DOMINIK GOLEMA

Wrocław

Parapet wieżowca

Przypominam sobie z dzieciństwa taki epizod. Mieszkałem wówczas z rodzicami na Szczepinie, na piątym piętrze, nieopodal stacji Mikołajów. Na naszym piętrze miałem dwóch nieco starszych kolegów, jeden chodził już do pierwszej czy drugiej klasy. Pewnego dnia ich mama musiała iść z młodszym do lekarza, starszy miał za jakiś czas pójść do szkoły. Ponieważ czasem się zdarzało, że dzieci musiały same zostać w domu, dla bezpieczeństwa drzwi do kuchni były zamknięte na klucz.
Niestety przez nieuwagę został w kuchni tornister. Mój obowiązkowy sąsiad nie poszedłby przecież bez tornistra do szkoły. Otworzył więc w sąsiednim pokoju okno i po parapecie dostał się do kuchni i zdobywszy swój tornister, poszedł na lekcje. Kiedy jego mama się o tym dowiedziała – dostał lanie, chwilę po tym wzięła go w ramiona i z płaczem pytała, dlaczego to zrobił, przecież mógł się zabić, i tuląc go, prosiła, żeby nigdy więcej… On ze spokojem jej odpowiedział, że nic mu się przecież nie mogło stać, bo przedtem pomodlił się do Matki Bożej. Drogi kolego z dzieciństwa – dziękuję Ci za Twoją katechezę, za naukę modlitwy, za Twoje świadectwo.
Maryja pomaga nam na tyle, na ile jej zaufamy. Mój kolega zaufał jej w pełni i był całkowicie bezpieczny. Jan Paweł II całym swym życiem dawał świadectwo „Totus Tuus Maryjo”. Matka Boża może nawet zmienić tor lotu kuli wystrzelonej z pistoletu, jak uczyniła to 13 V 1981. Dlaczego więc tak trudno nam zaufać i oddać się Jej w pełni?
Wszak nawet gdy prosimy kogoś o modlitwę w naszych intencjach, to często posługujemy się zwrotem: „Zmów za mnie zdrowaśkę”. To brzmi trochę, jakbym Cię, drogi Czytelniku, prosił: „Jak już będziesz się modlił, to pomyśl i o mnie, może coś Ci się uda załatwić…”. Ile w takiej prośbie jest oddania i pełnego zaufania Maryi, a ile praktyki niemal zabobonnej?
Oceniać nie śmiem, ale refleksją się dzielę.
W mojej parafii rekolekcje wielkopostne w tym roku prowadził ks. Paweł ze Świdnicy. Kapłan z ogniem w sercu. Pierwszego dnia kościół był średnio wypełniony, ostatniego – wszystkie siedzące i stojące miejsca zajęte. Dał takie świadectwo wiary i tak podotykał naszych serc, że wychodziliśmy odmienieni, oby na długo. Każdego dnia po wygłoszonym Słowie Bożym zawierzał Matce Bożej naszą wspólnotę parafialną i zwracał się do Niej mocnym, zdecydowanym głosem, prosząc: „Mamo Maryjo!” Księże Pawle, dziękuję Ci za te dwa słowa.
Przypomniały mi tę historię z dzieciństwa i pokazały, z jaką postawą serca się modlić. Do Ciebie, drogi Czytelniku, mam prośbę: kiedy będziesz się dzisiaj modlił, poproś naszą – Twoją i moją – Mamę Maryję o opiekę nade mną i Tobą. Ryzyko upadku z parapetu piątego piętra to dziś ryzyko utraty wiary choćby z powodu jej wyśmiania i wyszydzenia. Mamy wybór: albo się wystraszymy i zostaniemy w zamknięciu, albo jak ten chłopiec weźmiemy Ją za rękę i nikt nam nic nie zrobi. Idziemy…?