Świat bez Biblii – na granicy wyobraźni

Gdy mowa o konieczności codziennej lektury Biblii,
nie ma chyba słów bardziej znanych niż te, które zapisał
w swoim komentarzu do Księgi Izajasza święty Ojciec
ze Strydonu. Rzekł on: „Nieznajomość Pisma Świętego
jest nieznajomością Chrystusa”.

ANNA RAMBIERT-KWAŚNIEWSKA

Wrocław

Dawid, rzeźba Michała Anioła, marmur, 1501–1504,
Galleria dell’Accademia, Florencja

PETER HOARE/PIXABAY.COM

Skoro żyjący w IV w. Hieronim miał świadomość ogromnego znaczenia Biblii, która pchnęła go do tytanicznej pracy – do stworzenia czcigodnej Wulgaty, o ile bardziej powinniśmy Pismo Święte zgłębiać my, stechnicyzowane dzieci swoich czasów, które dostęp do wszelkich informacji osiągają poprzez kilka uderzeń w klawiaturę i kliknięć komputerową myszką. Okazuje się jednak, że nawet w gronie zaangażowanych chrześcijan znajomość biblijnych kart pozostawia wiele do życzenia – kuleje do tego stopnia, że rodzi pytanie z pogranicza horroru i science-fiction: jak wyglądałby świat bez tej najniezwyklejszej Antologii Świętych Ksiąg? Nakreślenie choć kilku niedbałych szkiców tak wykraczającej poza ludzkie pojmowanie wizji wymaga ogromnego zaangażowania wyobraźni. Czymże byłby jednak świat bez intelektualnych eksperymentów? Spróbujmy zatem…
Sztuka nie tak biblijna
Jego sylwetka uchodzi za dzieło doskonałe – wynurzające się spod kędzierzawych włosów oczy i zmarszczone brwi przykuwają uwagę, powłoka ciała w niczym nie przypomina zimnego marmuru, a przerzucona przez plecy proca doskonale imituje giętkość zwierzęcej skóry. Jego mięśnie są napięte w gotowości do walki. Tak wygląda wyeksponowany we florenckiej Galleria dell’Accademia Dawid autorstwa słynnego Buonarrotiego, a kopia monumetu wciąż zdobi słynną Piazza della Signoria. Dzieło Michała Anioła jest materializacją wyobrażeń o pięknym Dawidzie, którego w 1 Sm 16, 12 opisano tak: „był on rudy, miał piękne oczy i pociągający wygląd”.

Mimo że nie jest to deskrypcja nader dokładna, przed oczami staje nam atletyczny posąg z Toskanii. Choć spotkanie z Dawidem – nawet tym nieoryginalnym – bez wątpienia zapada w pamięć, wystarczy skierować wzrok w prawo, by ujrzeć kolejne arcydzieło, tym razem autorstwa Benvenuto Celliniego. Odlany z brązu Perseusz stoi dumnie na ciele Meduzy, dzierżąc w lewej dłoni głowę monstrum, a w prawej miecz, którym dokonał chwalebnego czynu. Scena równie wymowna, co posągowa, ujęta w polikletejskie proporcje, waleczność Dawida. Wszak wszystkie rzeźby na Piazza Signoria można by odrzeć z treści biblijnych, stawiając jedynie na mitologię, której i tak jest tam pełno.
Oprócz Dawida zniknęłaby jeszcze Judyta i Holofernes Donatella – rzecz do wyobrażenia. Cóż więc ze sztuką? Czyż Narodziny Wenus Boticellego nie są równie wspaniałe, czyż byłoby wielką stratą, gdyby Caravaggio stworzył więcej obrazów poświęconych Bakchusowi i Narcyzowi, zamiast parać się Biblią, a w miejscu oszałamiających włoskich kościołów stanęły pogańskie świątynie i bazyliki? Przypuszczalnie nie, o ile wyobrazimy sobie przeżywanie piękna w oderwaniu od doświadczenia religijnego…
Jezus – Bóg czy heros?
Nieistnienie Biblii nie zakładałoby oczywiście nieobecności historii zbawienia jako takiej. Zawsze pozostaje przecież przekaz ustny, który… jest wyjątkowo podatny na modyfikacje.
Wystarczy przypomnieć sobie historie z życia codziennego, które w przekazie ustnym, pomimo dobrej woli i pamięci medium, zazwyczaj ewoluują.

Perseusz z głową Meduzy, rzeźba Benvenuto Celliniego, 1545–1554,
Loggia dei Lanzi, Florencja

