Skąd się bierze biskup?

Jak wszyscy, chodził do jakiejś szkoły. Być może nawet ciągnął koleżankę z ławki za warkocze
wracał do domu z pozdzieranymi kolanami z chłopięcych wędrówek po okolicznych podwórkach.
Niestety, tego zazwyczaj o swoim biskupie nie wiemy. Może szkoda?

EWELINA GŁADYSZ

Trzebnica

Spotkanie wiernych archidiecezji wrocławskiej
z abp. Józefem Kupnym. Wrocław, kwiecień 2014 r.

KAROL BIAŁKOWSKI/FOTO GOŚĆ

Znamy biskupów bardzo poważnych, znamy tańczących, najmłodszych, najstarszych, tych, którzy poświęcili nam pomniki w rodzinnym mieście, udzielili sakramentu bierzmowania. Znamy ich z prasowych nagłówków, w których główną rolę odgrywają spójniki i przyimki typu: „i” oraz „o”, np. „Biskupi i in vitro”, „Biskupi o klimacie”. O wojnie. O smogu. O ojczyźnie. Bywa też, że nagłówki krzyczą wprost: „Biskupi upominają”, „Biskupi wzywają” i z większą troską: „Biskupi zalecają”.
Biskupi listy piszą…
Jednak najlepiej, my, rzesze Kowalskich, znamy biskupów z korespondencji. Biskupi piszą listy. Dużo listów.
Na Niedzielę Miłosierdzia, na Wielki Czwartek, na 100. rocznicę odzyskania niepodległości. Czasami ta korespondencja jest bardziej spersonalizowana: do rodzin, do chorych, do samotnych, do matek i do ojców. A bywa też, że listy wędrują za granicę. Ta najbardziej znana wymiana zagranicznej korespondencji nastąpiła między biskupami z Polski i biskupami z Niemiec. Jednak poza tym przypadkiem trudno doszukiwać się innych odpowiedzi na biskupie pisanie.
Trzeba uczciwie zapytać: Czy ktoś czasem odpowiada biskupom na listy? Czy ktoś z nas słyszał, by jakiś chory, samotny, cierpiący, by jakiś ojciec lub jakaś matka odpowiedzieli: „Czcigodny Księże biskupie, dziękuję za nadesłany list… itd.”? Czy na pewno „czcigodny”? Może lepiej – z należytym szacunkiem do godności i sprawowanego urzędu – powinno być: „najczcigodniejszy”? Przeciętny Kowalski, bez względu na zakres swojej edukacji, pewnie utknąłby już w tym miejscu. Rzeczywiście, całkiem na marginesie powyższych rozważań: może dziś, w świecie internetowych formularzy, warto pomyśleć o tej sprawie, która wielu Kowalskim ułatwiłaby kontakt z biskupem?
Taki formularz do kontaktów z biskupem lub chociaż nieoficjalny, niewielkiej wielkości „wzór pisma”?
Trzeba jednak przyznać, że znani są biskupi, którzy bez problemu udostępniają swój numer telefonu i obecni są na Facebooku oraz na Twitterze.
…goszczą w mediach
Wracając jednak do tematu. Od czasu do czasu biskupi goszczą też na ekranach naszych tabletów i w głośnikach naszych najnowszych urządzeń typu „audio” jako ludzie, którzy robią rzeczy nietypowe dla sprawowanego przez siebie urzędu: tańczą, śpiewają, biegną lub, jak to było ostatnio na antenie Radia RMF FM, „mówią wprost”. Internetowy świat przez kilka dobrych chwil żył bowiem newsem dotyczącym najmłodszego polskiego biskupa pomocniczego Mirosława Milewskiego (lat 47), który opowiadał o tym, ile zarabia, jakim autem jeździ i czy zatrudniona przez niego pani Agnieszka ma dużo do sprzątania, czy mało.
Takie zwierzenia wywołały oczywiście poruszenie wśród internautów, którzy zainteresowali się przede wszystkim skodą biskupa Milewskiego i jej przebiegiem.
Ciekawostek ciąg dalszy, bo okazuje się, że najmłodszego biskupa na świecie znajdziemy też bardzo blisko – we Lwowie. 21 czerwca 2017 roku w katedrze lwowskiej sakrę biskupią przyjął franciszkanin o. Edward Kawa – biskup pomocniczy archidiecezji lwowskiej. Z chwilą ogłaszania tej decyzji miał 39 lat i stał się najmłodszym biskupem katolickim na świecie.
Relacja papież–biskupi
Ale już całkiem poważnie, to przeciętny Kowalski w ostatnim czasie może zauważyć dosyć duże zainteresowanie biskupami okazane im przez nikogo innego jak… Papieża Franciszka.

