Zaczerpnąć wody ze strumienia…

O życiu Słowem Bożym,
ekumenicznej lekturze Biblii
i trudnościach 
w jej zrozumieniu
z ks. prof. Mariuszem Rosikiem
rozmawia

WOJCIECH IWANOWSKI

„Nowe Życie”

Wojciech Iwanowski: Księże Profesorze, jak często chrześcijanie katolicy czytają Pismo Święte? Czy znamy Biblię?
Ks. prof. Mariusz Rosik: Po Soborze Watykańskim II w Kościele pojawia się coraz więcej ruchów i wspólnot, w których Pismo Święte odgrywa niebagatelną rolę. Na gruncie polskim wymienić trzeba Ruch „Światło-Życie”, Drogę Neokatechumenalną, Focolari, Comunione e Liberazione, Ruch Odnowy Charyzmatycznej i wiele innych mniej formalnych wspólnot. W wielu parafiach działają Kręgi Biblijne.
Uczestnicy tych wspólnot i kręgów całkowicie świadomie opierają swoje życie wiary na Biblii.
Generalnie jednak uznać trzeba, że to wciąż mało. Gros katolików zna Biblię epizodycznie – potrafi wymienić kilkanaście historii tam opisanych, jednak nie ma całościowej wizji historii zbawienia przedstawionej przez autorów biblijnych. Stąd dobrze się stało, że od ponad dziesięciu lat rozwija się w Polsce Dzieło Biblijne im. Jana Pawła II.
To budzi nadzieję na szerzenie kultury biblijnej.

Jak biblista czyta Pismo Święte?
Czasem na kolanach, a czasem przy biurku. Często w oryginale, a niekiedy obłożony różnojęzycznymi komentarzami.
Czyta różne wydania i rozmaite przekłady. Lubię wyznanie Romana Brandstaettera, który w taki sposób mówi o lekturze Biblii: „Jeżeli przeczytasz ten i ów rozdział dwadzieścia razy, powinieneś przynajmniej dziesięć razy czytać go inaczej i za każdym razem odkrywać w nim inne obszary. Nigdy jednak nie bądź pewny, że dotarłeś do właściwego jego sensu, do sedna sprawy. Nie popadaj w popłoch, jeżeli za każdym czytaniem inne wartości wydobędziesz z tego samego tekstu, nawet takie, które sobie nawzajem przeczą. Biblia jest żywiołem bez dna i granic. Nikt z badaczy, egzegetów, teologów, uczonych i pisarzy nie dotarł do jej najgłębszych źródeł. Dlatego nie zrażaj się, jeżeli w Biblii czegoś nie zrozumiesz.
Mądrzejsi od ciebie również nie rozumieli wszystkiego. Ale bądź zawsze przygotowany na nieprzewidziane odkrycia i znaleziska, które podczas poprzednich lektur wymknęły się twojej uwadze” (R. Brandstaetter, Krąg biblijny, Kraków 2010, s. 63.).

