W STRONĘ PEŁNI ŻYCIA

Okulary szczęścia Santandreu

Święta Wielkanocne przez wspomnienie i uobecnienie faktu Zmartwychwstania Jezusa
przypominają, jaki jest cel ludzkiego życia – jest nim życie w ufności, pokoju, radości
oraz poczuciu spełnienia. Powstaje pytanie, dlaczego tak się jednak nie dzieje?

KS. JANUSZ MICHALEWSKI

Świdnica

ILUSTRACJA MWM

Hiszpański psycholog, autor wydanych w Polsce trzech książek: Twój umysł na detoksie, Okulary szczęścia oraz Być szczęśliwym na Alasce, Rafael Santandreu odpowiada, że to dlatego, iż człowiek ma nieodpowiednie nastawienie umysłu do swojego życia i rzeczywistości. To nastawienie umysłu porównuje on do okularów, przez które patrzymy na świat. Rodzi ono w nas myśli, które wyzwalają emocje. Jeśli ma się negatywne nastawienie, to nic dziwnego, że rodzą się negatywne uczucia. R. Santandreu wprost mówi, że jeśli człowiek chce się zmienić, to musi zdać sobie sprawę – i to bardzo poważnie – że ludzkie myśli są kluczem do wszystkiego.
Jeśli bowiem ktoś nauczy się myśleć we właściwy sposób, to nauczy się też inaczej odczuwać. Najlepsze w życiu przychodzi w chwili, gdy zaczyna się właściwie myśleć.

Wewnętrzny dialog – umysłowe okulary
Jak rozpoznać swoje nastawienie umysłu? Trzeba posłuchać tego, co człowiek mówi sobie samemu. Może rzadko ktoś uświadamia sobie fakt, że w ludzkim umyśle nieustannie toczy się wewnętrzny dialog. Rozmawia się z innymi i rozmawia się z samym sobą.
Uświadomienie sobie faktu tego wewnętrznego dialogu i posłuchanie go w celu rozpoznania przekonań, jakimi ktoś kieruje się w życiu, jest pierwszym etapem do poznania własnego nastawienia do życia – czyli okularów, przez które patrzymy na świat. Tak naprawdę człowiek stresuje się lub popada w przygnębienie nie z powodu tego, co się dzieje, lecz na skutek tego, jak o tym mówi i myśli. Zadręcza się własnymi myślami o tym, co było albo co może się zdarzyć.
Kiedy ktoś zaczyna bacznie obserwować swoje dialogi wewnętrzne, to często wtedy okazuje się, chociaż niejedna osoba początkowo temu zaprzecza, że często w życiu kieruje się nieracjonalnymi i nierealnymi przekonaniami.
Zdaniem hiszpańskiego psychologa to właśnie ich istnienie w człowieku oraz uparte ich podtrzymywanie są źródłem ludzkiego nieszczęścia i złego samopoczucia.
Proponuje on więc, by okulary nieszczęścia zamienić na okulary szczęścia, czyli by przyjąć zbiór przekonań, które zrodzą w człowieku poczucie radości i pokoju oraz zadowolenia z codziennego życia.

Przekonania pozwalające cieszyć się życiem
R. Santandreu przypomina, że kilkadziesiąt lat temu amerykański psycholog, Albert Ellis, w pewnym uproszczeniu sklasyfikował możliwe nieracjonalne przekonania w trzy zasadnicze grupy. Wyodrębnił zatem zbiory przekonań skupionych wokół twierdzeń:

  1. Muszę wszystko zawsze wykonywać dobrze.
  2. Ludzie muszą mnie dobrze traktować.
  3. Świat musi funkcjonować we właściwy sposób.

Problem z tymi przekonaniami polega też na tym, że człowiek, który nimi się kieruje, traktuje je jako konieczności obowiązujące zawsze i wszędzie, bez żadnego wyjątku. Nic dziwnego, pisze hiszpański psycholog, że taki człowiek żyje nieustannie w poczuciu presji i frustracji. Proponuje zatem, by te irracjonalne przekonania zamienić na następujące:

  1. Aby być szczęśliwym, nie trzeba wszystkiego robić dobrze, lecz z miłością.
  2. Nie potrzebuję, by wszyscy ludzie traktowali mnie dobrze przez cały czas.
  3. Świat nigdy nie funkcjonował doskonale, a mimo to wielu ludzi osiągnęło radość życia. Ja też mogę to zrobić.

Szczęście leży wewnątrz człowieka
Innego rodzaju przekonanie, które zdaniem R. Santandreu odbiera człowiekowi szczęście, to twierdzenie, że leży ono w zdobyciu sprzyjających warunków zewnętrznych. Skutkiem tego przekonania jest nieustanne dążenie człowieka, by znaleźć idealne i wygodne warunki do życia, bez których wydaje się, że nie osiągnie on spokoju serca i umysłu. Doprowadza to niejednego do postawy ciągłego nienasycenia i nieustannej pogoni za stworzeniem sobie „raju na ziemi”.

