekady tego stulecia przyniosły falę polityki cesarstwa coraz gwałtowniej i skuteczniej spychającą polski język i kulturę na margines życia społecznego.
Rozumiejący dawny przekaz mowy słowiańskiej Ślązacy, choć wciąż żyli w zwartych gromadach, kultywując swoje tradycje, stanowili jednak najpierw wolno, a potem wciąż szybciej topniejące enklawy wśród mieszkańców cieszących się pochodzeniem niemieckim. Nie mieli zwyczaju opisywać swoich obyczajów, nie zostawili po sobie prawie żadnych zabytków. A jednak, choć anonimowi, śląscy włościanie mówiący po polsku zasługują, by oddać im na chwilę głos.
Pomiędzy plebanią…
Bywali już historycy, którzy podejmowali się badań nad składem etnicznym wsi śląskiej w okresie nowożytnym.
Niekiedy kierowali się zachowanymi imionami mieszkańców lub nazwami wsi, które przecież już w XVII w. były tylko cieniem dawnych ich dziejów. Stosunkowo miarodajne okazały się jednak doniesienia biskupich wizytacji, które przeprowadzano pod wpływem nakazów soboru trydenckiego. Najciekawsze i najpełniejsze dane pochodzą z roku 1666/1667, kiedy to sufragan wrocławski, bp Karol Franciszek Neander, zarządził szczegółowy przegląd kondycji odradzającego się śląskiego Kościoła.

Wizytatorzy odwiedzali parafie, interesując się stanem zachowania świątyń, poziomem posługi duszpasterskiej i katechizacji. Na podstawie pozyskanych w ten sposób informacji o języku, w którym głoszono kazania i udzielano sakramentów, można spróbować dotrzeć do miejsc, gdzie mieszkały rodziny polskie. Okazuje się wówczas, że spore połacie diecezji wrocławskiej w tamtym czasie wciąż były przestrzenią rozwoju kultury polskiej w jej wydaniu lokalnym. Czasami oznaczało to swoistą mieszankę kulturową, jak w Świętej Katarzynie czy Bielanach Wrocławskich, gdzie mieszkańców nazywano „polono-germanus” – „Polako-Niemiec”. Ale były wsie i przysiółki, w których po polsku mówiła większość mieszkańców.
W polskim języku zwracali się do swoich parafian księża w kościele św. Małgorzaty w Gajkowie, a w pasie biegnącym wzdłuż obu brzegów w górę Odry takich polskich enklaw można odnaleźć kilka: Sobocisko, gdzie jeszcze w 1814 r. upominano się o polskiego kaznodzieję, Janików, Miłoszyce, a wreszcie Dziuplina i Laskowice zamieszkane przez protestanckich spadkobierców słynnego polskiego „fararza” Simona Figliusa Polańczyka. Ten sam język rozbrzmiewał na co dzień w części osad ziemi strzelińskiej, choćby w Borku Strzelińskim i Ludowie Śląskim. Po polsku modlono się w Turowie oraz w podległych wrocławskiej parafii św. Maurycego Tarnogaju i Radwanicach. Polakami byli protestanccy parafianie św. Krzysztofa w podwrocławskich Bieńkowicach. Nie jest przy tym paradoksem, że łatwiej zachowywali polskość śląscy luteranie, choć nie wolno zapominać o podejmowaniu i przez katolików walki o polskie oblicze ich duszpasterstwa. Takim przykładem niech będą obok wspomnianego Ludowa położone kilkanaście kilometrów na północ Przecławice, gdzie kościołem parafialnym opiekowały się wrocławskie klaryski.

Wrocławska Szmaciana Baba, czyli panna Joanna – postać autentyczna z XVIII w.
– jedna z ubogich mieszkanek ul. Piaskowej. Joseph Pelz-Amand, 1800 r.