PIXABAY.COM

A jak robią to świeccy ludzie? Czy są jakieś sposoby metodycznej lektury Pisma Świętego?
Łacińska formuła mówi o lectio continua, czyli o „ciągłym czytaniu” Biblii. Chodzi więc o czytanie rozdział po rozdziale poszczególnych ksiąg. Kto decyduje się na taką formę lektury, powinien raczej zacząć od Ewangelii, Dziejów Apostolskich, listów Pawła, a dopiero potem przechodzić do trudniejszych ksiąg, zwłaszcza Starego Testamentu. Rozpoczęcie od Księgi Rodzaju, a skończenie na Apokalipsie może okazać się nużące.
Innym sposobem czytania Biblii jest sięganie po teksty liturgiczne. Kto jednak zatrzymuje się jedynie na czytaniach występujących we Mszy Świętej każdego dnia, musi mieć świadomość, że nie przeczyta całego Pisma Świętego.
Pewne jego fragmenty nie zostały włączone w cykl czytań liturgicznych.
Aby czytać Biblię, warto zarezerwować sobie właściwy czas na lekturę.
Właściwy to znaczy taki, kiedy nie będziemy zbyt zmęczeni, gdyż zmęczenie utrudnia percepcję, ale też taki, gdy nie będziemy zbyt pobudzeni i zajęci sprawami codziennego dnia, gdyż to z kolei utrudnia skupienie. Niektórzy wybierają spokój wieczoru, inni wolą czytać Biblię o brzasku dnia. Niektórzy czynią to codziennie po kilka minut, inni raz czy dwa razy w tygodniu przez dłuższy czas. Warto też pomyśleć o dogodnym miejscu, gdzie łatwo osiągnąć spokój i gdzie nie będzie zbyt wielu rzeczy, które mogą odciągnąć uwagę od lektury.
Bardzo pomocna jest stara metoda lektury Biblii zwana lectio divina.
To modlitewny sposób pochylania się nad Pismem Świętym. Zawiera między innymi takie elementy, jak medytacja, konkretne postanowienie do wprowadzenia w życie czy modlitwa dziękczynienia za to, co Bóg objawił nam przez swoje słowo.
Czy praktyka duszpasterska i naukowa Księdza Profesora wskazuje jakieś szczególnie trudne fragmenty w Piśmie Świętym? Co sprawia trudności świeckim, a co duchownym?
Nie sądzę, żeby była jakaś szczególna różnica między trudnościami, jakie nastręcza lektura niektórych fragmentów osobom świeckim i duchownym.
Wszyscy zmagamy się z podobnymi pytaniami. Praktyka wskazuje, że największą trudność budzą te fragmenty Starego Testamentu, w których Bóg nie tylko zezwala na zło, ale nakazuje je czynić – np. podczas zajmowania przez Izraelitów Kanaanu, gdzie w imię Boga zabija się innych. Czy na pewno Bóg posłał anioła śmierci, aby zabijał niewinne dzieci Egipcjan? Dlaczego zezwolił szatanowi obsypać trądem Hioba? Obraz Boga karzącego i łączący się z nim temat cierpienia niewinnych wciąż budzą tysiące pytań.
Częstym zarzutem stawianym chrześcijanom jest to, że Biblia zamiast łączyć, dzieli wyznawców Chrystusa. Inaczej interpretujemy Słowo Boże, posiadamy inne kanony ksiąg natchnionych. Jak Ksiądz Profesor patrzy na tę sprawę?
Dziś sprawa nie jest już tak poważna, jak było to choćby kilkadziesiąt lat temu.