„Papież chce, by biskupi…”, „Papież prosi biskupów”, a czasami – jak w przypadku biskupów z Kazachstanu – to „Biskupi apelują w liście do Papieża Franciszka…”. Zatem z pewnością, abstrahując od podejmowanych tematów, można zauważyć pewną intensyfikację na linii relacji: papież–biskupi. Wyraźną bowiem cechą sprawowania urzędu przez Papieża Franciszka jest jego posługa kolegialna. Od początku pontyfikatu Papież kładzie nacisk na to, że jest Biskupem Rzymu, czyli współbratem w biskupstwie wobec innych biskupów, zachowując oczywiście pierwszeństwo.
Biskup też człowiek
Wracając jednak do pytania postawionego w tytule.
Od razu warto zaznaczyć, że tematem rozważań nt. „Skąd się bierze biskup?” nie są dokumenty, które dokładnie wyjaśniają procedury, według których papież znajduje kandydatów na biskupów.
Pytanie: „skąd?” sięga głębiej.
Według oficjalnych danych z 2005 r. w świecie było 4841 biskupów. Wyobraźmy sobie: to prawie pięć tysięcy konkretnych historii. Pięć tysięcy opowieści o domach, w których wzrastał każdy z późniejszych biskupów. Pięć tysięcy historii o ich rodzicach, podwórkach, znajomych ze szkolnej ławy. W końcu to pięć tysięcy mikroopowieści zanurzonych w historii świata, którą na różnych kontynentach piszą: wojny, kataklizmy, ubóstwo, nędza, ale i dobrobyt, a także ogromny rozwój cywilizacyjny. Można się pokusić o stwierdzenie, że to być może nawet pięć tysięcy nic niemających ze sobą wspólnego narracji. A jednak wszystkie mają jeden wspólny wątek: każdego z późniejszych biskupów – już po decyzji Papieża – nuncjusz apostolski zapytał, czy przyjmuje wybór na biskupa. Co takiego było w ich sercach, w historii ich życia, kierowanej przez Bożą Opatrzność, że wszyscy oni, tych 4841 mężczyzn odpowiedziało: „tak”?
Bywa, że coraz częściej dziennikarze pytają biskupów o to, gdzie wzrastali, wśród kogo, co ich kształtowało wtedy i co ich kształtuje dzisiaj, pytają o przewodników duchowych, przeczytane lektury, hobby, ale też… o to, jak się modlą i jak radzą sobie z wątpliwościami, czy je w ogóle mają?
Papież Franciszek na każdym kroku mówi o owczarni, którą kierują pasterze, o byciu ojcem dla wspólnoty, do której Papież posyła danego biskupa. Mówi wprost: biskup to ten, który powinien być na początku, w środku i na końcu stada, które zostało mu powierzone. To pasterz, od którego czuć zapach jego owiec. By to wszystko było możliwe, powinno realizować się duszpasterstwo spotkania, obecności, o którym również mówi Ojciec Święty. Pasterz musi być ze swoimi owcami.
W drodze do świętości
By ta obecność była pięknym i dobrym spotkaniem, które wszystkich prowadzi w jedną stronę – ku świętości, to powinna się definiować również jako poznanie. Może nie tylko zadaniem biskupa jest poznać swoich wiernych, co oczywiście formalnie ma swoje miejsce przy okazji tzw. wizytacji kanonicznych, ale i zadaniem wiernych jest poznawać swojego biskupa? Szukając bowiem w dzisiejszym świecie autorytetów, przewodników, potrzebujemy relacji autentycznej, opartej na zaufaniu i otwartości. Jednak, by to spotkanie nie było powierzchowne, by nie utknęło na pytaniu: Co słychać?, potrzebujemy również czasu, w którym się odnajdziemy, czasu i przestrzeni, o którą należy zadbać. Jak to zrobić? Być może, tak jak on czasem w salce parafialnej pyta nas o to, skąd jesteśmy, skąd pochodzą nasi rodzice, pyta o imiona synów, tak i my – Kowalscy, tworzący wielką owczarnię, moglibyśmy podpytać go o drogę, która prowadziła do rodzinnego domu, mijane sklepy, domy i ludzi – pytać nie po to, by ze wścibskością podglądać nie swoje wspomnienia, ale by zrozumieć, poznać się i zrobić krok w swoim kierunku.