MATERIAŁ PRZYGOTOWANY PRZEZ WROCŁAWSKIE CENTRUM ROZWOJU SPOŁECZNEGO

Wrocław zbudował się na nowo po 1945 roku jako miasto i jako wspólnota

Kiedy myślimy o historycznym Wrocławiu,
zawsze gdzieś w naszej pamięci
pojawia się słowo „twierdza”.

JACEK SUTRYK

Dyrektor Departamentu
Spraw Społecznych
Urzędu Miejskiego Wrocławia

Młodzi mieszkańcy to nadzieja na zbilansowany rozwój Wrocławia

ARCHIWUM URZĘDU MIEJSKIEGO WROCŁAWIA

Myślę, że ma to dwa korzenie. Pierwsze niemieckie, z końca wojny. Festung Breslau, twierdza Wrocław, broniła się dłużej od Berlina, za co zapłaciła olbrzymimi zniszczeniami i śmiercią setek tysięcy osób. Ta druga zapisana w naszej historii twierdza, wiążąca się z latami 80. i stawianiem czynnego oporu komunizmowi, to Wrocław twierdza Solidarności.
Chciałem zacząć od tego wojennego rozumienia, czy może precyzyjniej – od powojennego odbudowywania Wrocławia. O ile było to częściowo możliwe w przestrzeni architektonicznej, o tyle tkanka społeczna miasta kształtowała się zupełnie od nowa. Po wysiedleniu 99% niemieckich mieszkańców ze zniszczonego Breslau, do Wrocławia zjechali nowi mieszkańcy z całej Polski, ale ze szczególnym uwzględnieniem tych ziem, które straciliśmy na mocy decyzji Stalina.
To dlatego we Wrocławiu tak silnie reprezentowani byli mieszkańcy Wilna czy Lwowa, dzięki czemu nasze miasto odziedziczyło tradycje tamtejszych uniwersytetów.
Ponieważ wszystko tworzyło się „od nowa”, we Wrocławiu znalazło się najwięcej (poza Warszawą) kombatantów i bohaterów Polski Podziemnej, uczestników powstania warszawskiego i członków opozycji antykomunistycznej.
W nowym mieście na nowo tworzyły się także struktury komunistycznych tajnych służb, a jako że wszyscy byli nowi, ukrywającym się łatwiej było zachować anonimowość czy zmienić historię życia.
Świadomość historyczna
Pozwoliłem sobie na ten historyczny wstęp, żeby opowiedzieć o fragmencie Diagnozy Społecznej związanej z postrzeganiem naszej tożsamości i samego miasta. Są wśród nas oczywiście tacy, którzy historię przesiedleń i przyjazdu do Wrocławia pamiętają jeszcze z własnego życia, lub znają z opowieści rodziców czy dziadków. Nie możemy jednak zapominać, że młode pokolenia rodzą się, czy też przybywają do miasta, w którym współcześnie lepiej pamiętamy festiwal solidarności, wielką powódź czy choćby Euro 2012.
Tymczasem na Wrocław, taki jakim jest, składa się także ten historyczny (nawet niewypowiedziany) bagaż, że oto Wrocław zaczął w sensie wspólnoty na nowo niewiele ponad 70 lat temu.
Patrząc na wszystkie wspomniane wydarzenia i wcześniejsze badania, przeprowadzający diagnozę opisali Wrocław w czterech głównych punktach, dotyczących wizerunku miasta i jego wielokulturowości. Według badań 61,3% mieszkańców utożsamia się z opisem miasta znanym dobrze z tytułu książki Normana Davisa Mikrokosmos, czyli miejsce spotkania kultur, narodów, grup społecznych.
22% badanych mówi o Wrocławiu jako mieście sięgającym czasów piastowskich.
8% patrzy na Wrocław jako na miasto kresowe, a 7,9% jako miasto niemieckie. We wszystkich tych procentowych wskazaniach nastąpiły zmiany w stosunku do badań opublikowanych w 2013 r. pod tytułem O wielokulturowości monokulturowego Wrocławia.
Największa zmiana wystąpiła wśród grupy patrzącej na miasto jako na mikrokosmos.
We wspomnianych badaniach było to 46% respondentów, zmiana wynosi zatem ponad 15% i, moim zdaniem, będzie postępowała w tym właśnie kierunku. Zresztą dla dobra miasta. Dlaczego? W dobie kryzysu demograficznego i silnych migracji ekonomicznych (także tych wewnątrzkrajowych) spada liczba mieszkańców polskich miast. W Łodzi współczynnik ten spadł o 11% w ciągu ostatnich 14 lat. W liczbie mieszkańców mówimy o ponad 85 tysiącach (!) osób. W tym samym czasie liczba mieszkańców Poznania zmniejszyła się o ponad 35 tysięcy, a Katowic o ponad 25 tysięcy osób.
Niestety dalsze prognozy dla polskich miast nie są optymistyczne. Owe spadki to wynik kilku czynników – wspomnianego już kryzysu demograficznego, emigracji zagranicznej w poszukiwaniu lepszej pracy i migracji wewnętrznych, także do miast, które oferują lepsze warunki pracy i życia.
Mikrokosmos
I tu wracamy do wrocławskiego mikrokosmosu.

