MAREK MUTOR

Wrocław

Kultura sporu

Męczy nas wszechobecny spór. Szczególnie łączymy go z polityką, choć często dotyczy naszego codziennego życia, relacji w pracy, z bliskimi i innymi ludźmi. Sprzeczamy się i polemizujemy na co dzień.
Wiadomo: gdzie dwóch Polaków, tam trzy różne zdania. Nie da się uniknąć sporu. Spór od zawsze był bardzo ważny w sferze publicznej. Już w czasach antycznych sposób prowadzenia dyskusji był przedmiotem rozważań filozofów i polityków. W świecie starożytnym retoryka, czyli sztuka perswazyjnej wymowy, urosła do rangi nauki. Zajmowali się nią Arystoteles i Cyceron, a w republikańskim Rzymie stanowiła podstawę wykształcenia politycznego. Nie zaniedbały retoryki wieki średnie i nowożytność. W klasycznej sztuce przekonywania upatrywano drogi do zgody ogółu na słuszne rozwiązania problemów. Krytyka ze strony oponentów zmusza bowiem do odrzucenia rozwiązań fałszywych oraz do uwzględnienia żywotnych potrzeb innych ludzi. Celem tak rozumianego sporu jest dojście bądź zbliżenie się do prawdy, tak więc sam w sobie nie jest on zły.
Jednak spór ma też drugie oblicze. Jest nim pragnienie przekonania do swoich racji za wszelką cenę, nawet kosztem prawdy, co widać zwłaszcza w polityce. Wówczas na miejsce naczelne wybija się ta część sztuki perswazji, którą nazywamy erystyką. Według A. Schopenhauera jest to metoda dyskutowania w taki sposób, aby przekonać do swego stanowiska wszelkimi godziwymi i niegodziwymi sposobami, zachowując pozory racji. W tym podejściu dyskusję rzeczową (ad rem) łatwo zastąpić oskarżaniem konkurencyjnego dyskutanta (ad personam).
Jak widać, problemem jest nie tyle sam spór, ile kultura sporu. Niewielu już chyba wierzy, że w sferze politycznej dyskusja może być rzeczowa.
Idę o zakład, że większość polskich polityków przeczytało Erystykę A. Schopenhauera, a niewielu miało w ręku np. Sztukę retoryki M. Korolki, nie mówiąc o dawniejszych autorach. Potrzeba wysiłku, aby spór, opierający się często na lękach publiczności, przekuć w dialog prowadzący do zbliżenia stanowisk wokół akceptowalnych przez ogół racji. Jeśli chcemy wymagać tego od polityków, zacznijmy najpierw od siebie. Od rozmów przy rodzinnych stołach, które często nie odbiegają wiele od oglądanych w telewizji awantur. Zastanówmy się, jak komentujemy wydarzenia w serwisach społecznościowych, wpadki i pomyłki tych, którzy prezentują inne zdanie, z jaką lubością delektujemy się „memami”, które – gdyby dotyczyły nas – uznalibyśmy za głęboko niesprawiedliwe.
Kultura dialogu wymaga, aby słuchać drugiej strony i odnosić się do niej z szacunkiem. Ważne też, aby – zanim przejdziemy do dyskusji – ustalić wspólne, akceptowalne także dla drugiej strony poglądy i wartości. Taka praktyka ogranicza pole sporu i daje nadzieję na szybsze znalezienie porozumienia. Mówmy na temat i zachowujmy zdolność do przyznania racji dyskutantowi – nie ucierpi na tym nasza duma.