Jak pisze hiszpański psycholog, za każdą nerwicą kryje się zawsze niezdolność do uwolnienia się od wymyślonej potrzeby, przyjmującej postać absolutnego wymagania, które trzeba koniecznie osiągnąć, by czuć się szczęśliwym. Nerwica jest owocem choroby wymaganiowej, wiary w to, że człowiek potrzebuje wiele, by czuć się dobrze.
Przez taką postawę, jak zauważa R. Santandreu, człowiek kształtuje w sobie „umysł szalonej małpy”. Zachowuje się bowiem jak szalona małpa, która gorączkowo skacze z gałęzi na gałąź w poszukiwaniu gałęzi doskonałej, na której będzie jej doskonale wygodnie. Problem polega na tym, że nigdy jej nie znajduje. Podobnie jest u ludzi, którzy bardzo często w poszukiwaniu szczęścia podążają szaleńczo od zdobywania jednego przedmiotu do drugiego i jakoś nieustannie nie potrafią go znaleźć, mimo że zdobyli rzecz lub stan, którego tak bardzo pragnęli.
Lekarstwem na wspomniane przekonanie jest uświadomienie sobie, że tak naprawdę, po pierwsze, nie da się znaleźć raju na zewnątrz, a po drugie, że człowiek do życia nie potrzebuje dużo, by czuć się dobrze. Proponuje on odkrycie pojęcia „wystarczalność”.
Oznacza ono, że człowiek mówi sobie: mam już wystarczająco dużo w każdym momencie swojego życia.
Wspomniany autor twierdzi, że tak naprawdę każda istota ludzka potrzebuje jedynie codziennej porcji jedzenia i wody oraz jakiegoś schronienia na chłodne dni, ale niewiele więcej. Reszta z tego, co spotyka człowieka w życiu, to dodatki, które ubarwiają mu życie i nadają życiu głębszy smak. Nie są jednak jakimiś koniecznościami, bez których posiadania nie można czuć się szczęśliwymi.
To nie takie straszne, jak myślisz
R. Santandreu wskazuje, że często źródłem ludzkich problemów jest to, iż mają skłonność do oceniania wszystkiego, co im się zdarza (albo mogłoby się zdarzyć) jako negatywnej skrajności, jako czegoś strasznego. Człowiek często zbyt mocno dramatyzuje to, co go spotyka. Jak pisze trochę z żartem, kiedy osoby proszące go o pomoc pytają o rozpoznanie, co im dolega, to nieraz wprost mówi do nich – „cierpisz na chorobę dramatyczną lub na zespół już-nie-zniosę”.
Oczywiście nigdy nie ucieknie się od trudnych spraw, czy też niepomyślnych sytuacji i zdarzeń. Trzeba to z jednej strony zaakceptować, ale z drugiej strony większość z nich nigdy nie jest tak straszna, czy też katastrofalna, jak niestety mamy nieraz tendencję je w taki sposób oceniać. Ludzie bowiem, jak zauważa hiszpański psycholog, są urządzeniami do oceny wszystkiego, co im się zdarza albo mogłoby się zdarzyć. Idą przez świat z czymś w rodzaju linijki mierzącej, w jakim stopniu to, co się im zdarza, jest „trochę złe”, „złe”, „bardzo złe” czy „straszne”; albo przeciwnie – „dobre”, „bardzo dobre” czy „wspaniałe”. Źródłem poczucia nieszczęścia stają się najczęściej oceny pewnych wydarzeń jako strasznych i katastrofalnych, choć w rzeczywistości takimi nie są.
Z tego względu, jak pisze R. Santandreu, warto nauczyć się oceniania wszystkiego, co się zdarza – albo mogłoby się zdarzyć – przy użyciu innych kryteriów. Proponuje zatem, by nauczyć się oceniania wydarzeń życiowych według właściwej miary, w większości bowiem przypadków przeciwności, które nas spotykają, nie są aż tak złe, jak się wydają. Ocenianie jako strasznych wszystkich negatywnych faktów, które się zdarzają, nie jest w najmniejszym stopniu konstruktywne, gdyż ocena taka przynosi szkody emocjonalne i nie pomaga w rozwiązywaniu problemów. Dlatego też najbardziej konstruktywne dla ludzkiego funkcjonowania jest dążenie do umieszczania ocen tego, co nas spotyka, w środkowej strefie skali – jako dobrych, normalnych lub złych. Ponadto warto też stawiać sobie pytanie – w jakim stopniu to, co się stało, przeszkadza mi w robieniu wartościowych rzeczy w życiu?
Czytając książki R. Santandreu, można wyraźniej zrozumieć przesłanie, które miał na myśli autor Księgi Mądrości, kiedy pisał: „Myślcie o Panu właściwie i szukajcie Go w prostocie serca! […] Bo przewrotne myśli oddzielają od Boga” (1, 1.3). Uświadamiają one bowiem, że zarówno to, jak myślimy, jak i to, co myślimy, może nam albo pomóc budować dobre relacje z Bogiem, z innymi i z samym sobą, albo je niestety zniszczyć.