Diagnoza społeczna potwierdza, że ponad 78% badanych mówi o tym, że przyjazd nowych mieszkańców do Wrocławia jest, ogólnie rzecz biorąc, korzystny (domyślnie: dla miasta i jego mieszkańców).
I muszę powiedzieć, że z tych wyników jestem dumny. Gdy dzisiaj patrzymy na ostatnie lata, które we Wrocławiu przyniosły rozrost nowych miejsc pracy za sprawą dużych inwestycji ze strony zagranicznych koncernów, jestem przekonany, że owe inwestycje przyrastały nie tylko dzięki lobbingowi władz miasta, ale także dzięki otwartej atmosferze naszego miasta. Gdyby ta była inna, po kilkunastu miesiącach ów „boom inwestycyjny” skończyłby się ze względu na niemożliwość odnalezienie się pracowników z całego świata w zamkniętym mieście. Tymczasem ta generalna atmosfera zbudowała nam tak silną markę, że nawet pojedyncze (zawsze skandaliczne, złe i silnie potępiane) przypadki zachowań dyskryminacyjnych nie odwróciły patrzenia na miasto w sposób pozytywny.
Miasto otwarte
To szalenie ważne. Dla wszystkich. Wrocław jako miasto otwarte, dalekie w sensie generalnym, tj. głosu większości mieszkańców – pozostaje w opozycji do nielicznej (choć niestety także, dzięki niektórym politykom, nazbyt głośnej) grupy ludzi bez wyobraźni, gotowych praktykować głęboko niechrześcijańską mowę nienawiści. Może jest to nasze nowe rozumienie „Twierdzy Wrocław” – miasta gotowego bronić swojej otwartości na przekór tym, którzy karmią nią własne lęki. Z tak ufortyfikowanego zdrowym rozsądkiem Wrocławia jestem dumny. Bo dzięki temu lepiej rozumiem, dlaczego naszego miasta nie ma na liście wyludniających się miejscowości. Dlaczego Wrocław daje nadzieję tym wszystkim, którzy przybywają doń z Polski czy zagranicy. I dlaczego Wrocław wciąż się rozwija. Te wszystkie górnolotne stwierdzenia przekładają się na bardzo przyziemne rzeczy. Więcej mieszkańców, to więcej miejsc pracy – tak, w tę stronę, rodzimy biznes i zagraniczne inwestycje łączy to, że mogą rozwijać się w miejscach, w których są w stanie pozyskać nowych pracowników, a o to przy spadającym bezrobociu zwyczajnie trudno. Rozwijający się biznes to większe wpływy z podatków do kasy miasta, a nowi młodzi mieszkańcy to nadzieja na to, że założą swoje rodziny i zostaną w naszym mieście, a co za tym idzie – nie będziemy musieli zamykać szkół czy przedszkoli. Młodzi mieszkańcy to wreszcie nadzieja na zbilansowany rozwój Wrocławia, w którym seniorzy nie będą pozostawieni sami sobie, bo wciąż będą wśród nas ludzie młodzi i pełni energii, także do towarzyszenia im właśnie.
Nowe wyzwania
Pozostaje duże wyzwanie do podtrzymania tych trendów, nadążenia za tymi dobrymi zmianami. Część zobowiązań leży po stronie urzędów i instytucji miejskich (nowe szkoły, przedszkola, sprawniejsza komunikacja miejska), część wymaga silnej współpracy z organizacjami pozarządowymi i wszystkimi mieszkańcami Wrocławia.
Jak choćby programy edukacji patriotycznej stojące w opozycji do myślenia nacjonalistycznego. Byłem szczęśliwy, czytając dokument episkopatu Polski Chrześcijański kształt patriotyzmu, którego redaktorem był biskup wrocławski Józef Kupny. Uważam zresztą, że rola Kościoła w budowaniu otwartego społeczeństwa jest nie do przecenienia, nie tylko dlatego, że samo chrześcijaństwo jest ze swojej natury otwarte na każdego człowieka i operuje w logice miłosierdzia oraz pomocy. Także ze względu na piękną współpracę tej Instytucji z bratnimi religiami, z Kościołem greckokatolickim czy wszystkimi tymi, którzy znajdują się w dzielnicy wzajemnego szacunku: prawosławnymi, luteranami czy gminą żydowską.
Otwarty Wrocław dla wszystkich jest zadaniem dla nas wszystkich. Musimy o niego dbać, by wciąż był miastem z naszych marzeń – nawet jeśli wciąż trochę mu do ideału brakuje. Ale jedyne „skończone” miasta na świecie to… te bezludne. My nie chcemy bezludnego Wrocławia.