W 1651 r. sprowadziły one nowego plebana, Marcina Chojeckiego, który rozpoczął pracę z pięcioma (!) katolikami, upominającymi się od lat o polskiego księdza. Już wkrótce mógł on poszczycić się organizacją pielgrzymek do Trzebnicy, Barda, a nawet na Jasną Górę. Łatwo wyobrazić sobie, jakie wrażenie na sąsiadach wywierały zapomniane już przez nich tradycyjne procesje z feretronami i chorągwiami przy śpiewie polskich pieśni kościelnych. Nowy proboszcz cieszył się zapewne niepodważalnym autorytetem. O tym, jak wyglądała codzienność na tej plebanii, dokumenty jednak milczą…
…a karczmą…
Zachowały się za to cenne ślady obyczajów ludowych, kultywowanych zapewne najchętniej w większych chłopskich zgromadzeniach. A tych nie brakowało nigdy w karczmie po mszy niedzielnej albo na weselu. Młode Polki z podwrocławskich wsi zakładały na taką okoliczność równie piękne jak w Rzeczpospolitej, choć mniej kolorowe stroje, których zwieńczeniem była w przypadku panny młodej korona oznaczająca jej stan małżeński. Słowiańskimi zwyczajami związanymi z godami musieli zachwycać się nawet powściągliwi Niemcy, skoro przejęli od sąsiadów pojęcie drużby i druhny. W czasie zabaw wybuchały z pewnością raz po raz salwy śmiechu, a obrazek z Reymontowskich Chłopów byłby tu do pewnego stopnia dobrą ilustracją. Na stołach nie mogło braknąć słynnych śląskich pierników i miodu, którym stale zachwycano się w tym regionie.
Bezcenną pozostałością polskiej zabawy, choć niekoniecznie weselnej, jest wpisany do sztambucha pana Walentego Skrissowskiego ok. 1666 r. tekst przyśpiewki, którą zatytułowano Polska piosenka o różnych rzeczach. Powiada ona o kilku rodzajach niewiast, a rozbawione grono, chyba nie tylko męskie, dokucza w niej tym kobietom, które i dziś niekiedy skwapliwie określamy jako trudne w pożyciu, zrzędne i swarliwe – po prostu „baby”. To one przeszły do przysłów polskich, z których to mówiące, że „zachciało się komuś jak babie torek (czyli cierpkiej tarniny)”, nie jest chyba najbardziej rozpowszechnione. Czy przeniknęło do Polski z naszych okolic – Wrocławia czy Raciborza, bo stamtąd pochodzi większość wpisów w zbiorku

Skrissowskiego – tego trudno dociec na pewno, ale na potrzeby śląskiej dumy uwierzyć w takie założenie można. Oto jak w XVII w. nasi krajanie nagradzali żartem kobiece wdzięki, śmiejąc się z pewnością do rozpuku przy kuflu dobrego miejscowego piwa: gdy panny, mężatki i wdowy miały dostać najlepsze kąski i trunki – a to zające, karpie, łososie, a to orzeszki czy miód – „babom” przypadała wilczyzna, żaby i „torki” właśnie.
Te młodsze i wdzięczniejsze godne były nosić karmazyn, aksamit, „rombeczki”, „snurzeczki”, miały spać w pierzynach, nosić korale, jeździć kolaskami i karetami, tańczyć i prowadzić pogaduszki w towarzystwie młodzieńców i mężów. „Babie” za to należał się powróz i zgrzebny łach za przyodziewek, a półka za łoże. „Babę” zamiast złotogłowia miał zdobić lisi ogon, a taczka służyć za powóz. „Baba” siedziała pod ławką, gdy inni cieszyli się towarzystwem miłych pań. Piosnkę kończyła jakże swojska w żartobliwej wymowie fraza: „Pannom – ray, mężatkom – kray, do nieba wdowom, do piekła z babom, et sic finis erat!”. A gdzie były te „baby”? Przecież nie wśród Polaków, bo któż by je obśmiewał w towarzystwie ich samych!
…i chłopską zagrodą
Większość życia toczyła się jednak za progiem domu. Jak wszędzie i jak zawsze, gdzie narody budują się na rodzinach.
Śladów tego życia mamy jednak mniej niż niewiele. Ekspozycje etnograficzne pokazują przeważnie świat XIX w., gdy zamierała nie tylko polskość, ale i niektóre tradycyjne zajęcia chłopskie, gdy całe rodziny migrowały do miast, wtapiając się w ich anonimowość i wszechobecną kulturę niemiecką.
Pewnym paradoksem historii niech będą rozsiane tu i ówdzie pojedyncze groby polskich tułaczy, uciekających z dawnej Rzeczpospolitej powstańców-emigrantów, które można spotkać na małych cmentarzykach przykościelnych w podsudeckich wsiach. Jeśli znajdowali tu swoje niechciane miejsce, to znaczy, że ktoś ich przyjmował i karmił, cenił przychodzącą z nimi kulturę przodków, pewnie z melancholią słuchał opowieści o nadziejach i rozpaczy walczących o polską wolność. W chłopskich zagrodach splatały się więc jeszcze raz dzieje Polski i Śląska. Szkoda, że w tak trudnych okolicznościach…