Wtedy katolicy nie sięgali po protestanckie komentarze biblijne i odwrotnie. Dziś nie tylko czytamy się nawzajem, ale także powstają wspólne, ekumeniczne opracowania Biblii.
Na rzymskim Biblicum wykłady mają także protestanci. To dobry kierunek.
Wspomnieliśmy o natchnieniu. Mimo katechezy często jest to zagadnienie źle rozumiane przez chrześcijan. Jak my, katolicy, rozumiemy natchnienie Pisma Świętego?
Powstałe w latach 1599–1600 płótno Caravaggia, zatytułowane Święty Mateusz i anioł, przedstawia pierwszego ewangelistę – celnika, oddanego twórczej pracy pisarskiej, której treść adresowana była do chrześcijan rodem z judaizmu. Nad głową dostojnego siwowłosego mężczyzny (którego pierwszy wizerunek odrzucono jako zbyt wulgarny!) unosi się wdzięczny anioł, który wydaje się szeptać do ucha natchnionego autora pierwszej księgi Nowego Przymierza Boskie słowa. Parola per parola – mówią Włosi; „słowo po słowie” – tak zdaniem mistrza światła i cienia miało wyglądać wyłanianie się spod pióra Apostoła stronic tekstu natchnionego. Natchnienie (łac. inspiratio) w rozumieniu Caravaggia, który zresztą był spadkobiercą przekonań patrystycznych usystematyzowanych poglądami Tomasza z Akwinu, było tożsame z dyktandem (łac. dictatio). Duch Święty, ukryty za skrzydłami anioła, miał dyktować wyraz po wyrazie tekst Ewangelii nawróconemu celnikowi.
Tak wówczas pojmowano natchnienie.
Dziś wiemy, że rzecz ma się inaczej.
Natchnienie to nadprzyrodzone działanie Ducha Świętego na pisarzy ksiąg biblijnych. Działanie to sprawia, że prawdziwe słowo ludzkie jest jednocześnie prawdziwym słowem Boga. Chcąc przekazać swoje słowo, Bóg posłużył się ludźmi. Bóg dawał im zrozumienie Bożych spraw, jednak pisząc o nich, używali oni własnych zdolności. Każdy z biblijnych autorów dobierał słowa, za pomocą których chciał przekazać prawdy otrzymane od Boga. Każdy z autorów natchnionych był dzieckiem swojej epoki. Posługiwał się ówczesnym stanem wiedzy i w swoim pisarstwie oddawał ówczesny sposób widzenia świata. Biblia nie musi więc odpowiadać dzisiejszemu stanowi nauk szczegółowych, nie jest bowiem podręcznikiem archeologii, astronomii czy fizyki. Jest „podręcznikiem wiary”. Odpowiedni dokument Soboru Watykańskiego II głosi: „Księgi biblijne w sposób pewny, wiernie i bez błędu uczą prawdy, jaka z woli Bożej miała być przez Pismo Święte utrwalona dla naszego zbawienia” (Konstytucja o objawieniu Bożym 11).
Każde słowo zapisane w Biblii jest natchnione, ale nie każde jest objawione. Różnica jest zasadnicza.
Natchnienie jest stałą cechą Pisma Świętego i obejmuje każdy wyraz, jest ono bowiem bezpośrednim i nadprzyrodzonym wpływem Boga na umysł, wolę i władze wykonawcze piszącego.
Objawienie natomiast obejmuje tylko niektóre prawdy, których bez pomocy Boga człowiek nie byłby w stanie sam odkryć. Dotyczy to na przykład prawdy o Trójcy Świętej.

Święty Mateusz i anioł, Caravaggio, ok. 1600, olej na płótnie.
Ze zbiorów kościoła św. Ludwika Króla Francji w Rzymie

WIKIMEDIA COMMONS

Na koniec chciałem zapytać, jaki fragment Pisma Świętego był najważniejszy w życiu Księdza Profesora Mariusza Rosika?
Gdy miałem 14 lat, uczestniczyłem w rekolekcjach ewangelizacyjnych, od których rozpoczęło się dla mnie zupełnie świadome kroczenie drogą wiary.
Tekstem, który radykalnie wprowadził mnie na tę drogę, była nocna rozmowa Jezusa z Nikodemem, opisana przez Jana Ewangelistę. Z czasem okazało się, że tych ulubionych fragmentów mogą być setki. I za każdym razem odkryjemy coś nowego we fragmentach, które doskonale znamy.
Przekonany o zmienności świata i o ciągłym ruchu w przyrodzie, na kilka wieków przed Chrystusem, Heraklit z Efezu wołał: „Niepodobna wejść dwukrotnie do tej samej rzeki”.
Przejąwszy ten obraz, Ojcowie Kościoła przekształcili go, mówiąc, że kto czerpie ze zdroju słowa Bożego, za każdym razem odnajduje w nim nowe bogactwo.
Jeśli bowiem spragniony wędrowiec pochyla się nad strumieniem, to choćby co dzień przychodził w to samo miejsce, za każdym razem zaczerpnie inną wodę niż ta, którą pił wczoraj.
A swoją drogą, aby zaczerpnąć źródlanej wody ze strumienia, trzeba przed nim uklęknąć.

Nikodem z wizytą u Jezusa, John La Farge, 1880, olej na płótnie.
Ze zbiorów Smithsonian American Art Museum, Waszyngton, USA

SMITHSONIAN AMERICAN ART MUSEUM