Warto…


przeczytać

Braterstwo

Koncepcja judaizmu nieustannie powraca z pytaniami natury religijnej, a szczególnie nurtuje nas jego teologiczny horyzont. Prawda, Chrystus, judaizm to kolejny bestselerowy tom rozmów z ks. Waldemarem Chrostowskim – profesorem, wykładowcą, biblistą. Tym razem Grzegorz Górny i Rafał Tichy przeprowadzają wywiad rzekę poświęcony zawiłościom relacji Kościoła z Żydami. Książka ukazała się tego roku w Warszawie nakładem Wydawnictwa Fronda.
Traktuje o bardzo szerokiej tematyce. Autor koncentruje się wokół osoby i działalności św. Pawła. Wyjaśnia termin „religia Holocaustu”. Nie boi się tematu Jedwabnego. Poświęca uwagę hermeneutyce podejrzliwości, jaką zasiały w stosunku do jego osoby pewne środowiska. Przestrzega przed stylistyką „my – oni”, którą obecnie narzuca się, zamiast retoryki „my – wy”, co jest powodem odejścia od relacji partnerskich na rzecz wrogich. Autor jest zwolennikiem podróżowania w przyjaźni, by tworzyć braterstwo wierzących i wzajemnie się ubogacać. Ks. prof. Chrostowski nieustannie poszerza i pogłębia wiedzę, a tym samym dojrzewa w sądach i opiniach. Materiał biblijny, dane empiryczne i kontekst społeczno-historyczny traktuje z jednakową powagą. Każdą problematyczną kwestię konfrontuje z wymaganiami krytyki naukowej. Jego narracja jest spokojna, wyważona i pozbawiona stronniczości. Jest daleki od nonszalancji i dogmatyzowania swoich opinii. Poznawanie judaizmu powinno być elementem samoświadomości Kościoła.
Żeby zrozumieć specyfikę, konieczne jest sięgania do czasów, gdy rozchodziły się drogi Kościoła i Synagogi. Należy pytać o sens i kres. Wsłuchać się w oczekiwania tych dwóch bratnich religii. Zrozumieć rozczarowanie i odnaleźć nadzieję. Te pytania muszą wybrzmieć, a rozstrzygnąć musi każda strona indywidualnie, w zgodzie z wewnętrzną wiarą. Ks. prof. Chrostowski, jako tuz w tej tematyce, będzie na pewno doskonałym przewodnikiem.

AGNIESZKA BOKRZYCKA


obejrzeć

Fokstrot

Papież Franciszek od początku swojego pontyfikatu modli się o pokój na świecie i do tej modlitwy zaprasza każdego z nas. Nie tylko katolików, ale wszystkich ludzi na świecie.
Film pt. Fokstrot, który chciałbym w tym miesiącu zaproponować, pokazuje, jak bezsensowna i absurdalna jest wojna. Został nagrodzony za reżyserię podczas festiwalu filmowego w Wenecji. Werdykt jury możemy zweryfikować w każdym kadrze tego filmu. Reżyser zabiera nas w świat kina, które poprzez obraz daje nam chwile wytchnienia i refleksji. Kompozycja starannie dobranych kadrów daje widzowi poczucie, że ogląda film niecodzienny. Można nawet powiedzieć – mistyczny. Dla nas konflikty zbrojne to temat z jednej strony bliski, a z drugiej bardzo odległy.
Tych, którzy bronili wolności naszej Ojczyzny, w większości już nie ma. Dziś bardziej mówimy o obronności jako pewnej idei, która przyświeca działaniom wojska. Jednak przez środki masowego przekazu dociera do nas wiele wiadomości o konfliktach, które wciąż trwają na świecie.
Nawet nie tak daleko, bo po sąsiedzku, na Ukrainie, toczą się walki. Dramat rozbitych rodzin. Śmierć niewinnych ludzi. Krzywda. Takie obrazy znamy i przytaczamy, mówiąc o wojnie. Samuel Maoz widzi świat wojny całkowicie inaczej.
Z jednej strony jest to wielki dramat dziejący się cały czas na oczach konkretnego narodu. Staje się on jednak dramatem dotykającym cały świat. Reżyser pokazuje, jak można żyć z wojną w tle i jakie to przynosi konsekwencje.
Film godny jest polecenia przede wszystkim z dwóch powodów. Z jednej strony jest to film dobry, aby podjąć refleksję nie tylko nad tematem wojny, ale może bardziej nad tematem pokoju i tego, jak bardzo szczęśliwi jesteśmy, mogąc żyć w kraju, gdzie wojny nie ma. A drugi powód to świetna praca, jaką wykonał reżyser, dzięki niej przenosimy się do innego świata – bardzo nierzeczywistego, ale tak bardzo bliskiego każdemu człowiekowi.

