DOMINIK GOLEMA

Wrocław

Mzyki

Pod koniec wakacji, w ośmioosobowej ekipie, postanowiliśmy znów popielgrzymować na rowerach do Mzyk. Mała wioska, ok. 30 km na południe od Jasnej Góry, zwana Polskim Ars, to jedno z najmłodszych sanktuariów w naszym kraju. Patronuje mu św. Jan Maria Vianney, a miejsce to poświęcone jest w sposób szczególny modlitwie za kapłanów i osoby konsekrowane. Współczesne media i tzw. opinia publiczna są często bardzo niesprawiedliwe wobec stanu kapłańskiego. Poczuliśmy dużą potrzebę wspierania modlitwą księży i dlatego zaczęliśmy nawiedzać sanktuarium w Mzykach. Tym razem każdy z nas trudził się i modlił na rowerze przez dwa dni w intencji swojego kapłana chrzciciela. Jako że mnie i moją córkę, Esterę, ochrzcił ten sam ksiądz, jechaliśmy tandemem w jego intencji, a on w tym czasie wspierał nas duchowo.
Krótka to pielgrzymka, bo zaledwie dwudniowa, ale Pan Bóg przemawia do nas nieustannie i nawet w ciągu dwóch dni usłyszymy od niego bardzo wiele. Sprzyja temu trud, pokonywanie swojej słabości i wymagań terenu oraz modlitwa. Opatrzeni błogosławieństwem przez Ojca proboszcza wyruszyliśmy w drogę. Spora część trasy biegnie przez lasy, słowem – pięknie. Po 60. kilometrze dogonił nas rzęsisty deszcz.
Miejscami śliska, miejscami piaszczysta leśna droga przypominała nam, że pielgrzymka to nie spacer relaksacyjny. Łapiąc oddech na krótkim postoju, przy kolejnej dziesiątce różańca przypomnieliśmy sobie podpowiedź ks. Pawła, który kiedyś głosił u nas rekolekcje, że warto prosić o wsparcie w modlitwie o pogodę bł. Anielę Salawę.
Tego dnia do pokonania mieliśmy jeszcze 25 km. Przemoczeni do ostatniej nitki wezwaliśmy, prosząc o ustanie deszczu: „bł. Anielo – módl się za nami”. I przestało padać. Ucieszyliśmy się jak dzieci, doświadczywszy, że modlitwa z wiarą zanoszona tak szybko i obficie owocuje.
Nazajutrz, na ostatnim, 30-kilometrowym odcinku było ciężko. Teren coraz mocniej pofałdowany, narastające zmęczenie. W naszym etapowym różańcu byliśmy akurat między 4. a 5. tajemnicą bolesną i oto w tym momencie, gdzieś koło Koszęcina, mijamy przydrożny kamienny krzyż z napisem „Wykonało się”. Późnym popołudniem dotarliśmy do Mzyk. Czekali na nas o. Sebastian, zawsze pogodny ks. Tomasz – kustosz sanktuarium i św. Jan Maria Vianney w swych relikwiach. Czekał cierpliwie Pan Jezus w Eucharystii, której godzina rozpoczęcia wyznaczona była naszym przybyciem. Potem agape i smaczne jak nigdzie na świecie, słynne ziemniaczki św. Jana, którymi częstowany jest tutaj każdy pielgrzym.
Już wiemy, że za rok też chcemy przybyć do Mzyk w intencji kapłanów.
Wiemy, jak bardzo potrzeba im naszej modlitwy. Wiemy, że modlitwa przynosi owoce. Wiemy, że sanktuarium w Mzykach to miejsce szczególnie uświęcone. Wiemy też, jak gościnni są mieszkańcy tej wioski i jak pyszne są tam ziemniaczki. Drogi Czytelniku tych słów, a czy Ty już wiesz, w intencji którego kapłana mógłbyś zawędrować do Mzyk?