ZIARNA PRAWDY

Trzeźwe życie alkoholika

„Nie patrz na wino, jak się czerwieni, jak pięknie błyszczy w kielichu,
jak łatwo płynie przez gardło: bo w końcu kąsa jak żmija, swój jad niby wąż
wypuszcza” – mówi Księga Przysłów. O tragicznych skutkach alkoholowego ukąszenia
boleśnie przekonał się Zbyszek, który niemal połowę swego dorosłego życia
przeżył w szponach alkoholu

Szczęść Boże!” – radośnie wita mnie w drzwiach Basia, żona Zbyszka. Poprzednie małżeństwo Zbyszka – jedynie kontrakt cywilny – trwało krótko. Z tamtego związku jest córka, z którą ma bardzo dobre relacje.
Zbigniew nie ma dobrych wspomnień związanych z domem rodzinnym.
Rodzice, pochłonięci pracą, nie mieli dla niego czasu. W tej sytuacji „rodzinę” znalazł w kolegach. Był w 8. klasie, kiedy docenił „kojące” działanie alkoholu. Początkowo pił sporadycznie, z kolegami, jednak szybko uznał, że towarzystwo nie jest mu potrzebne.
W szkole średniej pił już w każdy weekend.
Prawdziwe picie zaczęło się w wojsku.
Później było już tylko gorzej. Rodzice czasem mówili, aby przestał pić, ale na niewiele się to zdało. „Za późno zaczęli reagować” – zauważa Zbyszek.
„Alkoholizm to choroba nie tylko pijącego, ale także całej rodziny i wszyscy muszą podjąć z nią metodyczną walkę” – podkreśla mężczyzna.
Nastał czas, kiedy alkohol stał się dla Zbyszka nieodłącznym towarzyszem każdego dnia. „Kładłem się spać z butelką, z butelką się budziłem” – wspomina. Wyrzucenie z pracy było kwestią czasu. Niewiele później, za jazdę po pijanemu, stracił prawo jazdy.
Wciąż miał dom, ale coraz częściej sypiał w piwnicach i melinach. Mógł pić, bo na koncie miał trochę pieniędzy.
Pewnego dnia, po nocy spędzonej w piwnicy, poszedł z „kolegami” wybrać z konta kończące się już pieniądze.
Beznamiętnie podał dowód osobisty kobiecie w okienku.
– Zbyszek! To ty?! – usłyszał.
Dopiero wtedy w pracownicy banku rozpoznał koleżankę z ławy szkolnej. – Co z tobą?
„Chociaż od dawna nie liczyłem się z opinią ludzi, wtedy najchętniej zapadłbym się ze wstydu pod ziemię – wyznaje mężczyzna. – Chciałem jak najszybciej uciec z tego miejsca. Po raz pierwszy dotarło do mnie, że jestem na dnie”.
Poszedł do domu. W drzwiach przywitała go zaskoczona matka, którą poprosił o pomoc. Tym razem rodzice stanęli na wysokości zadania i pomogli mu dotrzeć do poradni odwykowej. Zaczęło się mozolne wychodzenie z picia.
Po dziesięciu latach picia jego życie powoli nabierało kolorów.
Na pytanie o grupę AA (Anonimowych Alkoholików) Zbyszkowi rozjaśniają się oczy. „Ci ludzie stali się dla mnie drugą rodziną! – wyznaje. – Pomogli mi odkryć w sobie duszę, głębię”.

GERD ALTMANN/PIXABAY.COM

Grupa AA przyczyniła się także do odzyskania przez niego wiary. Powoli zaczął, jak mówi się na mityngach – oddawać kierownicę Panu Bogu.
Tato Basi też jest alkoholikiem. To odcisnęło piętno na jej życiu. Dzięki mądrej mamie Barbara także znalazła oparcie w grupie dla rodzin alkoholików.
I właśnie w gronie tej szczególnej „rodziny” doszło do ich spotkania.
„Zaimponował mi tym, że nie pił już od dwunastu lat – wyznaje Barbara”.
Owszem, obawiała się trochę, ale Zbyszek miał w sobie siłę, pokój i radość, która budziła zaufanie, dawała poczucie bezpieczeństwa.
Sakramentalne „tak” powiedzieli sobie przed trzema laty. Od tego czasu tworzą dom, jakiego sami w dzieciństwie nie mieli. Nadal uczestniczą w spotkaniach AA. Zbyszek nie pije od osiemnastu lat, ale wciąż podkreśla, że musi być czujny, bo jeden kieliszek może przekreślić wszystko.
Zbyszek problem alkoholizmu zna od poszewki, więc stara się dzielić swym doświadczeniem. Przy różnych okazjach uwrażliwia rodziców, aby nie żałowali czasu i serca dla swych dzieci.
Alkoholikom radzi, aby podejmowali terapię, przyłączali się do grupy AA. „Sami nie dadzą rady!” – mówi.
„Jeśli chce się pomóc nałogowcowi, trzeba przede wszystkim odebrać mu komfort picia. Jego życie musi stać się uciążliwe. Dopiero wtedy jest szansa na uwolnienie z nałogu” – dodaje Zbigniew.
„To prawda – wtrąca Basia. – Liczenie na to, że ktoś się zmieni pod wpływem dobroci najbliższych, jest naiwnością”.
– A co robić, jeśli ktoś nie chce się leczyć? – pytam.
„Odejść!” – pada szybka odpowiedź.
„Ważny jest jeszcze kontakt z Bogiem – wtrąca Zbigniew. – Z wiarą wychodzenie z nałogu jest o wiele łatwiejsze.
A jest o co walczyć, bo smak wolności jest wspaniały!”

KS. JANUSZ GORCZYCA