Moja Niedziela

1 KWIETNIA 2018 R.
Niedziela Zmartwychwstania Pańskiego

Idź do tych, których nie ma

DZ 10, 34A. 37-43; KOL 3, 1-4; J 20, 1-9

Setki razy czytałem krótki fragment 10. rozdziału Dziejów Apostolskich, który otrzymujemy w pierwszym czytaniu, i odbierałem go jako wzorcową mowę apostoła, który głosi Zmartwychwstanie Jezusa. Wszystko w niej jest: świadectwo o czynach Jezusa, Jego męce i śmierci, a przede wszystkim świadectwo wiary w to, że Chrystus żyje. Jak to się stało, że umykał mi niezwykle ważny szczegół, a mianowicie miejsce wygłoszenia tej mowy. Dom Korneliusza w Cezarei Nadmorskiej. Jakkolwiek sama Cezarea jest miejscem przepięknie położonym i na pewno mogła spełniać wówczas wszelkie warunki kurortu, w którym wakacje all inclusive pozostawały dla wielu szczytem marzeń, to jednak Piotr nie wybrał się tam w celach turystyczno-wypoczynkowych. Piotr poszedł tam, bo kazał mu Duch Święty, a najchętniej wcale by się do Cezarei nie wybierał, a tym bardziej nie miał zamiaru wchodzić do domu Korneliusza. Był on bowiem rzymskim oficerem, a więc dowodził armią, która okupowała Ziemię Świętą. Tu nie tylko chodzi o to, że był poganinem, ale był także wrogiem pod względem – nazwijmy to – politycznym.
A Duch Święty mówi, że Piotr ma pójść i ochrzcić Korneliusza, czyli wprowadzić do wspólnoty Kościoła kogoś obcego, niemal pod każdym względem po ludzku do niej zupełnie niepasującego. Po ludzku tak, ale nie po Bożemu. Bóg nie widzi w Korneliuszu poganina, rzymskiego żołnierza, okupanta. Bóg widzi w nim swoje dziecko, za które Jezus oddał życie. Fakt, że ten fragment Pisma Świętego czytamy w jednym z najważniejszych dni roku liturgicznego, jest znakiem, że Zmartwychwstania nie świętujemy dla samych siebie. Te święta nie są po to, by je obejść i dobrze się poczuć.
One mają nas uczyć patrzeć na innych po Bożemu i słuchać Ducha, który posyła nas do tych, których (być może) uznaliśmy za kompletnie do nas niepasujących.

8 KWIETNIA 2018 R.
II Niedziela Wielkanocna

Świadczysz z mocą?

DZ 4, 32-35; 1 J 5, 1-6; J 20, 19-31

Trudno nie zachwycać się opisami Dziejów Apostolskich przybliżających nam pierwsze lata istnienia Kościoła, tym bardziej że widzimy, iż był to Kościół, który nie nawracał, ale przyciągał. Nie trzeba było dzienniczków, podpisów, karteczek, by ludzie chcieli przychodzić i prosić o chrzest. Gotowi byli do naprawdę poważnych wyrzeczeń, byle tylko móc żyć we wspólnocie chrześcijańskiej. Skąd brała się siła tego przyciągania lub, jak mówi św. Łukasz, moc świadectwa apostołów? Dziś otrzymujemy odpowiedź na to pytania w słowach: jeden duch i jedno serce ożywiały wszystkich oraz żaden nie nazywał swoim tego, co posiadał.
Pierwszy zwrot, tłumacząc na polski, właściwie powinniśmy oddać stwierdzeniem: żyli w przyjaźni. Przyjaźń była tym, co ich łączyło, a fundamentem tej przyjaźni był Chrystus. Drugi nie oznacza, że nie mieli nic. Nie oznacza też, że chrześcijaninowi nie wolno było posiadać majątku.
Oznacza, że nawet jeśli miał i korzystał z tego, co miał, nie nazywał tego swoim. To znaczy – spotykając kogoś, kto nie miał nic, wiedział, że powinien się podzielić. To było oczywiste. Narzekamy dziś na to, iż nasze świadectwo nie jest przekonujące? Zastanawiamy się, jak przyciągnąć do Kościoła tych, którzy do Niego nie należą? Myślimy nad nowymi metodami duszpasterskimi? A może warto wrócić do tych sprawdzonych… od wieków.

