KS. JÓZEF MAJKA

Olśnienia

Rozdział trzeci
Wyzwolenie

15 stycznia wstawał piękny, pogodny, choć mroźny ranek. Zauważyłem to dopiero po wyjściu z domu, bo zaciemnione szczelnie podwójne okna oddzielały mnie zupełnie od świata. Kiedy jednak wyszedłem z domu, śpiesząc do kościoła, uwagę moją zaabsorbowały nie tylko poranne zorze, ale przede wszystkim niesamowity huk, jaki dochodził mnie z tamtego właśnie kierunku. Brzmiało to jak praca wielu przepotężnych silników, ale zatrzymawszy się chwileczkę na dziwnie, jak mi się wydawało, pustej ulicy, rozpoznałem, że muszą to być nakładające się na siebie, nieustanne detonacje wielkiej liczby dział i zapewne katiusz. „No to się zaczęło!”, pomyślałem i poszedłem śpiesznie w kierunku kościoła.

Było tu zaledwie kilka osób, Ksiądz Proboszcz był przy ołtarzu. Poszedłem, jak zazwyczaj, do konfesjonału, ażeby przygotować się do Mszy św., którą miałem odprawić za pół godziny. Kończyłem ją, kiedy pierwsze pociski karabinowe zaczęły dzwonić po witrażach. Dały się też słyszeć samoloty i jedna bomba spadła na dach kościoła, ale jak się potem okazało, zniszczyła tylko miedzianą blachę i wiązania, nie naruszając sklepienia. Po krótkim dziękczynieniu wyszedłem, chcąc się udać na plebanię.
Niewielkie podwórze plebanii było wypełnione wojskowymi zaprzęgami konnymi, które przez podwórza plebanii i szkoły próbowały wymknąć się do drogi na Racławice i Rozembark.
Oznaczało to, że główna szosa znajdowała się już pod ostrzałem. Niemcy byli na to przygotowani, bo parę dni wcześniej zburzyli mur dzielący te dwa podwórza. Na plebańskim podwórzu wozy się jednak tak poplątały, że powstała chwilowa blokada, z którą nieliczni żołnierze nie mogli się jakoś uporać. Jeden z nich podbiegł do mnie, wskazując mi gestami, że mam mu pomóc. „No to koniec”, pomyślałem.

„Nie wiadomo, jak daleko będą mnie ciągnąć z tym taborem”.
Unieśliśmy jednak wraz z nim tył wozu, odrzuciliśmy go od słupa, o który był zahaczony, i wszystko to jakoś ruszyło z miejsca. W ten sposób udzieliłem im pomocy w poruszeniu kół, które zaczęły się kręcić, ale już nie dla zwycięstwa, lecz dla klęski, i pośpiesznie zbiegłem na plebanię.
Śniadanie jedliśmy w piwnicy w obawie przed nalotami i ewentualnym ostrzałem. Po dwóch czy trzech nalotach i gęstym ostrzale z broni maszynowej usłyszeliśmy przez okienka piwnicy nawoływania w języku rosyjskim. Nie wychodziliśmy jeszcze, bo akurat trwał nalot, po którym nastąpiły dwa dalsze, zanim się wreszcie trochę uspokoiło.
Wyszliśmy dopiero, kiedy nagle zrobiła się cisza. Słońce świeciło wesoło i w okolicy plebanii nie było żywego ducha.
Wstąpiliśmy z Maciejem do kościoła, by podziękować Bogu za ocalenie życia, i poszliśmy powoli w kierunku kwatery.

Fragment wejścia do prezbiterium kościoła w Bieczu, ze
sceną ukrzyżowania Chrystusa (XV w.). Zdj. archiwalne

ZE ZBIORÓW NARODOWEGO ARCHIWUM CYFROWEGO

Nad naszymi głowami leciały samoloty, ale szukały już celów na zachód od miasta. Na ulicach leżało w zasięgu naszego wzroku kilka żołnierskich trupów, w tym dwa niemieckie i chyba ze sześć sowieckich.
Ponieważ Niemcy uciekali prawie się nie ostrzeliwując, musieli chyba zginąć z rąk własnych lotników.

Ktoś obserwujący bezpośrednio to wydarzenie potwierdził mi potem tę hipotezę.
Ucieczka Niemców była tak szybka, że Ruskich musiała zawieść łączność z własnymi lotniskami.
Weszliśmy do zaciemnionego jeszcze mieszkania, gwałtowny powiew po otwarciu drzwi uświadomił nam, że straciliśmy wszystkie szyby. Odsłoniłem zaciemnienia. Bartusiak zabijał już okna u Waksmundzkich jakimiś kawałkami dykty i zawołał, że zaraz przyjdzie do mnie zrobić to samo.
A ulicą już zaczęli nadchodzić Ruscy: połową jezdni szła piechota, drugą połową jechały samochody, wozy, tankietki, działa, kuchnie polowe i inne różnego rodzaju najdziwniejsze pojazdy. Piechota z karabinami, pepeszami, workami na plecach, w papachach różnego kształtu, z czerwonymi gwiazdkami na czołach. A gęby najróżniejszych typów, raj dla antropologa. I tak jak teraz, mieli iść potem bez przerwy, dniem i nocą przez całe dwa tygodnie, defilując przed moimi zabitymi dyktą oknami.

W następnym numerze o incydentach związanych
z przejściem wojsk sowieckich.