POLSKI ŚLĄSK

Szkice do portretów kobiet nieprzeciętnych

W miesiącu poświęconym św. Jadwidze nie można zapomnieć o wspólnocie,
która strzegła jej dziedzictwa na Śląsku, a w XVII wieku rozsławiła
wśród poddanych króla Sobieskiego. Historia mniszek trzebnickich
„Świętego Zakonu Cystercyenskiego” jest chyba najbardziej fascynującą opowieścią
o narodzinach sarmackiej kultury w sercu regionu balansującego pomiędzy
polityką protestanckich stanów i katolickiej rodziny cesarskiej.

ANNA SUTOWICZ

Wrocław

ZDJĘCIA MARCIN MAZURKIEWICZ

Fenomen ten jest tak niezwykły, że doczekał się sporów historyków co do swego charakteru, a przez nas, Polaków zakorzenionych na Śląsku, został trochę jakby zaniedbany.
Kiedy po raz kolejny będziemy pielgrzymować do grobu świętej księżnej, koniecznie zwróćmy uwagę na kilka detali umieszczonych w jej sanktuarium, które są namacalnymi śladami żywej polskiej religijności trzebnickich cysterek, gospodyń tego miejsca aż do 1810 roku.
Anna Pakosławska – na fali wielkich przemian
Portret tej ksieni powieszono tuż nad wejściem do zakrystii, po prawej ręce spoczywającej na swym sarkofagu św. Jadwigi. Gdy w połowie XVII stulecia Anna obejmowała na krótko rządy w opactwie, wspólnota miała za sobą bardzo burzliwy okres zmagań o zachowanie jedności i katolickiego oblicza, gdy kolejno obierane przełożone albo były zbyt słabe wobec zewnętrznych nacisków, albo opuszczały klasztor, zmieniając przy tym konfesję na protestancką.
Już wtedy, u progu epoki nowożytnej, trzebnickie mniszki podejmowały próby obrony przed naciskiem cesarza ingerującego w wybory władz klasztornych, musiały zmagać się z napadami obcych wojsk, upadkiem gospodarki, wreszcie w wyniku działań wojny trzydziestoletniej zmuszone zostały opuścić Trzebnicę i… udały się do Polski.

Trudno dziś odpowiedzieć na pytanie, ile Polek wstąpiło wówczas do trzebnickiej wspólnoty. Gdy cysterki wróciły do swego domu, większość z nich, także rodowitych Ślązaczek, posługiwała się swobodnie językiem polskim. Ksieni Pakosławska, pochodząca ze znakomitego śląskiego rodu, stała na czele wspólnoty, w której wiele z jej podopiecznych nie tylko szczyciło się herbami polskiej szlachty, ale również utrzymywało stałe i owocne kontakty z wieloma kręgami kultury religijnej w Koronie. Wśród zaprzyjaźnionych klasztorów trzeba wskazać na wielkopolski Przemęt, gdzie wśród cystersów przez pewien czas wychowywał się późniejszy tłumacz Pisma Świętego, jezuita Jakub Wujek, a skąd słał zakonnicom swoje dzieła mnich Kasper. Pisane piękną polszczyzną, są wspaniałym zabytkiem sarmackiej religijności, zapisem czci wielu świętych, w tym Maryi z Jasnej Góry, tak popularnej w polskich rodzinach w dramatycznym czasie potopu szwedzkiego. Trzebnickie Panny gromadziły rękopiśmienne zbiory modlitewników, rozmyślań, Rozmów nabożnych i Dyscyplin dusznych, w których znajdujemy wspaniałe świadectwo głębokiego życia religijnego, rozkwitu duchowości wspieranej osobistą medytacją i Eucharystią. Na Śląsku były mniszki pod tym względem forpocztą soborowych reform, które w innych żeńskich opactwach miały dopiero nadejść w najbliższej przyszłości.

Jednym z owoców tych przemian było ożywienie kultu św. Jadwigi. Zupełnie jakby świętej pozwolono pomagać na nowo.
Małgorzata Rayska – „na chwałę i cześć Świętej Jadwigi”
Na obrazie przedstawiającym świętą fundatorkę z bryłą kościoła w lewej ręce widnieje podpis Małgorzaty Benedykty Rayskiej, profeski, która w 1653 roku przyczyniła się do powstania tego dzieła. Zostało ono umieszczone w ołtarzu głównym kaplicy św. Jadwigi w taki sposób, że dziś jej alabastrowa postać na sarkofagu spogląda wprost na swój portret. Nieco monumentalna księżna uśmiecha się łagodnie z malowidła, przypominając odwiedzającym kościół, że przez prawie sześć wieków sprawowała opiekę nad proszącymi o pomoc, broniąc przed niebezpieczeństwem wspólnotę białych mniszek. Napis u dołu obrazu nie jest sporządzony przypadkiem w języku polskim. W tym czasie, zdaje się, mowa ta rozbrzmiewała wśród cysterek na co dzień, o ile oczywiście akurat miały pozwolenie na przerwanie świętego milczenia.
W opactwie mieszkało zaledwie kilka niemieckojęzycznych sióstr. Wspólnota zresztą chyba czasami uczyła się nawzajem, skoro na marginesie jednego z modlitewników zachowały się ślady spontanicznego tłumaczenia Ojcze Nasz na oba języki.

