MARTA WILCZYŃSKA

Środa Śląska

O kim? O czym?

Mam problem z miejscownikiem. A raczej z odpowiedzią na pytanie, które idzie w parze z tym przypadkiem. Ponownie wracam w felietonie do mediów społecznościowych. Proszę pozwolić, że coś Księdzu zacytuję, i ogromnie jestem ciekawa, jak Ksiądz to odbierze…
Pilnie potrzebny dom!!! Tylko tym razem taki na zawsze… To niemożliwe, żeby takie maleństwo nie miało nikogo… Prosimy w imieniu maluszków udostępnijcie dalej… Kochani, potrzebujemy pilnie Waszej POMOCY!… Kto uratuje dzieciaka przed mrozami? Strachem? Samotnością? Jest na początku nieufny i strachliwy, ale jak się przyzwyczai, to się tuli… Serce mi pękło na milion kawałków… Gdzie jesteś synku? Wracaj do mnie! Piotruś całym swoim serduszkiem prosi Cię, żebyś go zaadoptował…
To fragmenty facebook-owych postów, zaobserwowanych u znajomych. I tu tytułowe pytanie: o kim, o czym mowa? Dla mnie wyciągnięte z kontekstu słowa (przyznaję, że pożyczyłam pojedyncze zdania z różnych postów) brzmią jak dramatyczne wołanie o życie, o adopcję dziecka, o troskę człowieka o człowieka. Nic bardziej mylnego. Te posty połączone są z poruszającymi, chwytającymi za serce zdjęciami… zwierząt. I żeby była jasność – sama mam zwierzaka i jestem za tym, żeby im pomagać, zwłaszcza jeśli inni z niezrozumiałych powodów je krzywdzą.
To brutalne i nieludzkie znęcać się nad zwierzętami albo wyrzucać je, kiedy się znudzą. Ale od jakiegoś czasu mam wrażenie, że bardziej porusza nas porzucone zwierzę niż skrzywdzone dziecko.
Stanęliśmy na głowie? Krzywda ludzka nam spowszedniała? Zastanawiam się, czy z takim samym zaangażowaniem jak w obronie zwierząt stanęlibyśmy w obronie życia ludzkiego. Być może na okazję nie trzeba będzie zbyt długo czekać i temat pojawi się np. podczas rozmowy ze znajomymi. Powiemy wtedy z odwagą, że aborcja nie jest OK? Albo że szanujemy życie ludzkie na każdym etapie: od poczęcia do naturalnej śmierci? Oby tak.
Żeby wszystko było na właściwym miejscu.