MARIE-LAN NGUYEN/WIKIMEDIA COMMONS, CC BY 2.5

Skanonizowanie oraz poprzedzające je spisanie tekstów biblijnych bezsprzecznie ustrzegło świat chrześcijan, a przed nimi również Żydów, przed rozmaitymi modyfikacjami tradycji. Wystarczy zerknąć do Septuaginty czy Starożytności żydowskich Józefa Flawiusza, by przekonać się, że tradycja ustna jest bytem ewoluującym. Bywa również naginana do własnych celów. Przed kilkoma laty świat obiegła wieść o Ewangelii Judasza (bądź co bądź znanej wśród specjalistów od kilku dziesięcioleci) – materialny dowód na to, że tradycję można modelować i naginać do celów światopoglądowych.
Strach pomyśleć, kim stałby się w naszych wyobrażeniach Pan Jezus, gdyby nie zapis. Może byłby herosem? Może przypisano by Mu cuda i znaki lub czynności magiczne, których nie uczynił? A może tak jak Manethon w swojej Aegyptiace postąpił z Mojżeszem, czyniąc go przywódcą trędowatych, również Pan Jezus zostałby nie tylko uznany za fałszywego mesjasza, ale i za polityka, próbującego zdobyć władzę kosztem słabego i uciśnionego ludu? Być może. Biorąc pod uwagę wzmagającą się od schyłku starożytności słabość tradycji ustnej, przekaz o życiu, działalności i zbawczych dziełach Jezusa raczej nie przetrwałaby po dziś dzień w wiarygodnym kształcie (choć dla Boga niemożliwe nie istnieje!).
Moralność stoicka
Czy nieobecność Biblii wpłynęłaby na naszą moralność? Wszak oprócz kwestii fundamentalnych, które skodyfikowano w Dekalogu, w Biblii odnajdujemy wiele pomniejszych wskazań, co się Bogu podoba, a co nie, nie mówiąc już o katalogach cnót i wad, w których tworzeniu przodował Paweł.
Czy prawo stanowione byłoby w stanie wypełnić tę lukę? A może prawo naturalne wystarczy, by świat pozostawał niezmieniony i stał jak stoi bez Pisma Świętego? Kłopot polega jednak na wrodzonej ludzkiej skłonności do relatywizowania. Co to oznacza, że uniwersalne i ponadczasowe prawo naturalne opiera się na naturze – zwłaszcza gdy nawet ona w ludzkiej świadomości zmienia się i ewoluuje?
Nie wspominając już o ludzkich tendencjach do stawiania na głowie nawet tak podstawowych pojęć, jak godność człowieka… Być może i chrześcijaństwo bez stosownej kodyfikacji nie ustrzegłoby się relatywizmu, którego działa bywają wytaczane nawet wobec nieomylnych wypowiedzi Magisterium i zadają mniej lub bardziej druzgocące ciosy nawet względem Biblii.

Tradycja ustna nie miałaby tu szans, nawet gdyby w świecie dominowali sangwiniczni wyznawcy stoickiej samodyscypliny.
Różne twarze chrześcijaństwa
Gdyby chrześcijaństwo nie stworzyło i nie skanonizowało swych Świętych Ksiąg, to czy zaistniałby Kościół?
A może żylibyśmy w znacznym rozproszeniu, praktykując wiarę w małych chrześcijańskich wspólnotach, różniących się zwyczajami i może poglądami na wiele spraw – zupełnie wedle pełnych goryczy słów Apostoła Narodów: jeden mówi: „Ja jestem Pawła”, drugi: „Ja jestem Apollosa”, inny: „Ja jestem Kefasa” lub jeszcze inny: „Ja jestem Chrystusa”! (1 Kor 1, 12). Wszak jest on, zwłaszcza od strony rytualnej, pokłosiem synagogi i przeżywanej przez Żydów paschy. Czy moglibyśmy mówić o liturgii… bez pism? Idźmy dalej, czy bez świętych ksiąg rozwinęłaby się kultura pisana? Wszak to średniowieczne klasztory ją pielęgnowały i doprowadziły do wytworzenia najpierw majestatycznej uncjały biblijnej, by później ewoluować w minuskułę i kursywę. Ciekawe, jak wyglądałyby księgi? Przecież świat pogański preferował formę zwoju i dopiero chrześcijaństwo, za sprawą ksiąg liturgicznych i Biblii, przyczyniło się do ekspansji formy kodeksu, która służy nam po dziś dzień. Świat bez Biblii wydaje się zgoła odmienny…
Życie bez Obietnicy
Biblia jest wielką Obietnicą – a właściwie księgą wielu obietnic, które Bóg zapowiada i realizuje. Jest zbiorem obietnic, których wypełnienia wciąż oczekujemy: „…będziemy porwani w powietrze, na obłoki naprzeciw Pana, i w ten sposób zawsze będziemy z Panem” (1 Tes 4, 17). Bez Biblii świat i człowiek z łatwością popaść mogą w odmęty beznadziei – tym większa szkoda, że tak niewielu wierzących po nią sięga i czerpie z jej ogromnych pokładów rozświetlającej życie nadziei.
Pośród zielonych wzgórz Galilei, na północ od Jeziora Tyberiadzkiego, przy samym szczycie Góry Błogosławieństw, którą przecinał niegdyś ważny i ruchliwy szlak handlowy zwany Drogą Morską, wznosi się Domus Galilaeae.
W przemyślanej, nowoczesnej bryle uwagę przykuwa sferyczna szklana konstrukcja wpisana w obiekt. We wnętrzu tego przypominającego kulę ziemską pomieszczenia zlokalizowano bibliotekę, w której centrum, w miejscu wyeksponowanym znalazła swoje miejsce wyjątkowa Księga, Biblia – słowo Boga skierowane do człowieka.
A skoro Słowo stało u początku świata i jest jego wybijającym takt istnienia sercem, to czy on – czy my… moglibyśmy zaistnieć bez Biblii?