Portret Anny Pakosławskiej

Żywa kultura sarmacka, o rycerskim zabarwieniu i żywiołowej uczuciowości, musiała imponować całej wspólnocie, która w ten sposób starała się zachować jedność, zmuszona bronić się nawet przed arcykatolickimi władcami habsburskimi i własnym ordynariuszem.
Promieniowanie kultury polskiej było tak trudne do zrozumienia w tej części cesarstwa, że nawet zobowiązani do kontroli zakonnic przełożeni męskich ośrodków cysterskich próbowali ograniczyć te zmiany prowadzące do spolonizowania trzebnickiej wspólnoty.
W 1659 roku opat Arnold z Lubiąża wydał nakaz przyjmowania do klasztoru stałej liczby Niemek, a od wszystkich profesek domagał się posługiwania tym językiem podczas wspólnych zgromadzeń.

Portret Krystyny Pawłowskiej

Jego utyskiwania na stan dyscypliny zakonnej stoją jednak w jawnej sprzeczności ze świadectwem bujnego życia modlitwy, prowadzonego w klasztorze trzebnickim z pomocą licznych książeczek do nabożeństwa, mszalików, przedmiotów osobistego i liturgicznego kultu. Większość z nich pozostaje do dziś bezcennym śladem rozwoju staropolszczyzny i wspaniałej sztuki religijnej czerpiącej z sarmatyzmu.
Krystyna z Wierzbna Pawłowska – ostatnie lata pokoju
Ksieni Krystyna, członkini starego i utytułowanego rodu, pełniła swój urząd przez ćwierć wieku. Trzeba dodać: najwspanialszą dla opactwa ćwierć XVII stulecia. Rozpoczęto wówczas barokową przebudowę kościoła i klasztoru, bliskie związki ksieni z Janem III Sobieskim zaprocentowały także oficjalnym uznaniem uroczystości św. Jadwigi w całym Kościele katolickim.
Sanktuarium trzebnickie zyskało na randze, a pątników z Polski nie brakowało tutaj o każdej porze roku. Na potrzeby prężnie rozwijającego się kultu opatka Pawłowska ufundowała księżnej piękny sarkofag z marmuru i alabastru, w którym spoczęły cenne relikwie świętej.
Niezapomnianym dla mnie przeżyciem stało się swego czasu spotkanie z modlitewnikiem ksieni Krystyny, schowanym dziś na półkach Biblioteki Uniwersyteckiej.

Niewielka książeczka w skórzanej oprawie z tłoczonym chrystogramem jest zbiorem rozmyślań osobistych, który właścicielka ofiarowała jednej z sióstr. Na okładce znajdujemy wpis: „dawam tę księgę do nabozenstwa pannie franciscze Trzibynski aby sie zamnie modliła teraz y posmierci pamiętała nadusze moie. Kochaiąca Matka Kristyna Pawłowska xieni trzibnicka”. Trudno stwierdzić na pewno, czy ta sama ręka spisała i włożyła do zbiorku „kopię zapisu B Bogarodzicy pannie Maryi”, ale nawet jeśli nie była to ta sama ksieni, lecz któraś z kolejnych posiadaczek książeczki, to i tak zyskujemy świadectwo głębokiej, wzruszającej pobożności. Jest to poparty kroplą krwi zapis „umowy” o „wieczną dzierzawę y dziedzictwo poddanego sługi y niewolnika wiecznego”,
w której dusza postanawiała troszczyć się o chwałę Maryi i kochać Ją przez resztę życia, licząc na niebiańską nagrodę. Skromny podpis pozwala nam dostrzec jej duchową pokorę mniszki i dumę z obranego powołania: „niegodne Boskie/stworzenie y kupno/krwie chrystusowey”. Nawet jeśli dziś ta polszczyzna wydaje się nieco odległa, pozostaje wspaniałym dowodem żywej religijności jednej z członkiń trzebnickiej wspólnoty u schyłku XVII wieku.
Nie da się w kilkudziesięciu zdaniach oddać całego bogactwa nowożytnej kultury cysterek śląskich, modlących się w języku polskim i rozumiejących sarmackie wartości. Tych kilka uwag niech pobudzi nas, współczesnych Ślązaków i pielgrzymów, do nowego spojrzenia na grób św. Jadwigi.
Warto zauważyć jeszcze jeden detal: u stóp św. Jadwigi widnieją dwa medaliony ostatniej księżnej śląskiej z rodu Piastów, Karoliny, która nawróciwszy się na katolicyzm, kazała pochować się w nekropolii trzebnickiej. Po jej śmierci, przez cały wiek XVIII klasztor musiał zmagać się z narastającymi atakami zewnętrznymi, które w końcu doprowadziły do jego zamknięcia. Polska historia zapisana w zabytkach przetrwała jednak i należy już do nas.