Od ochrony życia do zasady społecznej, cz. 2

Według Nauki Społecznej Kościoła życie powinno być chronione
na każdym jego etapie. Istnieje silny i odczuwalny społeczny konsensus dotyczący
ochrony życia w sensie generalnym.

RADOSŁAW MICHALSKI

Wrocław-Florencja

HENRYK PRZONDZIONO/FOTO GOŚĆ

Możemy jednak wyróżnić cztery główne, różnie uzasadniane wyjątki od tego konsensusu. Są to: aborcja, eutanazja, obrona konieczna i kara śmierci.
Eutanazja
Problem eutanazji trzeba rozważyć w dwóch przypadkach.
Gdy poddaje się jej osoba, która decyduje o własnym życiu, oraz gdy druga osoba (lub grupa osób) decyduje o życiu innego człowieka. W tym pierwszym przypadku uzasadnienie niedopuszczalności eutanazji dla osoby niewierzącej wydaje mi się niemożliwe. Człowiek nieuznający istnienia istoty wyższej czy życia po śmierci rozumie, że jego obecne życie należy tylko do niego i kiedy stanie się ono nieznośne (z jakichkolwiek względów), to on sam chce zdecydować o jego zakończeniu. O ile państwo powinno wspierać takie osoby odpowiednią pomocą psychologiczną i medyczną, o tyle nie potrafię wskazać płaszczyzny, na której mogłoby usprawiedliwić zakaz odebrania sobie samemu życia przez drugiego człowieka. Wierzymy wprawdzie, że instynkt życia w człowieku jest tak silny, że jeśli ktoś targnie się na swoje życie, to najprawdopodobniej jest on niepoczytalny i próbujemy go ratować, jednak w przypadku eutanazji rozumiemy, że mówimy nie o chwilowym załamaniu, ale o decyzji przemyślanej, popartej rozmowami z innymi, w tym z psychologami. Co więcej, znamy też szlachetne przykłady przełamywania owego instynktu samozachowawczego i ryzykowania życiem dla drugiego człowieka, jak choćby w omawianym wcześniej przypadku matki odmawiającej własnego leczenia dla dobra dziecka.
W przypadku decyzji o eutanazji podejmowanej za drugiego człowieka, nawet przy wyrażonej przez niego woli na odebranie owego życia w określonych przypadkach, kwestia jest bardziej złożona. Mówimy o sytuacji, w której sam zainteresowany nie jest już w stanie zabrać głosu. Opieramy się zatem w najlepszym razie na dwóch przesłankach: bądź na jego wyrażonej wcześniej woli, bądź na naszym subiektywnym rozumieniu jego „dobra”, które w tym wypadku miałoby się wiązać ze skróceniem jego cierpienia. Z tym tylko, że swoją decyzję mógł ów człowiek zmienić, mógł nie być jej świadomy, jeśli wyraził ją w ostatnim momencie przed utratą świadomości, lub też mógł podjętej wcześniej decyzji żałować, ale nie miał już okazji jej zmienić. Jako że decyzja o odebraniu życia jest ostateczna i nieodwracalna, trzeba by, biorąc pod uwagę wszystkie te możliwości, przyjąć, że nie można wykonać eutanazji na drugim człowieku.
Po pierwsze, ze względu na brak pewności co do jego decyzji lub brak wiedzy o jej potencjalnej zmianie, po drugie z uwagi na to, że to co my rozumiemy jako „dobro drugiego człowieka” i „uwolnienie go od cierpień”, może być zupełnie nieproporcjonalne do tego, co ta osoba przez te pojęcia rozumie.

Uczciwie trzeba przyznać, że mogłoby być też odwrotnie. Że proporcje są odwrócone i osoba, z którą nie mamy kontaktu, życzyłaby sobie śmierci, podczas gdy my uważamy, że lepiej, aby żyła, ale brak tej właśnie pewności co do decyzji sprawia, że bezpieczniej zostawić ją przy życiu. W tym przypadku możemy zawsze jeszcze coś zrobić, odebranie jej życia uniemożliwia cokolwiek. Za eutanazję nie uważa się przerwania uporczywej terapii, gdy życie człowieka jest w schyłkowej fazie (nie chodzi tylko o wiek), podtrzymywane jest za pomocą leków i aparatury, potęgując jego ból i cierpienie, nie dając nadziei wyleczenia. Przerwanie terapii nie oznacza odebrania życia, ale zaprzestanie podawania środków, które je wydłużają, i skupienie się na ograniczeniu bólu i zapewnienie komfortu do ostatniego momentu.
Obrona konieczna
Kwestia obrony koniecznej skutkującej odebraniem życia napastnikowi jest zbliżona do kwestii ratowania życia matki, skutkującej śmiercią jej dziecka. Także w przypadku obrony przed napastnikiem intencją broniącego się nie może być zabicie napastnika, ale jeśli w toku walki atakujący straci życie, trudno obwiniać o to broniącego się, o ile nie stosował środków obrony rażąco przekraczających powagę sytuacji (np. ostrzelanie człowieka, którego atakowany jest w stanie obezwładnić w inny sposób, lub gdy widzi zbliżającą się pomoc). Sytuacje te jednak zawsze muszą być rozstrzygane indywidualnie ze względu na dużą liczbę czynników towarzyszących podobnym zdarzeniom – nie chodzi tylko o siłę napastnika, ale też o stres osoby atakowanej, pojawiające się silne emocje, działanie adrenaliny, która ogranicza zdolność racjonalnego myślenia itp.


KOŚCIÓŁ NIE ZABRANIA PRAWA
DO OBRONY WŁASNEJ,
ROZSZERZONEGO NA
KONIECZNOŚĆ OBRONY SŁABSZYCH
I ZNAJDUJĄCYCH SIĘ W POTRZEBIE.


Szczególnym przypadkiem „zmasowanej obrony koniecznej” są wojny i konflikty zbrojne, gdy atakowany odpiera najazd przeciwnika, aby chronić swoją wolność, własność lub życie. Wiemy doskonale, że w przypadku bezpośredniej walki zbrojnej broniący zdaje sobie sprawę, że ogrom przeciwników nie pozwala na zastanawianie się nad metodami unieszkodliwienia atakującego i odbieranie życia jest częstą konsekwencją podjęcia obrony. Nawet tu jednak prawo wojenne mówi o konieczności minimalizowania ofiar i odpowiedniej opieki nad rannymi.