MICHAŁ ŻÓŁKIEWSKI


zwiedzić

Stolica polskiej ceramiki

Dekoracja wyrobu przed wypaleniem w temp. 1200°C

Gotowy zestaw do herbaty lub kawy

MATERIAŁY REKLAMOWE BOLESŁAWIEC

Dolnośląski Bolesławiec jest nazywany stolicą polskiej ceramiki. Nie tylko w Polsce, ale i w całej Europie znane i podziwiane są wzory z kobaltowego błękitu czy chromowej zieleni. Wyroby bolesławieckie, produkowane w wielu zakładach i manufakturach w mieście, od XIX w. skutecznie konkurują ze słynną porcelaną miśnieńską czy drezdeńską.
Jest to jedno z najładniejszych miast regionu. Słynie z pięknie odrestaurowanego centrum z zasługującą na szczególną uwagę gotycką z zewnątrz i barokową w środku bazyliką Wniebowzięcia NMP i św. Mikołaja, z ratusza z XVI w., średniowiecznych murów obronnych i prawie 500-metrowego kamiennego wiaduktu kolejowego łączącego dwa brzegi Bobru. Nade wszystko jednak słynie z ceramiki, produkowanej tu różnymi metodami od XIV w. A wszystko dzięki występującym w okolicy miasta pokładom glinki kamionkowej, która jest podstawą do produkcji, oraz położeniu miasta na ważnym szlaku europejskim Via Regia, co zdecydowanie ułatwiło rozpowszechnianie wyrobów miejscowych rzemieślników oraz ich manufaktur i zakładów.
Najstarsze zachowane do dzisiaj wyroby bolesławieckie pochodzą z XV–XVII w. Z ceramiki mistrzowie bolesławieccy wytwarzali zarówno naczynia codziennego użytku, jak i te mniej oczywiste (np. skarbonki, zabawki czy monety ceramiczne). Najbardziej znanym wyrobem, wizytówką Bolesławca był wykonany w XVIII w. przez mistrza Joppego tzw. Wielki Garniec. Stał się tak sławny, że nawet w swoich listach z podróży po Dolnym Śląsku opisywał go John Quincy Adams, późniejszy prezydent USA. Wrażenie robią jego rozmiary – miał wysokość 2,15 m, pojemność 1970 l, a jego waga sięgała 600 kg. Garniec przeżył okupację napoleońską, dwukrotną zmianę siedziby (w 1893 i 1909 r.), nie przetrwał jednak II wojny światowej, prawdopodobnie zniszczony przez Rosjan w 1945 r.

Dzisiaj możemy go oglądać jedynie na starych zdjęciach i pocztówkach oraz jego replikę, wykonaną w 2009 r., w Muzeum Ceramiki.
Tradycja rzemiosła garncarskiego obecna jest w produkcji do dzisiaj. Wszystko zaczyna się od przygotowania z kilku rodzajów gliny masy lejnej, z której formowane są naczynia, poddawane następnie wypalaniu w temp. 700˚C. Nadaje im to charakterystyczny różowy odcień, a taki półprodukt nazywamy biskwitem. I wtedy do pracy wkraczają artyści, ręcznie nanoszący zdobienia – stemplując lub malując je pędzelkiem. Każdy w ten sposób przygotowany egzemplarz ceramiki pokrywa się szkliwem i powtórnie wypala, tym razem w temp. 1200°C. Dekoracja stempelkowa – choć pojawiła się dopiero ok. 1885 r. – jest obecnie najpopularniejszą formą dekorowania ceramiki bolesławieckiej. Polega ona na gęstym nanoszeniu wzoru za pomocą gumowych stempli. Najczęściej są to kropki, kółka, rybie łuski, pawie oczka, trójkąciki czy listki koniczyny.
Różne warsztaty stosowały zbliżone wzory, różniące się kolorystyką. Dominującą barwą jest kobaltowy błękit, chromowa zieleń, brąz i ugier.
Ceramika bolesławiecka od lat jest obecna w galeriach, muzeach i w wielu polskich domach. Jest też ozdobą wielu europejskich, amerykańskich, rosyjskich, a nawet chińskich czy japońskich stołów. Jeden z zestawów został podarowany przez pierwszą damę Agatę Kornhauser-Dudę brytyjskiej księżnej Kate, używał bolesławieckiej ceramiki Jan Paweł II, a ostatnio zrealizowano zamówienie dla amerykańskiej Centralnej Agencji Wywiadowczej. Należało nie tylko dostosować się do wymagań kolorystycznych, ale też wiernie na każdej sztuce odwzorować ręcznie znak graficzny CIA.
Dzięki takim wyrobom Dolny Śląsk jest coraz bardziej znany w świecie.

umwdMATERIAŁ PRZYGOTOWANY
PRZEZ WYDZIAŁ PROMOCJI
WOJEWÓDZTWA