Trzy Marie u grobu.
Peter von Cornelius, olej na płótnie (1815-1821),
ze zbiorów Nowej Pinakoteki w Monachium

WEB GALLERY OF ART/WIKIMEDIA COMMONS

15 KWIETNIA 2018 R.
III Niedziela Wielkanocna

Bóg jest Bogiem drugiej szansy

DZ 3, 13-15. 17-19; 1 J 2, 1-5; ŁK 24, 35-48

Kilka razy pada w dzisiejszej liturgii słowa termin „świadek” i wiele razy podkreślałem to, iż różni się od terminu „biegły”, mimo że oba mają prawnicze korzenie. Świadek jest kimś, kto doświadczył, zobaczył, przeżył i może zaświadczyć. Biegły posiada wiedzę, którą może się podzielić. Dziś warto pójść krok dalej i zapytać – o czym mają świadczyć uczniowie Jezusa? Dziś Pan wyjaśnia to swoim apostołom, tłumacząc, iż na Nim spełniają się Pisma, podkreślając, że „w imię Jego głoszone będzie nawrócenie i odpuszczenie grzechów wszystkim narodom”.
Piękne jest to zdanie, bo ono najpierw uświadamia, że w imię Jezusa nie głosi się potępienia, odrzucenia czy wykluczenia kogokolwiek, ale odpuszczenie grzechów i nawrócenie, czyli to, że w naszym życiu nie wszystko jest stracone, że nasz Bóg jest Bogiem drugiej szansy, że jest gotowy podać rękę, uzdrowić, pomóc wstać… I o wiele ważniejsze od samej treści, jaka ma być głoszona, jest to, że jeśli uczeń ma być świadkiem – sam musi na sobie doświadczyć, że Bóg mu odpuścił grzechy, Bóg go podniósł, Bóg dał mu drugą szansę. Inaczej pozostanie teoretykiem (może nawet dobrym, ale zawsze teoretykiem) od Bożego działania, ale nigdy świadkiem.

22 KWIETNIA 2018 R.
IV Niedziela Wielkanocna

O tym, co naprawdę musisz

DZ 4, 8-12; 1 J 3, 1-2; J 10, 11-18

Przestrzegam kleryków na zajęciach z homiletyki przed przymuszaniem na kazaniach kogokolwiek, nawet jeśli są w stu procentach przekonani, iż wskazują dobrą drogę. Przede wszystkim dlatego, że Jezus nie przymuszał.
Mówił: „jeśli chcesz…”, np. pójdź za mną. Tymczasem dziś słyszymy w ustach Chrystusa słowo „muszę”, a w tekście oryginalnym użyty jest termin podkreślający konieczność i zobowiązanie. Nasz Pan coś koniecznie musi zrobić, a mianowicie musi przyprowadzić do owczarni owce, których dziś nie ma w zagrodzie. Pytanie, jak to zrobić? Nakrzyczeć na nie, że się oddaliły, wypominając, jakie były głupie, że wybrały inną drogę? Wygłosić wykład na temat sensu życia w murach owczarni i sprawdzić, która opanowała materiał na tyle, że można ją wpuścić? Przygotować katalog kar, jakie spotkają owce, które do owczarni dobrowolnie nie wrócą? Może się okazać, że te owce może by i wróciły, ale są na tyle poranione i wykończone, że nie mają sił… Musisz jedno – pomóc Chrystusowi wziąć je na ręce i przynieść, wskazując miejsce, które na te owce zawsze czekało.

29 KWIETNIA 2018 R.
V Niedziela Wielkanocna

Nie poprawiaj się

DZ 9, 26-31; 1 J 3, 18-24; J 15, 1-8

Setki razy rozmawiałem z ludźmi załamanymi z powodu tego, iż ich postanowienia poprawy przynoszą tak mizerne skutki. Uda się wytrwać dzień, dwa, tydzień, a później wszystko wraca „do normy”. I widzę zdumienie na ich twarzach, kiedy słyszą ode mnie: „bo nie ty masz się poprawiać”. Jest w nas taka pokusa, by samemu się dopilnować, poćwiczyć, osiągnąć efekt, a później podejść z tym do Boga i powiedzieć: „Zobacz – udało mi się”. Nie wiem, na co wówczas liczymy, ale domyślam się, że na pochwałę, pogłaskanie po głowie, a może także na jakąś nagrodę… Tymczasem dzisiejsza Ewangelia mówi jasno, że to nie ja mam się poprawiać… Ja mam powiedzieć: „Jezu, Ty mnie poprawiaj, naprawiaj, a ja będę na tyle, na ile potrafię, trzymał się blisko Ciebie…”.

KS. RAFAŁ KOWALSKI