Koniec wieńczy dzieło

Nawet najlepsze zamiary nie są jeszcze decyzjami. Nawet najlepsze decyzje
nie są jeszcze czynami, a nawet najlepsze czyny nie są dobre, jeśli nie prowadzą
do dobra – finalnie. Dopiero widząc koniec, możemy powiedzieć, że coś było dobre.

JOANNA NOSAL

Oława

Zanim osiągniemy cel ostateczny – naszym celem na ziemi jest przejść przez życie, dobrze czyniąc.
Żeby to robić – mamy do przeżycia różne chwile i etapy. Jezus jest drogą

BRUNO GLÄTSCH/PIXABAY.COM

Mamy wiele dobrych myśli, które rodzą się i umierają, nie doczekawszy się wcielenia w czyn…
Tak zwane „pobożne życzenia”, marzenia, plany, które pozostają mglistą i nieskonkretyzowaną mrzonką, wypełniają głowę i pozwalają przetrwać trudne chwile, których w życiu nie brakuje. Pomagają znieczulić się na ból codzienności i podkolorować szarzyznę zwyczajności. Ale nie zmieniają niczego. Tylko uśmierzają i wyłączają prawdziwe postrzeganie tego, co jest. Są rodzajem ucieczki.
Ucieczka od codzienności
Niektórzy – ci bardziej aktywni – przechodzą na wyższy poziom ucieczki – realizacyjny. I porywają się na wcielanie pomysłów w czyn. Jednak dopóki nie usiądzie się i nie zaplanuje działania – bacząc końca – można być prawie pewnym, że pozytywny efekt takiego działania graniczy z cudem.
Jednak nie brakuje ryzykantów, którzy porywają się z „motyką na słońce” i w słomianym zapale rozpoczynają akcję za akcją, licząc, że „ktoś” „jakoś” dopnie wszystkie szczegóły.
Życie zmieniają decyzje
Nawet jeśli prowadzą do popełniania błędów. Dopiero wzięcie odpowiedzialności za wynik działania – powoduje wzrost i zmianę. Człowiek roztropny najpierw kalkuluje ryzyko i podejmuje decyzję o działaniu lub niedziałaniu wtedy, kiedy przyjrzy się bilansowi zysków i strat. Czy zawsze możliwa jest taka chłodna kalkulacja?
Czy jest możliwa w miłości, w służbie, w pracy na rzecz innych, w rodzinie?
Boża ekonomia
Ważna jest kalkulacja zgodna z ekonomią zbawczą – odmienną od ekonomii gospodarczo-finansowej.
Boża ekonomia zakłada perspektywę dużo dalszą niż materialna, dotykalna, sprawdzalna. Boży zysk, to jedność z Panem w Niebie. I trzeba wypatrywać tego „końca”, żeby dało się podsumować wszystkie obliczenia i zobaczyć zysk w służbie, miłości i oddawaniu życia za braci.
Ale zanim osiągniemy cel ostateczny – naszym celem na ziemi jest przejść przez życie, dobrze czyniąc, służąc braciom i miłując się nawzajem – na większą chwałę Bożą.
Żeby to robić – mamy do przeżycia różne chwile i etapy. Mamy do podjęcia ważne życiowe decyzje i do zrealizowania cele pośrednie – prowadzące do celu ostatecznego.

To jak pięcie się po drabinie sukcesu, wzrastając, doskonaląc się, zdobywając kolejne umiejętności i sprawności. Tylko „sukces” jest w tej drodze rozumiany nieco inaczej niż powszechnie.
Sukces w tym procesie liczy się stopniem upodobnienia do Jezusa Chrystusa w Jego podobieństwie do Ojca, w Jego bliskości z ludźmi, w Jego posłuszeństwie Ojcu. To Jezus jest Drogą i tylko przez Niego do sukcesu (celu) dotrzemy.
Piszę to wszystko dlatego, że widzę dookoła pogubienie i dezorientację – wiele cennych i szlachetnych chęci – bez przechodzenia na następny etap.
Widzę podejmowanie działania bez kończenia spraw, zamykania rozdziałów, żegnania starego i witania nowego.
Młodzi nie chcą dorastać. Starzy nie chcą się starzeć, umierający walczą o życie. Rodzice walczą o władzę nad dziećmi, mężczyźni o władzę nad światem, kobiety o władzę nad wszystkim. Przełożeni niewolą pracowników, a podwładni nie poddają się przełożonym, bo wiedzą lepiej. Nie sądzę, by TERAZ różniło się od KIEDYŚ, bo i w czasach Jezusa było podobnie i nauczał o tych samych zjawiskach, jakie widać w nas i w naszych realiach.
Więc pewnie jest to obszar tej samej walki duchowej, która toczy się od szatańskiego wypowiedzenia posłuszeństwa Bogu… jednak chciałoby się, żeby świat się zmieniał. Chciałoby się, żeby XX wieków chrześcijaństwa i posłuszeństwa nauce Jezusa Chrystusa – automatycznie jakoś przybliżało nas, wyznawców, do Królestwa.
Jezus jest drogą
Niestety nie jest tak łatwo. Dotyczy nas ta sama walka o dobro, postęp i świętość, która dotyczyła Apostołów i Pierwotny Kościół. Mamy taki sam kłopot z naśladowaniem Jezusa, jak oni. Choć jest nas więcej i powinniśmy naszą postawą „zalać” tak zwany „świat” – nic nie dzieje się automatycznie.
Nic nie stanie się „samo”. Bóg oczekuje od nas indywidualnej decyzji, indywidualnego aktu i indywidualnej wytrwałości do końca. Każdego z nas widzi osobno – każdy jest dla Niego ważny i każdy jest wezwany pojedynczo do przejścia Drogą w Prawdzie ku Życiu.