Zuchwała młodość

Zuchwałość z rzadka odczytywana jest pozytywnie, kojarząc się częściej ze ścieżką
usłaną trupami ofiar zuchwalca – który niewiele ma wspólnego z dzielnym zuchem,
oprócz źródłosłowu – niż z odwagą wzbudzającą podziw. Za zuchwałą bywa uważana
młodość, za jej graniczące z nałogiem lgnięcie do ryzyka i przekraczania granic.

ANNA RAMBIERT-KWAŚNIEWSKA

Wrocław

Chrystus i bogaty młodzieniec, Heinrich Hofmann,
olej na płótnie, 1889 r. Ze zbiorów kościoła Riverside
w Nowym Jorku

WIKIMEDIA COMMONS

Starsi wspominają ją z niemałym sentymentem, młodzi eksploatują siły, które im oferuje. Młodość (gr. neotēs).
Przedmiot zazdrości, ulotny dar i nieograniczone źródło sił witalnych. Pomysłowa, nieokiełznana i świeża, jednocześnie pełna marzeń oraz pozbawiona wyobraźni.
Jeśli nie teraz, to kiedyś na pewno!
Choć marzenia człowieka młodego wybiegają daleko w świetlaną (jakżeby inaczej) przyszłość, wyobraźnia wydaje się ograniczona do chwili przeżywanej „teraz”.
Młody podejmuje wyzwania i trudne decyzje o tyle, o ile ich konsekwencje nie będą burzyły bardzo skrupulatnie usnutych wyobrażeń przyszłości. Z drugiej jednak strony młodość lubi również płomienne „tu i teraz”, zapominając o konsekwencjach, oraz pełne prokrastynacji „kiedyś”, wychodząc z założenia, że wszystko się jeszcze wydarzy – wszak „młody” równa się „nieśmiertelny”. Zapewne takimi kategoriami kierował się młody człowiek, którego znamy pod nadanym mu przez tłumaczy przydomkiem „bogaty młodzieniec”. Porwany słowami i dziełami Jezusa stawia pytanie o coś, co wydawałoby się dla niego najważniejsze: Nauczycielu, co dobrego mam czynić, aby otrzymać życie wieczne? (Mt 19, 16). Skoro młodzieniec przestrzegał wszystkich przykazań, dlaczego odchodzi na słowa Jezusa: sprzedaj, co posiadasz, i rozdaj ubogim […] potem przyjdź i chodź za Mną? Ponieważ Mistrz domagał się od niego decyzji niosącej daleko idące konsekwencje, rzutujące na całą jego przyszłość – cały ten szmat czasu, który został mu do przeżycia na ziemi. Idę o zakład, że pomyślał – „jestem jeszcze młody, jeśli nie teraz, to kiedy indziej dołączę do Mistrza, co się odwlecze…”. Problem w tym, że relacje Ewangelistów nie pozostawiają złudzeń, że to „kiedyś” nigdy nie nastąpi (wszak ziemska misja Jezusa dobiegała już końca), a chwilowy, „tu i teraz” rozpalony zapał zgasł w okamgnieniu, by raz na zawsze przekreślić życiową szansę. Bo młodość zawsze ma czas…
Ale młodość jest też okresem wyczekiwania i niedosytu, którego młody bogacz jest ewidentnym zaprzeczeniem.
Posiadł coś, co w świecie uchodzi za pełnię – o ile młodym zawsze brakuje środków, ale mają czas, o tyle starszym zawsze brakuje czasu, choć mają środki. Młodzieniec posiadł oba dobra – czas, który oferowała mu młodość, oraz środki pozwalające na syte życie, którego z nikim, jak się zdaje, jeszcze nie współdzielił.

Jezus nie uderza więc wyłącznie w bogactwo młodzieńca, któremu będzie trudniej niż przysłowiowemu już wielbłądowi (Mt 19, 24), ale również w jego sytą, gnuśniejącą młodość, która utraciła swą naturalną skłonność do wyzwań i przygody, ulegając rutynie skrupulatnego wypełniania uczynków Prawa.
Młodość stateczna…
Jest też i inna młodość, stateczna i zrównoważona, wybiegająca w przyszłość i usilnie na nią pracująca. Młodość wsłuchująca się w słowa mędrca Syracha: Synu, od młodości szukaj nauki i aż do swej siwizny staraj się o mądrość (Syr 6, 18). Młodzi szukający mądrości słuchają głosu z zewnątrz, nie ulegając złudnej myśli „wiem lepiej!”, która nimi nieustannie targa. By jednak młodemu wpoić tę świadomość, należy młodość trzymać w ryzach i nie dawać jej zbytniej swobody (Syr 30, 11), ponieważ jej skłonność do niczym niepohamowanej wolności pcha ją w ramiona grzechu i słabości. Dyscyplina i nauka kształtuje młodość, która ze swej natury płonie żywym ogniem. Lepiej, gdy podsyca go wiara niż adrenalina, by człowiek młody nie zboczył z właściwego kursu i przybił do właściwych przystani. Aby mógł we własnym imieniu wypowiadać słowa: Ty, Panie, jesteś mocą mojego wytrwania. Pan moją nadzieją od dni młodości (Ps 70, 5).
…i zachłanna
Nie oszukujmy się jednak – młodość rzadko bywa ze wszech miar doskonała. Chyba każdy z nas chowa w zanadrzu wspomnienia wyczynów, które nie budzą dumy i wywołują w myślach słowa podobne do tych: Nie pamiętaj o grzechach mojej młodości ani o mych błędach; pamiętaj o mnie według swego miłosierdzia i zgodnie ze swoją, Panie, życzliwością (Ps 24, 7). Ale przecież nawet to, co grzeszne, wpisuje się w spójny obraz młodości, która jeszcze nie wszystko rozumie, ale wkrótce przyprószona siwizną wyciągnie należyte wnioski. Dlatego rację miał pomysłowy mistrz Leonardo z Vinci, zalecając: Zdobądź w młodości twej to, co wynagrodzi szkodę twej starości. Jakakolwiek młodość by była (choć nie myślmy tu o skrajnościach), jest ona alegorią ziemskiej szczęśliwości, czasem poezji i śpiewów, zachwytów nad przyrodą, rumieńców zauroczenia, płomiennej pasji i najgorętszej wiary. Nawet autor Księgi Mądrości wypowiada się o niej z uwielbieniem w pełnym namiętności krzyku: Korzystajmy ze świata jak w młodości: zachłannie! Do jego słów należy dodać jednak jedno „ale” – ale… z należytym chrześcijańskim umiarem.
Choć samodyscyplina wśród młodych nie cieszy się wielką popularnością, jest warunkiem koniecznym, by z zuchwalstwa – tej największej zbrodni młodości – odciąć nadmiar niepotrzebnych (siedmiu) liter.